niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział 31

 - Dzień dobry – cmokam ją w czoło i przyciągam do siebie.
Blondynka momentalnie wtula policzek w mój tors i mruczy coś niezrozumiałego pod nosem. Parskam śmiechem i swoimi ustami, z niemałym trudem, odnajduję jej wargi.
- Mógłbyś mnie tak budzić codziennie? - odzywa się zaspanym głosem pomiędzy delikatnymi muśnięciami naszych ust – Nie pogniewałabym się.
- Chyba da się coś z tym zrobić – odpowiadam z uśmiechem i skradam jej kolejnego, ale o wiele bardziej dłuższego i namiętniejszego buziaka.
- Dziękuję za wczoraj – mówi cicho, kreśląc na moim brzuchu niezidentyfikowane kształty – To było niesamowite.
- Nie masz za co. Nawet nie wiesz ile mi radości sprawił widok ciebie biegającej po boisku.
Przytulam ją jeszcze mocniej do siebie i głaszczę delikatnie po nagim ramieniu.
- Ale nie wrócę do tego. Nie ma takiej opcji.
- Co? Dlaczego?
- Jak ty to sobie wyobrażasz? - podnosi wzrok na mnie i opiera swój podbródek na moim torsie – Myślałeś o nas?
O nas. O nas. Słysząc te dwa, krótkie słowa moje serce ma ochotę wyrwać się z klatki piersiowej ze szczęścia.
- Widziałem wczoraj ile radości ci to sprawia – mówię mimo wszystko – To da się pogodzić.
- Jak niby? - słyszę nutę poirytowania w głosie niebieskookiej – Ty na wyjazdach, a na ja treningach? I na odwrót? Będziemy się mijać w drzwiach?
Wzdycham ciężko i posyłam jej niepewny uśmiech.
- Chcę dla ciebie...
- …jak najlepiej – dokończyła za mnie i posłała mi delikatny uśmiech – Ale chyba mamy trochę inne definicje tego „wszystkiego, co najlepsze”.
- Więc? Oświeć mnie.
- Piłka to już skończony rozdział. Świetnie było wczoraj poczuć się znowu tak, jak parę lat temu, ale... Mam już 28 lat, Paul. Nie mogę ganiać za piłką w te i wewte – marszczę brwi, aby szybko zaprzeczyć, jednak ta uprzedza mnie – Chcę się przeprowadzić do Rzeszowa na stałe. Znaleźć mieszkanie i pracę. I... Myślałam o powrocie na studia.
Patrzę na nią zdziwiony, a po chwili obdarzam ją szerokim uśmiechem, co szybko zmazuje jej niepewność z twarzy.
- Mam jedno zastrzeżenie.
- Jakie?
- Tego mieszkania poszukamy razem – posyłam jej znaczący uśmiech i po raz kolejny tego ranka wpijam się zachłannie w jej słodkie usta.


***

Nie rzuciłam słów na wiatr. Od razu po naszym przyjeździe do Rzeszowa zabrałam się za szukanie mieszkania, oczywiście w towarzystwie nieustannie wiszącego na moim ramieniu Lotmana. W międzyczasie odwiedziłam Bełchatów, żeby zabrać resztę swoich rzeczy. Z wielkimi obawami pojechałam razem z Paulem do mojego rodzinnego miasta, na szczęście nasz krótki przyjazd nie odbił się echem po całym Bełchatowie, a wręcz przeciwnie – nie wyszedł poza mury mojego domu.
Mama, chociaż początkowo podchodząca z ogromnym dystansem do mojej decyzji o przeprowadzce – przekonała się i pożegnała nas z uśmiechem, nalegając żebyśmy jak najszybciej ją odwiedzili.
Do nowego mieszkania wprowadziliśmy się dwa tygodnie później. Zaczęłam pracę w Resovii jako drugi fotograf. Początkowo nie dawałam się przekonać do tego pomysłu, jednak po długich przekonaniach zarówno Lotka, jak i wszystkich możliwych kolegów z klubu i ich partnerek, dałam się namówić i razem z przyjmującym poszliśmy do prezesa, który nie miał problemu z zatrudnieniem mnie.
W kwestii studiów cały czas nie potrafiliśmy znaleźć rozwiązania. Mimo to byłam co raz bliżej zapisania się na uczelnie, niż odsunięcia od siebie tego pomysłu. Wiedziałam, że Paul podchodzi do tego pomysłu sceptycznie. Nie odzywał się, kiedy zaczynałam ten temat, bo nie chciał kłótni. Studia zabrałyby mi większość wolnego czasu, który spędzałam z Amerykaninem. A że ten nie miał go tak dużo z racji częstych wyjazdów – ciągle nie mogłam podjąć ostatecznej decyzji.



***

Minął miesiąc.
Wygrywaliśmy większość meczy w lidze i zakwalifikowaliśmy się do turnieju finałowego Pucharu Polski. Największą porażką była przegrana z Maceratą, która ostatecznie wyeliminowała nas z Ligi Mistrzów. Zostaliśmy rozbici w tym meczu i doskonale zdawałem sobie z tego sprawę.
Każde porażki jednak odchodziły w niepamięć po moim powrocie do Rzeszowa. Po kilku, niewiarygodnie długich jak dla mnie dniach we Włoszech, z nieopisaną ulgą wszedłem do mieszkania.
- Paul...
- W porządku, po prostu się nie udało.
Doskonale wiedziałem, że blondynka tak czy siak dostrzegła przygnębienie porażką w moich oczach. Nie chcąc jednak rozgrzebywać wydarzeń z nieudanego meczu, po prostu przytuliła się do mnie mocno mówiąc:
- Tak bardzo się za tobą stęskniłam...


***

Przyzwyczaiłem się do jej obecności w mieszkaniu, przyzwyczaiłem się do mieszkania z nią. Przyzwyczaiłem się do tego, że codziennie rano blondynka wita mnie słodkim pocałunkiem, a potem wtula się mocno w moje ciało, sprawnie uniemożliwiając mi szybkie wyjście z łóżka. Normą stało się wspólne spędzanie wieczorów na długich rozmowach czy wyjściach na spacer po Rzeszowie. I nawet kiedy wychodziłem na trening, a niebieskooka zostawała w mieszkaniu, nawet kiedy grałem na wyjazdach i nie było mnie przez parę dni, to mimo że cholernie tęskniłem, wiedziałem, że w Rzeszowie cierpliwie czeka na mnie moja ukochana.
Wszystko było idealne.

***

Skra od 10 lat nie miała tak złej passy, jak teraz.
Wiedział o tym każdy kibic, każdy członek sztabu szkoleniowego, każdy zawodnik... Wiedziałem o tym ja. Chyba najlepiej z wszystkich. W dodatku wiedziałem też, że w dużej mierze to ja przyczyniam się do tak słabej dyspozycji drużyny.
Chorowałem. Miałem kontuzje.
Wszyscy starali się pomóc. Wszyscy chcieli zrobić coś, żebym się „ocknął” i jak zwykle pociągnął Skrę po najwyższe trofea. Nieliczni wiedzieli, że tylko jedna osoba jest w stanie zrobić coś, co przyniosło by pozytywny skutek. Nieliczni wiedzieli również, jak bardzo nierealne w wykonaniu zdaje się to być.
Wydawało mi się, że zrobiłem się obojętny. Totalnie znieczulony na wszystko wokół mnie, nawet na Arka... Spędzałem z nim dużo czasu jednak nie potrafiłem czerpać z tego tyle radości jak dawniej. Paulina była gdzieś obok. Nieustannie balansowała między domem, a swoją wiecznie przeciągającą się pracą w Łodzi. Najgorsze było to, że wcale mi to nie przeszkadzało. Co lepsze – było mi to na rękę. Samotność była moim najbliższym przyjacielem w ostatnim czasie.
Tylko w samotności potrafiłem przyznać przed samym sobą, jak bardzo tęsknię i cierpię.


***

- Paul?
Przerywam namiętne przeskakiwanie po kanałach i rzucam pytające spojrzenie blondynce. Dopiero co weszła do salonu, oparła się o framugę i od razu mogłem wyłapać radosne, zarażające optymizmem spojrzenie.
- Co jest, słoneczko?
- Chciałabym pojechać przed Pucharem Polski do Bełchatowa na parę dni – wypala bez ogródek, siadając mi na kolanach.
- Wiesz, że mam treningi...
- Wiem. Pomyślałam, że pojechałabym wcześniej sama, posiedziałabym parę dni z mamą, spotkałabym się z Winiarskimi, a potem zobaczylibyśmy się w Częstochowie na turnieju.
- Co? - rzucam bezmyślnie, w głowie mając tylko słowa „spotkałabym się z Winiarskimi”.
- Coś nie tak? - unosi brew ku górze i splata ręce na moim karku, mierząc moją twarz skupionym wzrokiem.
- Czemu mówisz mi o tym dopiero teraz? Puchar zaczyna się za niewiele ponad tydzień – sam nie wiem czemu, irytuję się co raz bardziej.
- Bo właśnie rozmawiałam z mamą i uznałam, że to będzie dobry pomysł. O co ty się wściekasz?
- Nie wściekam się.
Zdegustowana blondynka zsuwa mi się z kolan i szybko staje przede mną. Wywracam oczami i chcąc zająć czymś ręce chwytam pilota i wyłączam jednym kliknięciem telewizor.
- Właśnie widzę.
- Wszystko jest w jak najlepszym porządku, jedź kiedy chcesz, pozdrów cały Bełchatów – odpowiadam nieprzyjemnym tonem. Wstaję z łóżka i wymijam niebieskooką, nie obdarzając ją ani jednym spojrzeniem.
- Lotman, co ty odwalasz?!
Jej podniesiony ton głosu działa na mnie jak kubeł lodowatej wody. Odwracam się ponownie w jej stronę i patrzę, jak stoi ze zdezorientowaną i poirytowaną miną.
- Jeśli ci coś nie pasuje, to mi to powiedz, a nie rzucaj jakimś słabym tekstem i wychodź wielce obrażony na cały świat! Wiem, że najchętniej nie wypuszczałbyś mnie z mieszkania, a już najlepiej pewnie z naszej sypialni...
- Co ty wygadujesz?! - odparowuję natychmiast, również nie szczędząc podniesionego głosu – Za kogo ty mnie masz?!
- A za kogo mam mieć?! Mówię ci o tym, że jadę na tydzień do swojego rodzinnego miasta, a ty zachowujesz się jak skończony dupek!
- To jak mam się zachować, kiedy wiem, że pod twoim pretekstem odwiedzenia rodzinnego miasta, kryje się spotkanie z „przyjacielem z dzieciństwa”?! Myślisz, że nie wiem, że o to ci chodzi?!
- Co ty... - duka jedynie blondynka, patrząc z niedowierzaniem na mnie.
Dopiero po długiej chwili, kiedy niebieskooka stoi już przy drzwiach wyjściowych mieszkania dochodzi do mnie, że przesadziłem. Że bardzo przesadziłem.
- Majka, nie chciałem tego powiedzieć... - zaczynam, siląc się na spokojny, łagodny głos. Chwytam ją za ramię i zatrzymuję przed przekroczeniem drzwi.
- Nie dotykaj mnie – dochodzi do mnie jedynie łamiący się głos mojej ukochanej – Nie dotykaj mnie, słyszysz?
Jej głos słabnie, a w oczach i na policzkach dostrzegam pierwsze łzy. Czuję potężny ścisk w gardle i w sercu. Co ja zrobiłem.
- Kochanie, poniosło mnie... - próbuję znów, w momencie znajdując się przed dziewczyną, tym samym uniemożliwiając jej wyjście – Przepraszam.
- Mam cię dość, rozumiesz? Mam dość twoich ciągłych pretensji o moją znajomość z Mariuszem...
- Maja, nie o to mi chodziło, przecież wiesz... - przerywam jej błagalnym głosem, chociaż tak naprawdę nasuwa mi się na język opinia o jej „znajomości” z atakującym.
- Myślałam, że sobie ufamy – podnosi wzrok, a ja w jej zapłakanych oczach widzę jedynie ogromny żal – A ty właśnie próbowałeś zrobić ze mnie dziwkę.
Jej ostatnie słowa odbijają się echem po całym domu, tak samo jak odgłos trzaskających drzwi, oznajmiających wyjście blondynki i efekt naszej pierwszej, prawdziwej kłótni. 

___________________________________________

Trochę przyspieszyłam, bo... Trzeba to w końcu niebawem skończyć, nie sądzicie? :)

niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział 30



„Musisz tylko przyjąć do wiadomości, że to koniec, Mariusz.”


- Co teraz?
- Co teraz? - powtarzam po przyjacielu, bezmyślnie wodząc wzrokiem po pomieszczeniu – Nie wiem. Wiem tylko tyle, że wariuję bez niej.
Czuję ciarki na plecach. Przyznaję się na głos do tego, co mnie dręczy od paru dni. A na Michale nie robi to żadnego wrażenia.
- Chcesz odpuścić?
- Nie.
Niebieskooki kiwa głową i posyła mi zadowolony uśmiech.
- Ale nie mogę jej kazać być przy mnie, nie mam prawa jej cały czas osaczać... Powiedziała mi, że układa sobie wszystko z Lotmanem, ale nawet po tym nie dociera do mnie, że mam zostawić ją w spokoju.
- Ale możesz i masz prawo o nią walczyć, Maniek.
- Jak? Jak mam to zrobić, kiedy jestem żonaty? - wylewam część swojego rozgoryczenia – Ona jest za dobrą osobą, żeby żyć ze mną jakimś toksycznym układzie.
- To na co czekasz?
- Co?
- Ile jeszcze będziesz odwlekał rozwód?
Rozwód. Sześć liter, które dudnią w mojej głowie, kiedy niebieskie oczy Winiarskiego spoglądają na mnie nieugiętym wzrokiem. Sześć liter i jedno zdanie, których nigdy nie myślałem usłyszeć z ust przyjaciela.
- Rozwód?
- Przeliterować ci?
Czekam na ten moment, kiedy przyjmujący wybuchnie śmiechem, jednak takowy nie następuje.
- Ty żartujesz?
- Wyglądam jakbym żartował?
Wygląda śmiertelnie poważnie, co wywołuje u mnie jeszcze większe przerażenie jego słowami. Mrugam parę razy oczami, próbując znaleźć jakiekolwiek adekwatne słowa, jednak nie potrafię.
- Rozwód nie oznacza tego, że stracisz Arka...
- Jak to, kurwa, nie oznacza?! Jestem...
- … ojcem-siatkarzem. I co? To cię od razu przekreśla? Przypomnij mi, kto się teraz zajmuje twoim synem, bo na pewno nie jest to twoja żona.
Długa chwila milczenia powoduje napływ kolejnych skrajnych emocji, których nie potrafię zdefiniować słowami.
- Jesteś moim przyjacielem, a Majka jest dla mnie jak siostra. Nie zaprowadzę cię nigdzie za rękę, nie zrobię nic za ciebie, ale na pewno nie dam ci spokoju i nie pogodzę się z tym, że nie będziecie razem – nawet nie wiem kiedy dochodzą do moich uszu stonowane, łagodne dźwięki miśkowych słów – Przecież...
Nie myśląc wiele, dukam bezmyślnie, po raz pierwszy patrząc prosto w oczy przyjaciela:
- Przecież ją kocham?
Ledwo zauważalne skinięcie głowy i przenikliwy wzrok przyjmującego nie wiedzieć czemu kompletnie rozwiązują mi język.
- Kocham ją jak idiota, Misiek. Głupieję, kiedy słyszę jej imię w ustach kogoś innego. Tracę głowę, kiedy mogę usłyszeć jej głos. Wariuję, kiedy z nią rozmawiam. Cały czas wracam myślami do naszego pocałunku, i wiesz co? W życiu nie popełniłbym takiego błędu jak wtedy. W życiu nie zostawiłbym jej, tylko dlatego, że mnie o to poprosiła... Jedyne czego teraz potrzebuję to jej bliskości, jej ciepła, głosu, niebieskich oczu, malinowych ust...
Jakby wyrwany z transu przerywam i obserwuję reakcję Winiarskiego.
- Boże, Michał, ja zwariowałem?
Wysoko uniesiony prawy kącik ust nie daje mi jednoznacznej odpowiedzi, wręcz przeciwnie – powoduje jeszcze większą niepewność.
- Ty wreszcie zmądrzałeś, kretynie.

***

Przejeżdżam dłonią do jej odkrytym ramieniu. Przytulam się do jej pleców i nie mogąc zmazać sobie uśmiechu z twarzy, cmokam ją w policzek.
- Powiesz mi w końcu gdzie jesteśmy? - dociera do mnie jej melodyjny śmiech.
Widzę, jak jej wolna ręka zbliża się w kierunku czarnej opaski, którą uprzednio założyłem jej na oczy.
- Poczekaj chwilę – proszę ją i zatrzymuję jej dłoń delikatnym uściskiem – Chyba wiem jak zareagujesz i zanim zdejmę ci opaskę chcę ci to wyjaśnić.
Z jej ust momentalnie schodzi szeroki uśmiech, na którego miejsce pojawia się pełen niepewności grymas. Marszczy brwi, a ja stykam nasze policzka, pragnąc jej bliskości.
- Zależy mi na tobie jak na nikim innym – ciągnę ze ściśniętym gardłem – Chcę dla ciebie wszystkiego, co najlepsze. Ja...
…przyprowadziłem cię tutaj, bo widzę, że tego potrzebujesz? Że ci tego brakuje? Że nawet kiedy mówisz, jak bardzo jesteś szczęśliwa teraz, to i tak widzę twoją tęsknotę w oczach?
Jednak zamiast dokończyć, drżącymi rękoma opuszczam czarną opaskę z jej twarzy.


***


- Chcę jej szczęścia, ale boję się, że nie jestem w stanie go jej dać.
- Myślisz, że jest szczęśliwa z nim?
- Sama mi to powiedziała, więc co mam myśleć?
- A myślałeś kiedyś, czym tak naprawdę jest dla niej szczęście?


***


- Estadio Santiago Bernabéu.
Jej cichy szept dobiega mnie po cholernie długiej, pełnej napięcia chwili milczenia. Wpatruję się w tył jej sylwetki, próbując oddalić złe myśli. I chociaż mam zamiar chwycić ją za rękę, przyciągnąć do siebie i powiedzieć, że to tu zawsze było i jest jej miejsce to... Nie potrafię. Po raz pierwszy widzę kompletnie inne oblicze mojej ukochanej. Widzę, jak przez pierwsze kilka minut po prostu stoi, błądząc zdezorientowanym wzrokiem po potężnym obiekcie. Potem bez słowa podążam oczami za jej kolejnymi ruchami. Wydaje się być jedynie ciałem przy mnie, jej myśli są kompletnie gdzie indziej. Pełen sprzecznych myśli patrzę, jak zsuwa wysokie szpilki i bosymi stopami staje powoli na zimnej, twardej murawie.
- Po co to zrobiłeś?


***


- Chyba nie.
- To pomyśl.
- Ale na pewno jest szczęśliwsza w Rzeszowie z nim, niż tutaj ze mną była.
- Bo ci tak powiedziała?
- A nie?
- Naprawdę jesteś tak bardzo niedomyślny? Czy tylko nie dopuszczasz do siebie myśli, że nie wszystko co mówi jest prawdziwe?
- O czym ty teraz mówisz?


***


- Potrzebujesz tego – mówię twardo, przyciskając ją do siebie – Nie mów mi, że jest inaczej.
Blondynka kręci głową.
- Obiecałam coś sobie, Paul. A teraz ty przyprowadzasz mnie do miejsca, które zawsze było moim marzeniem i... Co ty sobie myślałeś?
Zachowuję spokój i opieram podbródek na czubku jej głowy, jeszcze mocniej oplatając ją ramionami.
- Po prostu spróbuj, dobrze?
Ukochana rzuca mi zdezorientowane spojrzenie, na co ja uśmiecham i bez słowa prowadzę ją do szatni.


***




Początkowa niepewność na jej twarzy jak i widoczna w jej ruchach ulatnia się z każdą minutą spędzoną na murawie. Co jakiś czas odwraca się w moją stronę tylko po to, żeby posłać mi szeroki uśmiech i zaraz po tym wrócić do biegania z piłką od bramki do bramki.


„Wystarczyła chwila bym poczuła, że mam po co żyć i znów się śmiała - pełna radości i miłości”


Nawet nie wiem kiedy przybiega do mnie i rzuca się mi na szyję. Przez krótką chwilę mogę dostrzec jej szeroki uśmiech, a potem tylko czuję słodkie, wilgotne usta przesuwające się zachłannie po moich. Łapię ją mocno w talii i przyciskam do siebie. Fala pożądania targa moim ciałem. Rozchylam szerzej malinowe usta mojej ukochanej i sekundę później mój język delikatnymi, zwinnymi ruchami drażni jej podniebienie. Pod wpływem chwili zsuwam lewą dłoń na jej biodro.
- Paul? - blondynka niespodziewanie przerywa nasz pocałunek cichym, zachrypniętym głosem. Otwieram oczy i niepewnie obserwuję, jak niebieskooka również podnosi swój wzrok – Kocham Cię.


***


Wpadamy do apartamentu, po drodze tracąc kolejne części naszej garderoby. Przed drzwiami do sypialni zatrzymuję się i zaciskam dłonie na idealnie kształtnych, jeszcze przykrytych cienkim, czarnym, koronkowym materiałem, pośladkach blondynki. Ta na ułamek sekundy podnosi powieki i posyła mi najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek mogłem sobie wymarzyć. Zdecydowanym ruchem unoszę ją do góry, na co niebieskooka bez zastanowienia reaguje, oplatając mnie w pasie swoimi nogami.
Lewą ręką uchylam drzwi do sypialni i bez pośpiechu wchodzę do środka, delektując się słodkim ciężarem dziewczyny na sobie. Nie odrywając się ani na chwilę od ust blondynki, kładę ją na miękkim, potężnym łóżku, sam znajdując się tuż nad nią.
Czuję jej delikatne palce, zjeżdżające po moim torsie w dół. Resztką opanowania odrywam się od ukochanych ust i chwytam jej obie dłonie.
- Nie chcę, żeby było tak jak ostatnio – szepcę prosto w jej usta, jednocześnie patrząc wprost na jej lazurowe tęczówki – Nie chcę się z tobą znowu tylko przespać.
Blondynka marszczy czoło i posyła mi zdziwione spojrzenie. Prawą dłonią wodzę delikatnie po jej idealnie płaskim brzuchu, nie przestając patrzeć na nią. Uśmiecham się lekko i cmokam ją w czubek jej zadartego noska.
- Dzisiaj chcę się z tobą kochać, Maja.
Widzę, jak zagryza dolną wargę, jednocześnie uśmiechając się znacząco. Nachylam się jeszcze bardziej i nie spiesząc się, powoli złączam nasze usta delikatnym, subtelnym, a jednocześnie pełnym pożądania pocałunkiem, a przez myśl przebiega mi tylko to, ile szczęścia potrafi mi dać niewielka, niebieskooka blondynka, która nawet nie wiem kiedy, stała się najważniejszą osobą w moim życiu.


***

- O czym mówię? Daj spokój, Maniek – wzdycha zdegustowany Winiarski – Ona cię kocha jak nikogo innego. Żaden Lotman, czy ktokolwiek nie zmieni tego. Może uciekać przed tym co do ciebie czuje, może próbować odsunąć cię od siebie tak bardzo, jak tylko się da, ale w końcu wróci. Żadna prawdziwa miłość nie kończy się, kiedy jedno powie, że to koniec. To tak nie działa. Majka wróci, bo nie poradzi sobie sama z uczuciem do ciebie. Od ciebie tylko zależy, ile będziesz musiał czekać na jej powrót.



________________________________________



I jak?
Ja chyba jestem zadowolona. O dziwo.

poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział 29

Całuję ją jeszcze raz na pożegnanie, szpecąc po raz kolejny do ucha, że jest cudowna. Przymykam oczy, kiedy blondynka swoje szczupłe, drobne ciało całkowicie wtula w moje ramiona, jakby szukając bezpieczeństwa i miłości, których chyba nie jest pewna.
Gładzę uspokajająco jej ciepłe plecy, okryte cienkim, błękitnym materiałem i nachylam się, aby odnaleźć ustami jej czoło. Na dłuższą chwilę stykam usta z jej skórą, na co ona uśmiecha się pod nosem. Podnosi wzrok, kiedy sam zaczynam uważnie przyglądać się jej twarzy. Ukochane niebieskie oczy patrzą na mnie tak, jak nigdy wcześniej. Wreszcie widzę w nich radość, a jednocześnie jakby spokój.
- Kompletnie zwariowałam przez ciebie – uśmiecha się szeroko, kładąc ręce na mojej bluzie, na wysokości torsu.
Sam mam ściśnięte gardło, bo pomimo potężnego uczucia, które żywię do blondynki, nie mogę nic powiedzieć.


***

Dwa dni później, siedząc w samolocie lecącym do stolicy Hiszpanii, ściskam mocno dłoń Lotmana i opieram wygodnie głowę o jego ramię. Jeszcze parę tygodni temu nierealne wydawało się być to, co teraz się dzieje.
Zostawiłam wszystko co było. Definitywnie, bez żadnych wyjątków. Jednak Mariusz był w mojej głowie. Byłam tego całkowicie świadoma, a jednocześnie bezbronna względem tego.
To prawda, że Paul pozwolił mi zapomnieć. Albo raczej pozwala mi zapomnieć. Bo jeszcze nie zapomniałam. Nie można od tak, w przypływie chwili wyrzucić ze swoich myśli takiej osoby, jaką był dla mnie Mariusz. Był. Chyba już nie jest. A może?
Pogodziłam się z tym, że prawdopodobnie moje uczucia nigdy nie będą jasne w stosunku do atakującego. Odpuściłam ciągle usprawiedliwianie się przed samą sobą z tego, co do niego czuję. Cokolwiek to jest. A może i było.
- Nie myśl tyle – słyszę niski głos bruneta nad moją głową – I tak ci nic nie powiem.
Mrugam gwałtownie oczami i podnoszę głowę z jego ramienia. Oh, no tak. Sylwester-niespodzianka z Madrycie.
- Pogodziłam się już z tym faktem – przewracam oczami i uśmiecham się, odsuwając od siebie wcześniejsze myśli.
- To o czym tak rozmyślasz?
- O niczym.
Dopiero po dłuższej chwili wzdycham ciężko i rzucam przyjmującemu przepraszające spojrzenie. Zdezorientowanie i niepewność w jego oczach powodują nieprzyjemne ukłucie w okolicach serca.
Zadzieram wysoko głowę i złączam nasze usta w delikatnym pocałunku. Z pozoru zwykły gest wydaje się być dla Amerykanina kompletnie uspokajający. Po paru chwilach odsuwam się od twarzy Lotmana, na której momentalnie pojawia się jego „firmowy” uśmiech.
- Prześpij się słoneczko, bo wieczorem nie dam ci takiej możliwości.
Parskam śmiechem, na co przyjmujący szybko mi wtóruje co raz szerszym uśmiechem. Cmoka mnie przelotnie w usta, jeszcze chwile drażni swoim nosem mój policzek, po czym szepcze do ucha, że nawet nie mam pojęcia, jak cieszy się, że jestem tutaj z nim.


***

- Paul, ja naprawdę nie wiem co ubrać – jęczę płaczliwym głosem po raz kolejny – Nie mógłbyś mi po prostu powiedzieć, co będziemy robić?
Tym razem nie otrzymuję już żadnej odpowiedzi. Przyjmujący przewraca oczami i kompletnie ignorując mnie, przechodzi obok w kierunku wyjścia z pokoju.
Nagle w mojej ręce czuję wibracje przychodzącego smsa. Wzdycham ciężko i podnoszę wyświetlasz na wysokość oczu. Ciąg niezapisanych w moich kontaktach sześciu cyfr nic mi nie mówi, więc szybko otwieram wiadomość. 'Wiem, że zablokowałaś mój numer...' W jednej chwili fala gorąca zalewa moje ciało. '…Chciałem Ci tylko życzyć udanego Sylwestra, gdziekolwiek teraz jesteś. Mariusz'.
Świat wokół mnie wydaje się wirować, kiedy oczami wodzę po literach imienia adresata. Momentalnie zasycha mi w gardle, serce ma ochotę wyskoczyć z piersi... Jednak kolejne wibracje nie pozwalają na to. Drżącymi rękami otwieram kolejną wiadomość. 'Nie to chciałem napisać. Tęsknie za Tobą, nawet nie wiesz jak bardzo. Arek cały czas o Ciebie pyta, a ja nie wiem co mu odpowiedzieć. Żałuję tego, co powiedziałem wtedy w szatni. Nie wiem czy to wszystko jeszcze ma dla Ciebie jakieś znaczenie, ale chciałbym, żeby tak było. Zadzwoń, jak tylko znajdziesz krótką chwilę, proszę.'
Z totalną pustką w głowie i niewyobrażalnym ciężarem na sercu stoję z opuszczonymi ramionami na środku pokoju.
- Muszę coś jeszcze załatwić, wracam za godzinę – gdy sylwetka Lotmana znowu staje w drzwiach, a z jego ust wypływają te słowa, nie potrafię nawet określić uczuć, które kłębią się we mnie.
- Zajebiście, wychodź, bez różnicy.
Zrywam się z łóżka i wymijam siatkarza w drzwiach. Ten w ostatniej chwili łapie mnie w talii i przyciska nasze ciała do najbliższej ściany. Momentalnie robi mi się gorąco, kiedy czuję silne dłonie bruneta na swojej skórze. Część mojego zdenerwowania mimowolnie ulatnia się pod wpływem jego bliskości.
- Puść mnie, nie mam ochoty na twoje gierki – mimo to syczę nieprzyjemnie, próbując uwolnić się z jego uścisku.
- Majka, co ty odwalasz?
- A ty?
Posyła mi ostre spojrzenie i zaciska usta w cienką linie.
- Ja? Właśnie staram się jak najlepiej przygotować nasz wieczór – przekręca głowę w boku, a jego głosie słychać wyraźne wyrzuty do mnie – A ty? Nie wiem, wszystko ci nagle nie pasuje. Nie pasuje ci to, że zatrzymaliśmy się w dużym apartamencie w centrum, to że...
Przyjmujący nie ciągnie dalej, rezygnuje z dalszego wymieniania machnięciem ręką, co powoduje jeszcze większy mętlik w mojej głowie. Mam wszystkiego dość, a jednocześnie tak bardzo źle mi z tym, jak traktuję Paula.
- Przepraszam – mówię cicho – Nie wiem, co się ze mną dzieje.
Podnoszę wzrok i napotykam jego zatroskane spojrzenie, które jeszcze bardziej mnie dobija.
- Jestem okropna, wiem – wzdycham ciężko i staję na palcach, aby objąć rękoma kark przyjmującego, a zaraz po tym przylgnąć do jego ciała.
- Nie gadaj głupot, mała. Zaufaj mi, dobrze?
Kiwam głową i jeszcze mocniej wtulam się w tors siatkarza.
- I załóż tą kremową sukienkę, uwielbiam cię w niej – mówi, po czym słabo uśmiecha się do mnie, całuje mnie przelotnie w czoło i wychodzi.
***

"Największa miłość - zawsze ta, która pozostała niespełniona.”

- Majka?
- Dzwonię tylko po to, żeby ci powiedzieć, że nic między nami się nie zmieniło.
- Dobrze w końcu usłyszeć twój głos...
- Przestań, Mariusz.
- Chciałem ci tylko powiedzieć...
- Nie, teraz ja bym ci chciała coś powiedzieć.
On ustępuje, a ona...
- Przestań mi wreszcie mieszać w życiu. W przeciwieństwie do ciebie nie żałuję ani słowa, które powiedziałam wtedy po meczu. Jestem z Paulem i układam wszystko od nowa. Bez ciebie. To nie jest trudne, wiesz? Musisz tylko przyjąć do wiadomości, że to koniec, Mariusz.



___________________________________
Jestem. Chcę to skończyć tak, jak mam w głowie, chociaż nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak często mam po prostu ochotę dopisać spontaniczne zakończenie :)

Będę tu częściej chyba, wracają mi chęci do pisania. A teraz uciekam do Króla Edypa i wartości bezwzględnych ;)

Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tutaj zagląda, buziaki!

niedziela, 13 października 2013

Rozdział 28

- Słoneczko – ściska mnie mocniej i całuje we włosy – Przepraszam, już dobrze...
Jego „słoneczko” wypowiedziane z taką czułością, której nigdy nie słyszałam w ustach nikogo sprawia, że kompletnie się rozklejam.
- Już wszystko będzie dobrze – powtarza i swoją prawą dłonią odszukuje mój podbródek, który unosi delikatnie ku górze.
- Nie patrz na mnie, jestem... – jęczę po chwili nienaturalnym, zapłakanym głosem i próbuję wygrać walkę z jego ciężką dłonią, która nieustępliwie trzyma moją twarz w niechcianej pozycji.
- ...niemożliwa – dokańcza za mnie, po czym widzę jego szeroki, pełny czułości uśmiech i milknę. Amerykanin chyba chce coś powiedzieć, bo niepewnie błądzi oczami po mojej twarzy, jednak w jednej chwili jak gdyby zmienia zdanie i kończy krótkim – Przepraszam za to wszystko.
- To ja powinnam przeprosić, ale nie zaczynajmy tak – mówię po dłuższej chwili patrzenia sobie w oczy, kiedy odzyskuję opanowany głos – Ciągłe przepraszanie się nic nie da.
Przyjmujący przytakuje głową i schyla się na wysokość mojej twarzy. Styka nasze czoła i przyjemnie drażni mój policzek swoim nosem, momentalnie wywołując dreszcze i uśmiech na mojej twarzy.
- W takim bądź razie mam pomysł, jak możemy zacząć... - szepce mi przeciągle do ucha, a sekundę później czuję jego miękkie usta na swoich.
I mimo wszystkich sprzeczności, które jak na komendę pojawiają się w mojej głowie, kompletnie zatracam się w chwili miłosnego uniesienia, bo jedyne czego mi trzeba, to bliskość drugiej osoby.


***

Delikatnie przejeżdżam dłonią po jej nagiej talii. Zatrzymuję swoje palce dopiero po chwili, czując jej równomierny oddech. Uśmiecham się mimowolnie, widząc jedynie tył jej idealnego ciała. Lekko wygięty kręgosłup, odkryta talia, kształtne pośladki okryte śnieżnobiałą pościelą i drobna szyja, którą mógłbym bez przerwy obdarzać pocałunkami. To wszystko tworzy małą część całości, której pożądam każdego dnia, w każdej minucie.
Chciałem tego. Chciałem wczorajszej nocy już od dawna. Potrzebowałem tego, żeby utwierdzić się w przekonaniu, że blondynka nie jest dla mnie jedynie obiektem pożądania. Potrzebowałem tego, żeby wreszcie zdać sobie sprawę, że to właśnie ona jest tą, którą chce mieć przy sobie w każdej chwili. Chcę żeby była przy mnie kiedy będę stać na najwyższym podium i wtedy, kiedy będę musiał zejść do szatni ze spuszczoną głowę.
- Kochanie – podejmuję próbę bezszelestnego przybliżenia się do niej. Przytulam jej drobne ciało od tyłu, a ustami odszukuję jej ucha, prosto w które zaraz wypowiadam niskim, cichym głosem – Muszę iść na trening.
Dziewczyna gwałtownie wzdryga całym ciałem. Z zamiarem uspokojenia, przytulam jeszcze mocniej jej plecy, a swoje usta kieruję na jej szyję.
- Która godzina? - mruczy niewyraźnie, zachrypniętym głosem, w międzyczasie nasuwając pościel na swój tułów.
Nie otwiera nawet oczu, ale widzę jak uśmiecha się pod wpływem moich lekkich pocałunków.
- Ósma – przerywam przyjemną czynność i zbliżam twarz do jej policzka – Postaram się wrócić za dwie godziny, nie uciekniesz mi?
Niespodziewanie niebieskooka przewraca się z boku na plecy. Ociera się czołem o mój podbródek, a zaraz po tym przylega swoim prawym ramieniem do mojego torsu. Opieram się na łokciu i uważnie lustruję jej zaspaną twarz z góry.
- Trenuj porządnie, olbrzymie – uchyla delikatnie powieki i posyła mi rozmarzony, słodki uśmiech.
Odpowiadam jej krótkim śmiechem. Widok rozespanej blondynki jest kompletnie ujmujący. Niesforne włosy wychodzące spod jej rozczochranego koczka, blade policzka, które z każdą sekundą nabierają delikatnych, znajomych mi rumieńców, niebieskie oczy, ledwo widocznie spod lekko uniesionych powiek, pokrytych długimi rzęsami...
- Olbrzymie? - powtarzam po niej.
Dosłownie przez ułamek sekundy mogę dostrzec jej błysk niebieskich oczu. Zwinnym ruchem podciąga się wyżej swoimi dłońmi, które ciasno ściskają mój kark i ramię. Chwilę później czuję tylko znajomą fakturę ust blondynki na swoich. Moje początkowe zdziwienie nie trwa długo. Odwzajemniam pocałunek, przekładam swoją prawą rękę przez jej ciało i przyciskam ją mocniej do miękkiej poduszki.


Miej świadomość, że są takie usta, którym... Tylko Ty skradasz pocałunek. Tylko Ty zwilżasz językiem spierzchnięte wargi. I tylko do Ciebie lgną w czułościach, których ciągle mało. Miej świadomość, że pomimo lat, utartych ścieżek a być może i monotonii, która nieproszona wtargnie do domu... Właśnie te usta - tak jak zwykle - muśnięciem warg, obudzą Cię przy rześkim „Dzień dobry” o poranku i ukołyszą do snu delikatnym „Do jutra, kochanie”.

- Spóźnisz się – mamrocze pomiędzy kolejnymi zetknięciami naszych ust – Pauuuuuul, wariacie!
Widzę jej szeroki uśmiech i słyszę perlisty śmiech i mimowolnie odrywam się od niej, nie mogąc zmazać sobie radości z twarzy.
- Wyganiasz mnie z mojego łóżka – pozoruję oburzenie. Trzymam swoją twarz w odległości paru centymetrów od jej, nie odrywając ani na chwilę wzroku od ukochanych niebieskich tęczówek.
- Wiesz, zajmujesz w nim za dużo miejsca...
- A ty chyba dzisiaj wieczorem chcesz spać na kanapie...
Kolejna żartobliwa uwaga już ciśnie się na usta blondynki, jednak uprzedza ją dzwonek do drzwi. Nie kryję głośnego westchnięcia. Rzucam przepraszające spojrzenie mojej ukochanej, całuję ją krótko w usta i niechętnie wstaję z łóżka.
***

- Kto to był?
Odwracam się zaskoczony w stronę korytarza. Po chwili jednak uśmiecham się szeroko widząc blondynkę ubraną jedynie w moją wczorajszą błękitną koszulę.
- Nie mogłam już spać – przyznaje swobodnym głosem i opiera się luźno o framugę, zakładając ręce na piersiach.
Odkładam wcześniej przygotowywaną kawę na bok i dosłownie wbijam wzrok w sylwetkę dziewczyny. Błękitny materiał sięga jej do połowy uda, przykrywając delikatnie opalone ciało. Nie dopięte guziki na brzuchu i pod szyją od razu przykuwają moją uwagę. Zaciskam usta w cienką linie i przechylam lekko głowę w bok.
Jeszcze chwilę stoję i po prostu wpatruję się w postać mojej ukochanej. Ta tylko uśmiecha się delikatnie tak, jak zawsze.
- Pewnie nie tak sobie wyobrażałaś nasz pierwszy wspólny poranek – wzdycham ciężko, kiedy w końcu postanawiam podejść do niej i przyciągnąć ją delikatnie do siebie.
- Chyba muszę się przyzwyczajać, co? - mruczy niewyraźnie z uśmiechem na twarzy, bawiąc się końcówką rękawka mojego podkoszulka.
Jej 'chyba muszę się przyzwyczajać' wzdryga całym moim ciałem i powoduje całkowity paraliż. Próbuję nie dopuścić do siebie myśli, że to pytanie równie dobrze można by zastąpić prostym „chciałabym codziennie zasypiać i budzić się koło ciebie, bo jesteś dla mnie bardzo ważny...”, „chciałabym żebyś był przy mnie cały czas, zawsze i do końca...”. 
Bo w końcu jak mogę odpowiedzieć twierdząco na coś, czego nie mogę z czystym sercem wykonać?
Jak mogę powiedzieć jej prosto w oczy, że ją kocham wiedząc, że to byłaby największa zbrodnia dla niej? Bo właśnie teraz, kiedy nadeszła prosta, a jednocześnie wielka chwila, kiedy powinienem powiedzieć dwa najważniejsze słowa w życiu dwójki zakochanych ludzi, uświadamiam sobie, że nie powinienem tego robić. Dopóki nie skończę z nieustannie wracającą przeszłością.




_______________________
Nie wiem czy to powyżej ma jakikolwiek sens, ale chciałam COŚ wstawić. Ocenę jakości tego czegoś zostawiam Wam, ja sama nie mam siły :)

Nie tęskni się Wam trochę za Mariuszem?

sobota, 21 września 2013

Rozdział 27

 - Paul? Mogłabym przyjechać do Rzeszowa? Teraz?
- Co...
Zaciskam dłonie na kierownicy i przyspieszam.
- Dopiero wracam z Kielc – słyszę.
- Poczekam.

***

Cztery godziny później mogę w końcu poczuć ciepłe ramiona siatkarza. Wielokrotnie słyszę z jego ust pytanie „co się stało”, na które nie odpowiadam. Bo nie potrafię. Próbuję odsunąć od siebie wszystkie myśli, które mimowolnie krążą po mojej głowie tak szybko i niepoukładanie, że nawet ciasno oplatające mnie ramiona Amerykanina i jego dłonie, uspokajająco gładzące moje plecy, nie potrafią ich uspokoić.
- Jeśli mi nie powiesz co się stało, to sam pojadę do Bełchatowa i się dowiem.
Fala dreszczy przeszywa moje ciało. Wcześniejszy, łagodny ton jego głosu nijak ma się do tego, co teraz dobiega do moich uszu. Z ust Lotmana bije zdeterminowanie, poniekąd może i frustracja.
- Chciałbyś usłyszeć, że to wszystko wina Mariusza, co? - szepcę cicho i niewyraźnie, prosto w jego obojczyk.
- A tak jest?
Jego gwałtowne pytanie zadane drżącym głosem od razu informuje mnie, że Amerykanin boi się odpowiedzi. Albo to ja boję się jego reakcji na moją odpowiedź.
- Powiedz mi wszystko. Wolę całą, najgorszą prawdę niż ciągłe ukrywanie tego co się naprawdę między wami dzieje.
Co się między mną a...
- Bądź fair w stosunku do mnie. Nie traktuj mnie jak...
- Nie traktuję cię jak nagrody pocieszenia, Paul. Jeśli tak się poczułeś chociaż przez chwilę...
- Nie sądzisz, że miałem prawo? Cały czas staram się być przy tobie, chociaż nie jest to dla mnie proste ze względu na ciągłe wyjazdy. Kiedy jesteśmy razem to nie martwię się o nic, bo mam cię na wyłączność - przerywa i posyła mi zmęczony uśmiech - Ale kiedy wyjeżdżam na parę dni, a ty zostajesz gdziekolwiek indziej, to wariuję. A teraz przyjeżdżasz do mnie z tego zasranego Bełchatowa, cała roztrzęsiona, we łzach... I co myślisz? Dobrze wiem, że to wszystko wina Wlazłego i wcale mi to nie pomaga. Przysięgam, że zrobiłbym dla ciebie wszystko, Maja. Ale nie mogę, kiedy wiem, że zaraz obok może się pojawić on i wszystko zniszczyć. Nie potrafię powiedzieć ci, że cię kocham, mając świadomość, że ty sama nie wiesz, co czujesz. Tak cholernie chciałem, żeby nam wyszło i obiecałem sobie, że zrobię wszystko żeby tak było, ale teraz już...
Widzi moje osłupienie, ból i łzy w oczach. Czuję to, chociaż już dawno spuściłam wzrok w dół.
- Przykro mi.
- Chcesz to skończyć – bardziej oznajmiam, niż pytam.
- Nie, Boże, Maja – gwałtownie zaprzecza. Przyciąga mnie na swoje kolana i kładzie dłonie na moich biodrach. Podnoszę wzrok i daję się porwać w otchłań jego brązowych tęczówek, co sprawia, że czuję się jeszcze gorzej – Ja po prostu nie wiem co robić. Dajmy sobie chwilę, dobrze?
Patrzę pustym, nieobecnym wzrokiem w jego oczy. Jego 'dajmy sobie chwilę' dudni w mojej głowie, z sekundy na sekundę uświadamiając mnie...
- W łazience masz czyste ręczniki. Prześpij się tutaj, ja pójdę do salonu.
…że nieodwracalnie tracę Lotmana.


Docenisz jak stracisz, stracisz jeśli nie docenisz.


***

Kolejny dzień rozpoczyna irytujący dźwięk telefonu. Winiarski postanawia zrobić mi telefoniczny wywód na temat tego, co zaszło wczoraj w hali.
- To ja powiedziałem mu, żeby został w tej szatni. Przekonałem go, żebyście porozmawiali w końcu jak ludzie...
- Jakbym nie wiedziała – wywracam oczami i nerwowo przechadzam się po pustym mieszkaniu. Paul wyszedł z samego rana na trening, zostawiając mi jedynie krótką wiadomość, że będzie dopiero wieczorem – Mógłbyś się wreszcie przestać mieszać w to, nie uważasz?
Moja cyniczna i bezpośrednia uwaga nie robi wrażenia na przyjacielu.
- Wy jesteście jacyś popieprzeni – odpowiada poirytowany, jednak pewny swoich słów – Po co to robicie? Ty sobie uciekasz do Rzeszowa, bo myślisz, że Lotman pomoże ci zapomnieć, a Mariusz siedzi co drugi dzień u nas z Arkiem i wylewa swoje żale, nie potrafiąc nic innego zrobić.
- A ty mieszasz się w to, co ciebie kompletnie nie dotyczy.
- Jak to, cholera, nie dotyczy? Jestem waszym przyjacielem i byłem spokojny do czasu. Ale teraz przesadziliście i dobrze o tym wiesz. I nie, nie myśl, że będę tak po prostu patrzeć na to co teraz robicie.
Prycham głośno i przyciskam urządzenie mocniej do ucha.
- A co według ciebie teraz robimy? - podnoszę głos i wylewam część swojego rozgoryczenia – W jakim ty świecie żyjesz, Michał? Co jest z tobą? Bo odkąd pamiętam, to byłeś zwolennikiem idealnych małżeństw, szczęśliwych rodzinek, cudownego życia bez problemów...
- NO WŁAŚNIE, DO JASNEJ...
- Robię to, co jest właściwe! - nie pozwalam mu dokończyć.
- Nie, nie robisz tego! Wydaje ci się, że wszystkie swoje decyzje dotyczące Mariusza są dobre, a jest całkowicie na odwrót. Próbujesz naprawić jego małżeństwo, odsuwając go od siebie, co go jeszcze bardziej niszczy! Przestań być w końcu taka szlachetna i przyznaj, co naprawdę do niego czujesz...
- Skończ – żądam resztką opanowanego i twardego głosu.
- Skończę kiedy wreszcie przyznasz, że go kochasz...
- Daj mi spokój, Winiarski. To moje życie, moje decyzje i moje wybory. Możesz myśleć co chcesz, ale nie było mi łatwo wyrzucić Mariusza z mojego życia. Ale wiem, że zrobiłam dobrze i nie potrzebuję twoich chorych opinii i rad. Zajmij się sobą i swoją rodziną.
- Nie...
Ale ja, nie chcąc słyszeć nic więcej, klikam czerwoną słuchawkę i mimowolnie osuwam się po zimnej ścianie, nie kryjąc ani jednej łzy. Bo znowu straciłam kogoś, kto zawsze był i miał być przy mnie.


***

Samotność. Kiedyś myślałam, że wiem czym jest.
Kolejny dzień spędzam kompletnie sama w lotmanowym łóżku. Paul nie wrócił ani wczoraj wieczorem, ani dzisiaj rano. Nie odebrał żadnego połączenia ode mnie.
Ja za to odrzuciłam wszystkie przychodzące połączenia od Michała, mamy, Dagmary i.. Mariusza. Dzwonił. Dwa razy. Po tych połączeniach zablokowałam jego numer i wyłączyłam telefon.
Samotność.
Uświadamiasz sobie dopiero czym jest, kiedy czujesz prawdziwą pustkę gdzieś w środku. Kiedy otwierając oczy rano nie potrafisz znaleźć powodu, dla którego powinnaś wstać. Kiedy patrzysz pustym wzrokiem w sufit i czujesz obojętność względem wszystkiego.
Dopiero kiedy słyszysz dźwięk przekręcanych kluczy w korytarzu zrywasz się jak poparzona z łóżka i dosłownie biegniesz w stronę drzwi.
Dostrzegasz zarys wysokiej sylwetki siatkarza i zwalniasz. Stajesz metr przed nim, a twoje oczy zachodzą mgłą. Udaje ci się tylko powiedzieć ciche:
- Już nigdy więcej nie odsuwaj mnie od siebie.
Po czym nawet nie wiesz jak i kiedy, wpadasz w bezpieczne ramiona twojego ukochanego i wybuchasz niepohamowanym płaczem.

_____________________________________

Wiem, że minął prawie miesiąc. Powinnam Was przeprosić, ale nie wiem, czy to ma jeszcze sens.
Miałam zastój i dalej go mam zresztą. Nie chcę dopuścić do siebie myśli, że się wypaliłam, bo to by było najgorsze, co mogłabym zrobić. Ale jest mi po prostu ciężko, brakuje mi czegoś, co zawsze mnie napędzało do pisania. Czymkolwiek to było :)
Obiecałam sobie, że skończę to opowiadanie i Wam obiecuję teraz - tak będzie :) Nie wiem czy za 2 rozdziały, czy za 10, czy może za 15, ale koniec będzie na pewno. Od początku miałam pomysł na całą tą historię i będę starać się to zrealizować, ale póki co naprawdę ciężko mi idzie przelanie tego wszystkiego na "papier".
Priorytetem jest teraz dla mnie szkoła - poszłam do liceum i jak pewnie niektóre z Was już wiedzą ze swoich doświadczeń - przeżyłam niezły szok :p Moje spore braki i zaległości z gimnazjum dają ciągle o sobie znać, a ja staram się je zwalczyć. Dlatego od następnej soboty czeka na mnie szkoła językowa, a w tygodniu dodatkowe lekcje z matmy (profil mat-geo-ang pozdrawia! :p). 

I nie wiem, co mam zrobić. Chyba najlepiej będzie Was zapytać o zdanie, bo to dla Was tutaj jestem. Chodzi mi po prostu o opinię, na temat tego rozdziału i Waszych ewentualnych propozycji w kwestii dalszych losów moich bohaterów. Skończyć jak najszybciej, czy ogarnąć moją nieobliczalną wenę i napisać jeszcze trochę?

niedziela, 25 sierpnia 2013

Rozdział 26

Porażka po zaciętym tie breaku zawsze boli najbardziej. Mimo to owacjom i podziękowaniom kibiców nie ma końca. To był dobry mecz. Przegrany, ale dobry i wyrównany.
- Podejdziesz do szatni za jakieś pół godziny? - dochodzi do moich uszu głos Winiarskiego, który z Oliwierem na rękach nagle wyrasta przede mną.
Wiem o co chodzi, więc nie chcąc zadawać zbędnych pytań ze względu na Dagmarę, która stoi tuż obok przytakuję przyjacielowi. Niebieskooki był już w składzie, jednak cały mecz przestał, a właściwie to przesiedział ze względu na jego kontuzję w kwadracie rezerwowych.
- Majcia – słyszę głos mojego trzyletniego towarzysza, którego opieka została mi przydzielona dosłownie pięć minut przed przyjazdem tutaj z rąk Dagmary, która stwierdziła że poradzę sobie z młodym Wlazłym najlepiej – Pójdzies ze mną do tatusia?
- Tatuś już idzie do szatni, zobaczymy się z nim później, dobrze?
Moje nie do końca prawdziwe zapewnienie spotyka się ze zgodą chłopca. Malec szybko znajduje sobie nowy obiekt zainteresowań i już po chwili odbija piłką z Olikiem, który wypuścił Michała z objęć.
- Daga – zwracam się do brunetki, która od dłuższego czasu zaabsorbowana jest rozmową z Joasią Woicką – Podrzucisz Arka do Mariusza? Muszę coś jeszcze załatwić, a nie chcę żeby młody czekał długo...
- Jasne – ucina z uśmiechem i obie z Woicką obdarzają mnie krótkimi uśmiechami.
Michał, przynajmniej ty potrafiłeś sobie wybrać odpowiednią kobietę życia.


***

Bez przekonania zmierzam długim, dobrze mi znanym korytarzem. Hala wydaje się być kompletnie opustoszała, za co w myślach dziękuję Bogu.
- Misiek, sorry, ale trochę się zagadałam... - mówię od razu, kiedy uchylam drzwi szatni.
- Michał już wyszedł.


***


Stają naprzeciwko siebie. Blondynka czuje, że musi wyjść. Chce wyjść. On za to wie, że nie może jej na to pozwolić.
- Pojechał do domu? - pada pytanie z ust dziewczyny, która ani o krok nie zdecydowała się zniwelować odległości między sobą a siatkarzem.
- Powiedziałem mu o wszystkim.
- Po co?
Nie słysząc odpowiedzi, blondynka powtarza zdegustowanym, podniesionym głosem:
- Po co, Mariusz?
- Sama chciałaś to zrobić przecież.
W pomieszczeniu roznosi się głośne prychnięcie niebieskookiej, która po chwili delikatnie opiera łopatki o zamknięte drzwi.
- I co? Powiedział ci, że dobrze zrobiłeś? Że to nie było nic złego?
- Nie – odpowiada spokojnie atakujący, wstając z ławki – Powiedział, żebym się dobrze zastanowił czego chcę.
- Dawno chyba nie usłyszałeś tak trafnej rady, co?
- Ty chyba też, nie sądzisz?
- Wręcz przeciwnie.
W czarnych oczach kapitana widać niepewność, co ona od razu wyłapuje.
- Wiesz czego chcę? - mruży oczy blondynka i pod wpływem impulsu ciągnie dalej - Przestać myśleć o tobie. Chciałabym żebyś zniknął z moich myśli. Chcę przestać zadręczać się tym, co zrobiłeś po meczu z Zaksą. Chcę przestać żyć z tobą w jakimś chorym układzie, Mariusz. Wiesz jak trudno mi jest ze świadomością, że cokolwiek zrobię względem ciebie będzie...
- Wiem, Majka, bo mi jest tak samo trudno!
- Tak? I właśnie dlatego wtedy mnie pocałowałeś?
Oboje wiedzą, że nie można tak teraz zostawić. Że teraz jest idealny moment, żeby wyjaśnić wszystko. Żeby powiedzieć o tym, co się nosi w sercu pod grubą warstwą udawanych uczuć. On czuje jej lodowaty, nienaturalny ton głosu, pełny pretensji i żalu. Ona postanawia wreszcie wyrzucić z siebie wszystko.
- Nie, do jasnej cholery – cedzi cicho przez zęby atakujący, wywołując dreszcze na plecach u niebieskookiej - Ludzie całują kogoś, kto jest dla nich wyjątkowy, nie sądzisz?
- Oczywiście. O ile nie mają rodziny. Żony. Dziecka.
Rzeczywistość uderza w nich ze dwojoną siłą. Każde wypowiedziane wcześniej słowo jest ciężkim głazem spadającym na ich serca. Ona czuję poniekąd satysfakcję. Bo powiedziała, co tak naprawdę jest problemem ich niedomówień i braku poczucia szczęścia, które zawsze powinno być wpisane w relacje ich dwójki. On patrzy pustym wzrokiem na kobietę, która po raz pierwszy od dawna wydaje się być tak cholernie rozgoryczona. Wewnętrznie, bo zewnętrznie jak zwykle stara się być chociaż w najmniejszym stopniu delikatna. Nie potrafi dopuścić do siebie myśli, że usłyszał to z jej ust. To, co nigdy nie powinno paść pod hasłem „źródło problemów”.
- Dlaczego nie pomyślałeś o tym sześć lat wcześniej?
- Byłem szczęśliwy. Myślisz, że poślubiłbym Paulinę, gdybym jej nie kochał?
Odpowiedź wydaje się być dla niej bynajmniej żałosna. Chwytanie się ostatniej deski ratunku, jaką są jego uczucia? I to, że był szczęśliwy?
Każdy chce bezgranicznego szczęścia. Poznajemy kogoś i wydaje się nam, że to TA jedyna. Że to TEN jedyny. Po pewnym czasie mocnego zauroczenia czar pryska. Uczucia się wypalają, a ci, którzy powinni być przy tobie nagle znikają. I nie ma w tym nic złego. W końcu każdy szuka bezgranicznego szczęścia.
Oboje o tym wiedzą.
- Nie wiem, Mariusz – odpowiada, a w szatni rozlega się jej ciężkie westchnięcie - Ale wiem, że nie da się przestać kochać kogoś z biegiem lat.
Blondynka zdaje się być zrezygnowana. Opiera plecy mocniej o zimne drzwi, kiedy widzi, że siatkarz stawia kroki w jej stronę.
- To dlatego jesteś teraz z Lotmanem, hm?
- Co ty sugerujesz?
- Nic – ironizuje atakujący - Kompletnie nic.
- Wiecznie jest nic – rzuca niebieskooka siląc się na beznamiętny ton głosu - Nieważne. Ja skończyłam.
- Skończyłaś?
- Wyjeżdżam do Rzeszowa. Na dłużej.
Do Rzeszowa. Na dłużej. Do NIEGO. Te słowa krążą po głowie bruneta.
- Świetnie. Życzę szczęścia.
Blondynka widzi jego złość, a jednocześnie żal w oczach. Próbuje ją ukryć pod taflą pozornej obojętności, jednak ma się to nijak do lat, które razem spędzili.
- Wiesz co, Maja? - zaczyna ponownie atakujący, już nie kryjąc swojego żalu - Wyjeżdżaj sobie gdziekolwiek chcesz. Możesz się zaszyć w Rzeszowie i udawać, że wszystko jest w porządku. Możesz udawać, że zapomniałaś o wszystkim. Nigdy w życiu nie zabronię ci, żebyś była szczęśliwa... Z kimś innym.
- Mam być szczęśliwa z tobą, Mariusz? - przerywa mu gwałtownie, nie kryjąc swojego rozgoryczenia - Jako kochanka na boku?
Wreszcie przechodzi jej to przez gardło. Oboje wzdrygają na samo sformułowanie kochanka.Tak miało być? Czy kiedykolwiek tak miało być?
O nie. Oboje chcieli mieć szczęśliwe życie. Założyć rodziny, spełniać się zawodowo. Ktoś by powiedział do niego: udało ci się, jesteś spełnionym człowiekiem. Chyba nic bardziej mylnego. Ale proszę, dalej stwarzajmy pozory Mariusza Wlazłego jako wspaniałego i szczęśliwego człowieka.
- Wiesz jak bardzo mnie to wszystko boli?
Słyszy te słowa i czuje, jak ścisk w okolicach serca. Staje przed blondynką i z opuszczonymi rękoma, patrząc prosto w oczy sili się na twardy ton głosu:
- Jedź do niego. Zapomnij.
Widzi wzbierające się łzy pod jej powiekami. Ma ochotę w tej chwili, w tym momencie i w tej sekundzie mocno ją objąć, czule pocałować i powiedzieć, żeby nigdzie nie wyjeżdżała. Bo jej miejsce jest tutaj. Bo wszystko czego chce, to żeby była przy nim.
- Tylko pamiętaj, że ludzie, którzy chcą zapomnieć nie noszą na szyi czegoś, co mogłoby im przypominać.
Widzi znajomy naszyjnik już od jakiegoś czasu, ale dopiero teraz potrafi ubrać ten gest w słowa. Gest, który wiele dla niego znaczy i... daje nadzieję. Z trudem powstrzymuje się od utrzymania dystansu między ich ciałami, jednak po chwili jakby przyciągany przez niewidzialny magnes nachyla się nad drobną, ukochaną twarzą:
- Jesteś dla mnie najważniejsza. Zawsze byłaś.


***

Ostatnie, krótkie spojrzenie w oczy utwierdza ich w przekonaniu, że coś się właśnie skończyło. Że zostawili coś za sobą, kompletnie nie wiedząc, co czeka ich wkrótce.
Ona została w szatni z poczuciem bezradności.
On wyszedł z hali z sercem rozbitym na milion kawałków.
Oboje nie kryli łez.
Oboje też wiedzieli, że pora wreszcie wrócić do rzeczywistości i zapomnieć o swoich największych słabościach.
Ważne jest, aby pozwolić pewnym rzeczom odejść. Uwolnić się od nich. Odciąć. Zamknąć cykl. Nie powodu dumy, słabości czy pychy, ale po prostu dlatego, że na coś już nie ma miejsca w Twoim życiu.
Zamknij drzwi, zmień płytę, posprzątaj dom, strzepnij kurz. Przestań być tym, kim jesteś.
Musisz zrozumieć, że to nie jest gra znaczonymi kartami. Raz wygrywamy, raz przegrywamy.
Ważne jest jeszcze to, żeby nie żałować...

_____________________________
pisane 16.08
Nie myślcie, że było mi łatwo napisać to powyżej. Nie dość, że miałam zastój i pisałam ten rozdział prawie że na siłę, to ryczałam jak głupia za każdym razem, kiedy postanowiłam napisać jedno, najprostsze zdanie. 

Przepraszam, tak musiało być.





środa, 21 sierpnia 2013

Rozdział 25

- Nie otworzyłaś.
Kręcę głową, słysząc jego chłodny ton głosu.
- Nie chcę prezentów od ciebie, Maniek.
Atakujący wzdycha ciężko, wsuwa ręce do kieszeni swoich dżinsów i błądzi wzrokiem gdzieś po swoim podwórku, aby po długiej chwili wreszcie spojrzeć na mnie. Wie, że zwracam się do niego w taki sposób bardzo rzadko i tylko wtedy, kiedy chodzi o coś ważnego.
- Jest dla ciebie. Wybrałem go dla ciebie, a nie dla kogoś innego.
Go?
- Nie...
- Maja – jego zdecydowany ton głosu, który może nie słyszę u niego często, jednak kiedy to się zdarza przechodzą mnie ciarki na plecach – Nie chcesz go wziąć przez to, co się stało między nami ostatnio. Ale potraktuj to jako zwykły prezent świąteczny ode mnie. Nic więcej.
Milczę, a po chwili opuszczam rękę w której ściskałam pakunek w dół.
- Przynajmniej odpakuj – mówi z prośbą w głosie, a po chwili jakby przypominając sobie o czymś dodaje – Wejdziesz do środka?
Kręcę szybko głową. Jeszcze tego brakowało. Atakujący nie naciska w kwestii zaproszenia mnie do domu, a ja delikatnie rozrywam czerwony materiał zgodnie z jego prośbą.
- Zwykły prezent – dukam, wlepiając pusty wzrok w brązowe pudełko ze złotym napisem 'Apart'.
Otwieram i nieruchomieję, widząc zawartość.
- Weź to, Mariusz – mówię zdecydowanym głosem.
- Jest twój – wypala natychmiastowo – Możesz go nie nosić jeśli ci się nie podoba, ale chciałem, żeby zawsze przypominał ci o mnie.
- MARIUSZ?!
Nawet nie wiem kiedy u boku atakującego staje jego małżonka. Widzę ją pierwszy raz od dobrych paru tygodni. Wygląda całkowicie inaczej niż w chwili, kiedy pierwszy raz zobaczyłam ją po moim przyjeździe. Mocniejszy makijaż, gustowniejsze ubranie...
- O – zdobywa się, kiedy widzi mnie – Cześć, Maja.
- Cześć – odpowiadam automatycznie – Jak święta?
- Rodzinnie – uśmiecha się delikatnie, a gdy staje dokładnie obok ramienia atakującego czuję potężny ścisk w żołądku – A twoje jak?
- Podobnie...
- Widziałam pod twoim domem jakieś auto o rzeszowskich rejestracjach. Nie mówiłaś nigdy, że masz rodzinę stamtąd.
- Bo nie mam – przyznaję, próbując zignorować jej dziwny ton głosu – Mój chłopak przyjechał tym samochodem.

***
W momencie gdy słyszę jej odpowiedź robi mi się słabo. Chłopak. Jej chłopak. - Będę się zbierać – ponownie dochodzi do mnie głos blondynki – Trzymajcie się.
Patrzę jak odwraca się, nie zaszczycając mnie nawet najkrótszym spojrzeniem. Próbuję opanować drżenie rąk, dlatego zaciskam dłonie w pięści.
- Nie wiedziałam, że Majka ma kogoś – słyszę głos Pauliny, kiedy zamyka za mną drzwi – To jakiś siatkarz?
- To nie twoja sprawa, nie uważasz?
- Co się tak denerwujesz?
- Nie denerwuję się, do cholery!
- Właśnie widzę – odpuszcza brunetka, schodząc z tonu – Muszę jechać zaraz do Łodzi.
- Mama, ale mówilaś ze jus nie będzies placować!
Pojawienie się Arka w progu kuchni powstrzymuje mnie od wylania wszystkich negatywnych emocji na kobietę.
- Aruś, strasznie cię przepraszam – mówi, chociaż wiem, że jej odpowiedź mija się z prawdą – Wrócę jutro, a ty bądź grzeczny i słuchaj tatusia, dobrze?
Patrzę jak malec przytula się do Pauliny.
- Przepraszam, Mariusz – zwraca się do mnie, kiedy Arek opuszcza pokój.
- Nie było cię na Wigilii, nie było cię kiedy Arek otwierał swój prezent... - mówię beznamiętnie.
- Bo pracuję! - podnosi głos i cedzi wyraźnie każde słowo – Nie kłóćmy się w święta.
Kiwam prawie niezauważalnie głową.
- Przepraszam – kapituluję i przenoszę wzrok na kobietę. Patrzymy na siebie jeszcze chwilę. Widzę, że brunetka waha się, ale w końcu posyła mi coś na wzór uśmiechu i wychodzi z domu, a po jej obecności zostaje tylko trzask drzwi.
- Tatuś, a Majci podobał się ten plezent od ciebie?
Przenoszę wzrok na syna, który ponownie pojawia się w progu kuchni.
- Tak, Aruś – mówię łagodnym tonem w jego kierunku. Malec podchodzi do mnie i momentalnie znajduje się na moich kolanach – Bardzo się jej spodobał.
- To dlacego jesteś smutny?
Bezsilny zarówno psychicznie jak i fizycznie mocno przytulam do siebie syna. Syna, który zawsze przy mnie jest i sprawia, że nie tracę głowy. Wtulam się bardzo mocno w jego malutką szyjkę i zamykam oczy. A po chwili, kiedy słyszę pytanie synka:
- Tato, dlacego places?
Mam ochotę pogrążyć się jeszcze bardziej. Bo po raz pierwszy płaczę przez kobietę i co gorsze, nie próbuję ukryć tego nawet przed dzieckiem.

***
3 dni później odbieram telefon od Paula, który informuje mnie, że pierwszy mecz z Effectorem będzie jednak na wyjeździe. Mówię, że mogę przyjechać do Kielc jednak on twierdzi, że to daleko i nie potrzebnie będę się fatygować. Po krótkiej wymianie zdań zgadzam się z nim i ustalamy, że zobaczymy się od razu po meczu, kiedy prosto z Kielc przyjedzie do mnie.
Wczoraj wpadłam na halę, dokładniej na siłownię, żeby zobaczyć jak Misiek radzi sobie na pierwszym treningu. Zrezygnowałam z jakiegokolwiek udziału w sztabie medycznym, jednak zaznaczyłam, że zawsze będę służyć pomocą w razie potrzeby. Dlatego z sympatii do Michała nadal interesuję się jego plecami, co skutkuje tym, że właśnie zmierzam w stronę jego domu.
Otwiera mi Dagmara. Z uśmiechem na ustach zaprasza mnie do środka, a chwilę potem w moje ramiona wpada najmłodszy rodziny Winiarskich.
- Cześć, kaleko – zwracam się z uśmiechem do leżącego na kanapie Winiara seniora.
- Nie pozwalaj sobie – grozi mi palcem.
- W tej sytuacji nie boję się twoich gróźb – śmieję się, po czym siadam na fotelu obok niego – Jak po wczoraj? Bartodziejski mówił, że nawet na boisku już trenowałeś, zaraz po tym jak poszłam.
- Tylko odbijałem – zapewnia mnie – Już jest okej, ale boję się próbować wyskakiwać.
Kiwam głową ze zrozumieniem.
- Tak właściwie – zmienia temat przyjmujący, kiedy na fotelu naprzeciwko mnie siada jego małżonka – Nie powinnaś być właśnie w drodze do Rzeszowa? Mówiłaś, że dzisiaj miałaś wyjeżdżać.
- Miałam – przytakuję – Ale jednak grają na wyjeździe w Kielcach. Więc zostaję.
- O matko, to dobrze – wzdycha z ulgą Daga – Już myślałam, że będę sama. Wszystkie dziewczyny nagle się pochorowały...
- Nie wybieram się na halę – przerywam jej.
- Co? Dlaczego? - wypala zdziwiony siatkarz.
- Ja rozumiem, że twój facet jest Resoviakiem – zaczyna Dagmara, na co ja już otwieram usta – Ale chyba na mecz swojej rodzimej drużyny możesz jeszcze przyjść.
- Po pierwsze – bronię się natychmiastowo – To nie jest mój facet...
- Mariuszowi powiedziałaś co innego.
Nieruchomieję i milknę w jednej chwili.
- Rozmawialiście z nim? - mrużę oczy i zaczynam ostrożnie.
Para wymienia między sobą krótkie, znaczące spojrzenia, które najwyraźniej miały przejść obok mnie niezauważone.
- Co wam powiedział?
Denerwuję się. Co jeśli opowiedział o tym, co ostatnio stało się po meczu z Zaksą? Co jeśli powie o prezencie? Ale przecież Winiarscy to nasi przyjaciele...
- To co ty jemu – odpowiada spokojnie, chociaż bardzo powoli Michał – Że jesteś z Lotmanem.
Że jestem z Lotmanem. Że jestem z Lotmanem. Próbuję wyrzucić ze swojej głowy te słowa, jednak nie potrafię.
- Coś jeszcze? - dopytuję się, nerwowo skubiąc poręcze skórzanego fotela.
- Hm, to i tak było dużo zważając na to, że przyszedł do nas nawalony w trzy dupy.
- Co?! - wybucham, słysząc słowa niebieskookiego.
- Coś się zmieniło między wami?
- Co wam jeszcze powiedział? - ignoruję pytanie Dagmary i wstaję z miękkiej skóry.
Staję wyczekująco nad nimi, próbując ukryć moje zdenerwowanie.
- Nic więcej.
Opuszczam ręce ze zrezygnowaniem i chwytam błyskawicznie w ręce swoją wcześniej niedbale rzuconą na skórzany mebel torebkę.
- Maja, możesz nam powiedzieć o wszystkim – mówi cicho brunetka. Próbuje złapać ze mną kontakt wzrokowy, jednak kręcę głową na wszystkie możliwe strony – Jesteście naszymi przyjaciółmi. Chcemy dla was jak najlepiej.
Mam ochotę prychnąć głośno, jednak udaje mi się powstrzymywać. Dobrze wiem, że Winiarska chce dla nas dobrze, jednak w obecnej sytuacji jest to bardzo trudne do zdefiniowania pojęcie.
- Dzięki – odpowiadam, próbując ukryć obojętność w głosie – Ale wszystko jest w porządku. Będę już lecieć, do zobaczenia.
- Dadze możesz mówić, że wszystko jest w porządku – słyszę głos Miśka, kiedy znajduję się przy samych drzwiach – Ale ja znam cię już długo. Mariusza jeszcze dłużej.
Podnoszę wzrok na przyjmującego, przy okazji upewniając się, że jego małżonki nie ma w pobliżu.
- Pocałował mnie.
Nie wierzę, że przechodzi mi to przez gardło. Wypowiedziane na głos brzmi jeszcze gorzej niż w praktyce.
- A ja głupia to odwzajemniłam.
- Cii, Majka – uspokaja mnie, kiedy dostrzega w moich oczach zbierające się łzy i drżące ręce – Nie zrobiłaś niczego złego.
- Nie... - zaczynam, ale niebieskooki szybko mi przerywa.
- Pogadamy o tym po meczu jutro, w porządku?
Kiwam głową, a po chwili znajduję się w krótkim, ale bardzo silnym uścisku przyjaciela.
- Nie zrobiłaś niczego złego – powtarza, a ja czuję się jeszcze gorzej.

***

'Będziesz oglądać? :)'
'Głupie pytanie, zaraz idę przed telewizor. Trzymam kciuki!'

Kłamstwo jest złą rzeczą. Każdemu dziecku jest to wpajane od małego. Nie można kłamać. Kłamstwo i tak wyjdzie na jaw. Kłamstwo ma krótkie nogi.
To dlaczego właśnie stoję przed bełchatowską Energią, pisząc tak zakłamane esemesy do człowieka, który najmniej zawinił?
I dlaczego na swojej szyi czuję miło drażniący mnie, złoty naszyjnik z zawieszką w kształcie czterolistnej koniczynki? Dlaczego, skoro się tak zapierałam przed nim?

__________________________
pisane 16.08
Prawdopodobnie kiedy to czytacie, ja dzielnie wędruję już 5 dzień :) 

I po raz kolejny zaznaczam, że cały czas czytam Wasze komentarze na telefonie, więc będzie mi miło jeśli coś tutaj zostawicie, nawet jeśli nie odpiszę :)
Kolejny rozdział pojawi się... 25-tego, a co mi tam, powiem Wam :p

Całusy!


niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział 24

Nie mogę zasnąć.
Od paru godzin bezmyślnie bawię się włosami blondynki, wtulonej w mój tors. Po tym wszystkim, co się wcześniej tutaj działo, nie przeszłoby mi nawet przez myśl, że teraz jak gdyby nigdy nic będę spał (chociaż w moim przypadku to kiepskie określenie) z nią w jednym łóżku. I kompletnie nie czuję niedosytu, że pozwoliła mi „jedynie” położyć się koło niej. Jest inaczej niż zwykle.
Wlazły.
Gnojek. Zaciskam palce na ramieniu dziewczyny i całuję ją we włosy, chociaż mam świadomość, że śpi w najlepsze i nie zdaje sobie sprawy z tego co robię. Mimo to na samą myśl o nim przytulam ją mocniej do siebie. Nigdy, ale to nigdy, dopóki Majka pozwala mi być tak blisko siebie nie dopuszczę go do niej. Nie mówię jej o tym, bo wiem, że odbierze to nie tak, jak powinna.
Przyjaciel.
Jasne. Jasmine też miała przyjaciół. Też myślałem, że są przyjaciółmi. Cholera, znowu ona. Skończ wreszcie o niej myśleć, Lotman. I najlepiej powiedz o tym wszystkim blondynce, którą tak gorliwie nie wypuszczasz z objęć, bo możesz ją stracić szybciej, niż zyskałeś.

***
- Paaaul – mruczę przyjmującemu do ucha. Otwiera powoli zaspane oczy i uśmiecha się uroczo.
- Dzień dobry – rzuca mi na powitanie i całuje czule w usta.
Kompletnie zaskoczona odruchowo odwzajemniam nerwowo pocałunek.
Uspokój się, to przecież Paul. Ufasz mu.
- Mógłbym się tak budzić codziennie, wiesz? - słyszę, na co nie umiem nie uśmiechnąć się pod nosem.
- Skoro tak to musisz znaleźć sobie jakąś blondynkę w Rzeszowie – droczę się z nim, kreśląc niezidentyfikowane kształty na jego idealnie umięśnionym brzuchu.
- Wystarczy mi ta, którą mam w Bełchatowie – uśmiecha się i zbliża twarz do moich ust. Odsuwam się lekko i kręcę głową.
- Bratasz się z wrogiem – ciągnę dalej zaczepnie, stale odsuwając swoją twarz od jego, nie pozwalając tym samym na pocałunek.
- Ale za to jakim wrogiem – ucina szybko i łapie mnie za nadgarstki. Tym sposobem leżę pod jego dwumetrowym ciałem, bez możliwości jakiegokolwiek ruchu – I co teraz?
Posyła mi zadziorny uśmiech i już po chwili ponownie czuję jego usta na swoich. Muszę mówić, że Paul całuje jak nikt inny? Z początku delikatne muśnięcia przeradzają się w namiętną bitwę na języki, którą bezpretensjonalnie zdobywa Amerykanin.
- Zostaniesz do jutra? - pytam z nadzieją, kiedy odrywamy się od siebie.
- Twoja mama mnie zabije – wzdycha ciężko i czuję, jak wodzi nosem po mojej odkrytej szyi.
- Pojechała do Warszawy – odpowiadam zgodnie z prawdą, gdyż wczoraj przed zaśnięciem dostałam od niej smsa.
Po chwili milczenia słyszę odpowiedź brązowookiego:
- Muszę być w Rzeszowie we czwartek rano, bo zaczynamy treningi. Więc może da się coś zrobić.
Uśmiecham się szeroko i po raz kolejny tego ranka przyciągam siatkarza do siebie.

***
- Gracie ćwierćfinał Pucharu Polski z Effectorem? - pytam nagle, zalewając dwa kubki z kawą wrzątkiem.
- Mhm – mruczy przyjmujący – 29-tego.
Kiedy już w głowie snuję plany jakby to opuścić ćwierćfinał Skry, siatkarz znowu się odzywa, przerywając moje rozmyślania:
- Będziesz musiała być tutaj na ćwierćfinałach? Mówiłaś, że zajmujesz się i tak tylko plecami Winiarskiego.
W myślach przyznaję mu rację. Nie jestem w sztabie Skry zatrudniona na jakąkolwiek umowę. Jestem, a właściwie to teraz decyduję że BYŁAM tak jedynie z powodu kontuzji Mariusza. Bo nie potrafiłam go zostawić samemu sobie z tym.
- Nie jestem zatrudniona w klubie – przyznaję ze spokojem – Pracowałam tam chwilę dlatego, że Mariusz miał kontuzję. A ja znałam jego organizm najlepiej.
Widzę, jak przyjmującemu tężeje mina. Nie patrzy na mnie, ale zaciska w dłoniach mocniej nóż, którym wcześniej smarował kanapki. Wzdycham ciężko, podchodzę do niego i szybko wyciągam mu ostre narzędzie z rąk.
- Opowiadałam ci już o tym wczoraj...
- Tak, i nie chcę już słyszeć o tym – stwierdza zdecydowanie.
- Sam zacząłeś.
Patrzy na mnie nierozszyfrowanym wzrokiem. Wzruszam jedynie ramionami i wracam do przygotowywania śniadania.
- Nie chcę się z tobą kłócić o niego – odzywa się po chwili i przytula mnie od tyłu. Śmieję się ironicznie pod nosem i nie przerywam wcześniejszej czynności.
- To nie zaczynaj tego tematu, jeśli widzisz jakiś problem.
- A ty nie... - zaczyna, ale szybko się reflektuje, widocznie chcąc zakończyć tą niewygodną rozmowę – Okej. Przepraszam.
- Nie jestem zła – odwracam twarz do niego i uśmiecham się lekko – Ale smaruj te kanapki szybko, bo umieram z głodu.
W odpowiedzi słyszę tylko melodyjny śmiech brązowookiego. Całuje mnie krótko w szyję, wywołując miłe dreszcze i wraca do wcześniej przerwanej czynności.
- Chcesz bilet na nasz ćwierćfinał w pierwszym, czy w drugim rzędzie?
- Bo w ogóle nie przyjdę – grożę mu, słysząc to pytanie.
- To kto przytuli mnie po meczu i powie, że byłem najlepszy? - burzy się chłopak.
- Jakaś blondynka z Rzeszowa? - pytam niewinnie.
Siatkarz prycha pod nosem, próbując ukryć uśmiech na twarzy.
- Chyba muszę do niej zaraz wracać.
Parskam śmiechem i staję naprzeciwko przyjmującego. Wznoszę się najwyżej jak umiem na palcach nóg i oplatam go rękoma w karku.
- Tylko się nie przyzwyczajaj – śmieję się cicho prosto w jego usta – Twoja rzeszowska piękność nie całuje tak dobrze, jak ja.
Złączam nasze usta delikatnym, subtelnym pocałunkiem.
- Umknęło ci jedynie to, że mam tylko jedną blondynkę. I bynajmniej nie jest ona z Rzeszowa – odrywa się ode mnie – Ale reszta się zgadza. Moja bełchatowska piękność całuje najlepiej na świecie.
Po czym tłumi mój śmiech o wiele głębszym, dłuższym i namiętniejszym pocałunkiem. A w mojej głowie dudnią jedynie słowa: „moja bełchatowska piękność”.

***
Wspólnie spędzamy cały pierwszy dzień świąt. Pokazuję Lotmanowi cały Bełchatów i mimo panującego na dworze chłodu świetnie spędzamy całe popołudnie. Wieczorem siadamy wygodnie przed telewizorem, odczuwając na swoich ciałach ciepło palącego się kominka po drugiej stronie salonu.
- Zrobię wszystko, ale nie oglądajmy tych tanich komedii romantycznych – jęczy mi do ucha chłopak, kiedy raz po raz rzucam propozycjami filmowymi.
- Śniadanie rano też mi zrobisz?
- Obiad i kolację też, jak będzie trzeba – zapewnia mnie, a w jego głosie czuję ulgę.
- W takim bądź razie oglądamy Wojownika!
Paul kiwa wreszcie głową z uznaniem i rozsiada się wygodnie na kanapie czekając, aż włączę film.
- O cholera, zapomniałem na śmierć! - gwałtownie zrywa się z wygodnego mebla i wybiega z domu. Zdezorientowana patrzę w stronę drzwi wejściowych, w których zaraz znowu widzę Amerykanina.
- Maja, zanim zaczniemy oglądać muszę się ciebie o coś spytać – mówi szybko, niepewnym, a jednocześnie poddenerwowanym głosem.
Podnoszę zdziwiona brwi ku górze i staję z wyczekującą miną. Siatkarz podchodzi bliżej do mnie i wyciąga w moją stronę idealnie prostą, elegancką, czerwoną kopertę.
- Co to jest? - pytam zniecierpliwiona, po czym wyjmuję niewielką zawartość.
Bilet. Lotniczy. Do Hiszpanii. 31 sierpnia. Nie, moment. 2 bilety.
- Chciałem się tylko zapytać, czy masz jakieś plany na Sylwestra – dochodzą do mnie wreszcie wyjaśnienia brązowookiego.
- Paul, ty...
- Chcę z tobą spędzić Sylwestra. W Hiszpanii. O ile się zgodzisz.
Zdruzgotana patrzę na twarz przyjmującego. Obracam w rękach podłużne przepustki lotnicze, w głowie mając niemały mętlik.
- Powiedz coś wreszcie – śmieje się nerwowo dwumetrowiec – Bo czuję się...
- Jesteś nienormalny – mówię cicho pod nosem, nadal wgapiając się w niewielkie, grube kartki.
- To znaczy, że się zgadzasz? - bardziej stwierdza, niż pyta chłopak.
W momencie znajduję się w minimalnej odległości od Lotmana. Patrzę na niego bacznym wzrokiem, po czym w końcu posyłam mu niepewny uśmiech.
- Zgadzam się – potwierdzam krótko i czuję, jak przyjmujący przyciąga mnie mocno do siebie.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę – szepce mi do ucha, po czym bierze w swoje ogromne dłonie moją twarz.
- A ja jestem w szoku – przyznaję i chwytam go za nadgarstki – Te bilety musiały być drogie.
Siatkarz wywraca oczami i nachyla się nade mną.
- Ani słowa o tym – mówi zdecydowanym głosem i daje mi soczystego buziaka w usta.
Pod wpływem chwili przyciskam go znowu do swoich ust i chwytam go mocno za koszulkę. Zanim jednak zdążam przymknąć powieki, zauważam na komodzie za plecami chłopaka małą, czerwoną paczuszkę. Momentalnie czuję ścisk w żołądku i w jednej chwili postanawiam, co muszę zrobić. Ale jeszcze nie teraz. Teraz mam przy sobie Paula.

***
Próbuję dobrze zapamiętać idealne rysy lotmanowej twarzy. Ciepłe, zarażające radością i miłością brązowe oczy, blade usta i idealne prosty nos. Delikatny pieprzyk nad prawą brwią. Wszystko to tworzy perfekcyjną całość, która nie wiadomo kiedy ujęła mnie w całości.
Patrzę, jak powolnym ruchem zakłada na siebie płaszcz i zarzuca na prawe ramie szarą torbę. Nadal nie dowierzam w to, co się między nami dzieje. Wiem, że za chwilę brązowooki odjedzie, a ja sama zostanę z tysiącem skołatanych myśli. Mimo to wysilam się na uśmiech. Wolałabym, żeby został. To dziwne, ale przyzwyczaiłam się do jego obecności. Dobrze mi, kiedy wita mnie rano buziakiem w usta, kiedy przytula się do mnie podczas kiedy parzę mu kawę, kiedy idę z nim pod ramię przez bełchatowski park...
- Nie lubię się żegnać – przyznaję wreszcie i zakładam ręce na piersiach.
- Nie żegnamy się, mała.
Spoglądam na niego zdziwiona. Mała. Tak mówi do mnie Mariusz.

***
- Co jest? - pytam zaniepokojony – Maja, uwierz, że jeśli mógłbym to bym został tutaj...
Blondynka kręci głową przecząco.
- Już mówiłam, że nie lubię po prostu się żegnać.
Uśmiecham się i chwytam ją rękami w talii. Całuję w czoło z nadzieją, że odsunie od siebie myśl pożegnania.
- To tylko 4 dni. 29-tego widzimy się na Podpromiu, a potem jedziemy prosto na lotnisko.
Wydaje się być trochę bardziej przekonana.
- To dostanę jakiegoś buziaka na drogę?
Kiedy słyszę jej śmiech, mimo że krótki, uspokajam się. Będzie dobrze, to tylko parę dni.
- Oj, Paul – wzdycha przeciągle i wtula się mocno we mnie.
Dobrze mi, kiedy mogę ją mocno objąć i spróbować sprawić, żeby czuła się bezpieczna. Dlatego oplatam ją mocno ramionami i lekko kołyszę w miejscu. Opieram swój policzek o czubek jej głowy i gładzę ją powoli po plecach. Czuję zapach jej wiśniowego szamponu i przymykam oczy. Maja. Moja idealna. W głowie zapamiętuję sobie jej twarz, jakbyśmy mieli się nie widzieć przez następny rok. Idealna cera, idealnie prosty nosek, zaróżowiałe policzka... Oczy. Najpiękniejsze, lazurowe oczy na świecie, które patrzą na mnie jak żadne inne. Przyciągają, magnetyzują, a jednocześnie spoglądają na mnie z pewną niepewnością, którą staram się wyeliminować. Chcę, żeby czuła dokładnie to co ja, kiedy jest przy mnie. Bezgraniczne szczęście.
- Dziękuję ci za te święta – szepcę po chwili.
- To ja dziękuję – zdaje się poprawić mnie blondynka. Unosi głowę do góry i opiera podbródek na mojej klatce piersiowej – Naprawdę.
Wiem, kiedy jest szczera, a kiedy mówi coś jedynie dla formalności. Teraz patrzy na mnie przenikliwym wzrokiem i jej „naprawdę” utwierdza mnie w przekonaniu, że to były dobre święta.
- Jedź już – ponagla mnie i staje na palcach, żeby móc dosięgnąć moich ust.
Uwielbiam ten moment, kiedy stara się zniwelować różnicę wzrostu między nami. Chwyta mnie dłoniami wokół karku, ale dopiero kiedy ja nieznacznie opuszczę głowę, możemy złączyć nasze usta w pocałunku. Tak jest też i teraz.
Czuję jej wilgotne wargi na swoich, jednak moimi emocjami targa co innego. Pod wpływem impulsu mocno przyciskam dziewczynę do siebie, a ta nie pozostając dłużna dosłownie wbija swoje paznokcie w mój kark. Czuję, jak robi mi się gorąco, kiedy decyduję się opuścić prawą dłoń na jej kształtne pośladki. Wsuwam palce do tylnej kieszonki jej obcisłych dżinsów i odrywam swoje usta od jej spragnionych pocałunków warg.
- Wiesz jak trudno będzie mi teraz wrócić do Rzeszowa? - mówię jej cicho, prosto do ucha.
Ta niespodziewanie odnajduje moją prawą dłoń i zwinnym ruchem wyciąga ją ze swojej kieszeni.
- Wiem – przyznaje całkowicie swobodnie i całuje mnie krótko w usta – Dlatego teraz grzecznie pójdziesz do samochodu i...
Mój cichy jęk zawodu przerywa jej wypowiedź, do której jednak zaraz wraca:
- I zaczniesz porządnie trenować, żebym miała na co patrzeć za 4 dni – dokańcza ze śmiechem i odsuwa się ode mnie – Jedź ostrożnie.
Ma rację. Jeśli chcę zdążyć na trening, muszę się spieszyć. Dlatego nie przeciągam naszego pożegnania, chociaż mógłbym jeszcze tak stać godzinami i wpatrywać się w jej twarz.
- Do zobaczenia – żegnam się, chociaż nie kryję zawodu w głosie. Blondynka uśmiecha się do mnie, a ja po raz ostatni całuję ją w usta i wychodzę z domu.

***

Jeszcze długo opieram się o ścianę, próbując uporządkować myśli. Nie wiem ile czasu mija, kiedy w końcu chwytam w ręce dobrze mi znaną, czerwoną paczuszkę i wychodzę z domu.
Po kilku chwilach drogi piechotą staję przed moim celem. A kiedy drzwi się otwierają i staje w nich on, bez słowa parę razy obracam w rękach małe pudełeczko, po czym wysuwam pakunek w jego stronę i mówię:
- Powinieneś dać to komuś innemu.

____________________________
pisane 16.08
Zaczynam z automatyczną publikacją. Od 17 sierpnia do 25 mnie nie ma, idę na pielgrzymkę i nie będę mieć dostępu do internetu, jedynie przez telefon, także Wasze komentarze na pewno będę czytać.

Do 25 sierpnia pojawią się jeszcze dwa rozdziały, więc czekajcie cierpliwie i zaglądajcie :)

wtorek, 13 sierpnia 2013

Rozdział 23

 - Nie udawaj, że nie umiesz zmywać – fukam na przyjmującego, który jęczy widząc stertę brudnych naczyń.
- Naprawdę nie umiem! - podnosi ręce w geście obrony.
Postanawiam odpuścić Lotmanowi i zrezygnowana rzucam w jego kierunku suchą ścierkę.
- Nawet jeśli powiesz, że nie umiesz wycierać, to i tak będziesz musiał to zrobić – śmieję się w jego stronę.
Patrzę jak obraca w rękach materiał i patrzy na mnie błagalnym wzrokiem. Kręcę głową z dezaprobatą, a jednocześnie szerokim uśmiechem. Po chwili odwzajemnia mój gest i całuje mnie przelotnie w policzek.
- Moja mama będzie cię uwielbiać – zaczyna, a ja posyłam mu zdziwione spojrzenie – Przez 18 lat nie potrafiła nauczyć mnie sprzątać, a ty robisz to w jeden wieczór.
Mój krótki śmiech przerywa dźwięk dzwonka do drzwi. Mama? Nie, ona by nie dzwoniła. Paul posyła mi pytające spojrzenie, na co ja jedynie wzruszam ramionami i ruszam otworzyć.
- Cześć – słyszę od razu po uchyleniu brązowych drzwi i nieruchomieję.
- Mariusz? Co ty tutaj robisz?
- Tatuś przyszedł dać ci plezent! - zza atakującego jak na komendę wyskakuje dobrze mi znany trzylatek.
Patrzę z niedowierzaniem na obu, a po krótkiej chwili przepuszczam ich w drzwiach.
- Przepraszam, że tak bez uprzedzenia – mówi szybko siatkarz – Arek, stój! Zaraz wracamy do domu!
- Tata, ale Maja ma duzą choinkę z cukielkami!
Mariusz wywraca oczami z uśmiechem i przenosi wzrok na mnie. Mina od razu mu poważnieje, a ja denerwuję się co raz bardziej. Paul jest za ścianą i że prawdopodobnie zaraz przyjdzie sprawdzić, czemu mnie tak długo nie ma.
- Jesteś sama?
Zagryzam dolną wargę uciekam wzrokiem na bok.
- Nie – odpowiadam nerwowym głosem i zakładam ręce na piersiach.
- Twoją mamę widziałem przed chwilą na cmentarzu...
- Majka? - słyszę z kuchni i opieram się zrezygnowana o ścianę. Świetnie.
Mariusz patrzy zdezorientowanym wzrokiem na Amerykanina, który w mgnieniu oka znajduje się przy mnie i kładzie mi rękę w talii.
- Znacie się – mruczę pod nosem, patrząc to na jednego, to na drugiego.
Obydwoje mierzą się wzrokiem, aż w końcu Paul wyciąga rękę w stronę Wlazłego. Ten drugi z widocznym dystansem ściska ją krótko i patrzy na mnie ostrym wzrokiem.
- Nie chciałem przeszkadzać – przyznaje szorstkim głosem, w którym nie mogę doszukać się ani odrobiny sympatii – Chciałem ci to tylko dać i życzyć wesołych świąt.
Po czym dosłownie wciska mi w rękę niewielkie, gustownie opakowane pudełeczko. Mam ochotę zapaść się pod ziemię pod wpływem tej całej sytuacji.
- Aruś, idziemy! - woła za synem, który w sekundzie znajduje się przy nim.
Rzuca mi ostatnie chłodne spojrzenie, kompletnie nie zwracając uwagi na Amerykanina i wychodzi razem z trzylatkiem z domu.
- Wlazły... - zaczyna przyjmujący, ale uprzedzam go pod wpływem impulsu.
- Wszystko ci wytłumaczę za chwilę – informuję go, odkładając wcześniej otrzymaną paczuszkę na szafkę w korytarzu – Zapomniałam mu czegoś powiedzieć, to zajmie parę minut, poczekasz?
I nie czekając na odpowiedź wybiegam z domu.
- Mariusz! - wołam głośno, na co atakujący odwraca się. Zapina ostatni pas w foteliku Arka i zamyka tylne drzwi.
Dobiegam do siatkarza, chociaż nie ułatwiają mi tego moje wysokie buty.
- Przepraszam – wypalam od razu, nie zastanawiając się wiele.
- Za co?
Milknę, bo nie znam odpowiedzi.
- Możesz spędzać święta z kim chcesz – ciągnie, widząc moje milczenie. Mówi całkiem spokojnie, chociaż wydaje się to być tylko pozorne – Jesteś dorosła i nie mam na to wpływu. I to ja powinienem przeprosić, że przeszkodziłem. Tylko że kompletnie nie jest mi przykro.
Jego szczerość sprawia, że czuję się jeszcze gorzej.
- Nie może tak być – mówię cicho.
- Co? - pyta natychmiastowo – Jak?
- Między nami – wyjaśniam krótko.
Atakujący wzdycha i wsuwa dłonie do kieszeni swoich ciemnych dżinsów, stając przede mną w małej odległości.
- Chodzi ci o tamtą noc? - pyta bezpośrednio.
Kiwam głową i odważam się spojrzeć w jego oczy.
- Chcesz zapomnieć?
Patrzę w jego czarne oczy i nie potrafię wydobyć z siebie słowa. Chcę zapomnieć?
- Nie o to chodzi – mówię po chwili, bardzo powoli i cicho – Ty wiesz co zrobiłeś?
- Pocałowałem cię – odpowiada błyskawicznie, lekkim tonem. Jak gdyby to była najnormalniejsza sytuacja na świecie.
- Tak – potwierdzam drżącym głosem – I gdyby nie Arek doszłoby do czegoś więcej.
Pierwszy raz mówię to na głos i czuję się z tym jeszcze gorzej, niż kiedy powtarzałam to sobie w myślach.
- Nie zrobiłbym niczego wbrew twojej woli – zapewnia mnie dobitnym głosem – Nie o to ci chodzi, Maja. Przecież widzę.
Czuję, że oczy mi się szklą, jednak próbuję utrzymać kamienną twarz.
- Jak ty możesz spojrzeć teraz prosto w oczy Paulinie? - cedzę przez zęby.
Atakujący odwraca wzrok.
- Wystarczy powiedzieć, że chcesz o tym zapomnieć – odpowiada spokojnie, a ja widzę już tylko zarys jego twarzy przez grubą taflę przezroczystego płynu na moich tęczówkach – Tu nie chodzi o Paulinę, tylko o ciebie.
Zaczynam się trząść. Przez łzy widzę, jak atakujący mierzy mnie wzrokiem jeszcze chwilę i odwraca się, żeby sekundę później znaleźć się przy drzwiach kierowcy.
- Nie chcę o tym zapominać – mówię za nim głośno, próbując zatuszować mój płaczliwy głos – I nie żałuję tego.
Obraz staje się wyraźniejszy, pierwsze łzy spływają po moich policzkach. Jeśli nawet przez chwilę miałam nadzieję, że czarnooki podejdzie do mnie, to zostaje ona rozwiana z chwilą, kiedy posyła mi ostatnie przenikliwe spojrzenie, wsiada do samochodu i odjeżdża.
Nie wiem ile stoję podjeździe, próbując powstrzymać mimowolnie płynące łzy, ale w pewnej chwili czuję mocne, męskie ramiona oplatające moje ciało i tracę resztki opanowania. Płaczę jak dziecko, a Lotman nie odzywając się słowem bierze mnie na ręce i zanosi do domu.


***

Nie pozwalam mu się dotknąć od chwili, kiedy położył mnie w mojej sypialni. Po rozmowie z Mariuszem... Po raz kolejny wracając do zdarzeń sprzed ponad godziny w moich oczach pojawiają się łzy.
Paul ma mnie teraz za największą dziwkę świata. Mariusz nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wiele złego robi. Próbuje stworzyć ze mną jakiś chory układ... Paul prawdopodobnie ostatni raz widzi się ze mną, bo po takiej Wigilii już pewnie...
- Przepraszam za to wszystko – odzywam się zachrypniętym głosem, przerywając ponad godzinną ciszę.
Amerykanin milczy i nie patrzy na mnie. Leży oparty o lewy łokieć, zwrócony z moją stronę, jednak jego twarz skrzętnie unika mojej sylwetki.
- Nie musisz się litować i siedzieć tutaj ze mną. Jedź do Rzeszowa i wykorzystaj resztę wolnego.
- Zanim pojadę, chcę wiedzieć o co tutaj chodziło – odpowiada, a w jego głosie nie słychać już radości, która zawsze bez problemu mogłam wyczuć – O co chodziło z Wlazłym.
Zaciskam powieki i podejmuję kolejną ważną decyzję tego wieczoru. Postanawiam opowiedzieć Paulowi o tym, co zaczęło się 15 lat temu i trwa do teraz. O przyjaźni, która nigdy nie była przyjaźnią. O wszystkim, oprócz nocy 21 grudnia. Po raz pierwszy opowiadam na głos historię o człowieku, który już dawno powinien był zniknąć z mojego życia.


***

- Zabiję tego dupka. Przysięgam, że go zabiję.
Każdej reakcji się spodziewałam, ale nie takiej. Brązowooki wydaje się wpaść w szał, mimo to stara się z opanowaniem utrzymać w pozycji wpół leżącej.
- To mój przyjaciel, Paul – wzdycham ciężko i powtarzam się po raz któryś.
- Przyjaciel? - pyta ironicznie – Majka, on BYŁ twoim przyjacielem. A teraz chce od ciebie czegoś więcej i nie mów mi, że tego nie widzisz.
Oczywiście, że nie widzę. Mojej uwadze umknęło to, jak prawie rozebrał mnie w moim salonie 3 dni temu.
- On ma żonę – cedzi przez zęby po raz kolejny nieprzyjemnym głosem – I syna.
Milczę, bo wiem, że cokolwiek bym nie powiedziała, Lotman jest zbyt rozemocjonowany, a poniekąd widać, że nawet wściekły.
Mruczy pod nosem parę ociekających w przekleństwa epitetów, a ja wpatruję się bez emocji w sufit. Czuję się lepiej z tym, że Paul wie o osobie Mariusza w moim życiu. Chociaż jest to chyba najbardziej okrojona historia, jaką mogłam opowiedzieć. Mimo to próbuję do siebie nie dopuścić poczucia winy, że nie opowiedziałam Amerykaninowi parę znaczących szczegółów. Parę znaczących szczegółów, które miały miejsce 21 grudnia.
Odważyłam się nawet powiedzieć o mariuszowych bliżej mi niezdefiniowanych problemach małżeńskich, chociaż chyba tym Amerykanin najmniej się przejmuje.
- Skrzywdził cię kiedyś? Kiedykolwiek? - słyszę kolejne pytanie i stanę na równe nogi przed moim ogromnym łóżkiem.
- Paul, zaczynasz przesadzać - stwierdzam dobitnie, twardym głosem – Powiedziałam ci o tym nie po to, żebyś teraz został moim prywatnym ochroniarzem, kiedy Mariusz znajdzie się w pobliżu.
Chłopak milknie. Moje słowa zdają się ostudzać jego złość.
- Nie skrzywdził mnie nigdy i nie zrobi tego – zapewniam go, jednak gdzieś w głębi czuję nieprzyjemne ukłucie – Dlatego...
- Po prostu widzę, jak na ciebie patrzy! - wybucha po chwili i idąc w moje ślady, staje na równe nogi, prawie że wchodząc na mnie.
Zakładam ręce na piersiach i patrzę na niego wyczekująco. Wiem, że jeszcze nie skończył.
- I szlag mnie trafia, naprawdę! - ciągnie dalej podniesionym głosem – Nie jesteś moją własnością, Maja, wiem o tym, uwierz. Ale mam ochotę obić twarz każdemu, kto się za tobą ogląda, bo musisz wiedzieć, że...
Zacina się i spogląda na moją twarz z pewną niepewnością. Bo muszę wiedzieć, że? Serce zaczyna mi odrobinę szybciej bić, ale nie daję po sobie tego poznać.
- Chodź – zaskakuje mnie szybką zmianą tonu. Jest zdenerwowany, ale nie tak jak wcześniej. Nie jest zły.
Ciągnie mnie za rękę po schodach, przez korytarz, aż w końcu stajemy na środku kuchni. Po chwili dochodzi do mnie, o co tutaj chodzi. Podnoszę głowę ku górze i wszystko staje się jasne.
- Bo musisz wiedzieć, że się w tobie zakochałem. I że chciałem cię pocałować już w Rzeszowie, ale chciałem, żeby było idealnie.
Oplata mnie mocno w talii, wywołując delikatne dreszcze i styka nasze nosy.
- Pocałunek w mojej kuchni pod jemiołą jest dla ciebie idealny? - śmieję się cicho prosto w jego usta – Romantyk z ciebie, Paul.
Przyjmujący odpowiada mi krótkim uśmiechem i jeszcze bardziej zmniejsza dystans dzielący nasze usta.
- A z ciebie za to ani trochę – słyszę na koniec, a potem czuję już tylko miękkie usta Lotmana na swoich.
__________________________
No to mały prezent dla wszystkich czytelniczek #TeamLotman :)

Miał być punkt 13:00, ale nie mogłam się doczekać, żeby Wam to opublikować. Co Wy na to?

+ edit: lepsza ta czcionka, czy poprzednia? Jak lepiej się Wam czyta?