czwartek, 11 grudnia 2014

Kłamstwa

Potem przez krótką chwilę pojawia się uczucie, jak gdyby wszystko się skończyło. Mija ona z chwilą, kiedy czuję twoją ciepłą, delikatną dłoń na swoim podbródku. Co ty robisz?
- Jeszcze raz – słyszę twój szept tuż nad swoim pochylonym czołem. Dopiero kiedy krótkim ruchem unosisz moją twarz ku górze, zdaję sobie sprawę jak blisko mnie jesteś od pewnej chwili. Twoje kolana przyklejone do moich łydek, dłoń trzymająca w żelaznym uścisku biodro i twarz... Kucając, pochylasz się nade mną, jak najbliżej jesteś tylko w stanie. Stykasz swoje czoło z moim. Słyszę twój płytki oddech, kiedy ocierasz czubkiem nosa mój policzek. Mam ochotę opaść z bezsilności na oparcie miękkiej sofy, kiedy obejmujesz obiema dłońmi moje policzka... - Popatrz na mnie i powtórz to. Powiedz, że mnie nie kochasz.

***

- Maja, muszę to usłyszeć...
Dopiero kiedy podnoszę w końcu swój wzrok, przez grubą taflę przezroczystego płynu dostrzegam, że i Ty nie potrafisz powstrzymać łez.
Jakie to uczucie, kiedy trzymana w objęciach miłości swojego życia, próbujesz otworzyć usta, spojrzeć prosto w ukochane czarne tęczówki i zrobić coś, co tak naprawdę powinnaś zrobić, a jednocześnie nie potrafisz?
Usta mimowolnie drżą, w gardle zasycha, a wszystko co było, w jednej chwili przestaje mieć znaczenie...
- Nie potrafię...
...nie pamiętam, kiedy wybucham płaczem i znajduję się w Twoich cholernie silnych ramionach. W jednej chwili odnajduję wszystko, czego potrzebowałam. Czuję, jak Twoje ogromne dłonie przesuwają się po moich plecach w uspokajającym geście. I chociaż czuję Twoje łzy na swojej odkrytej szyi... Przyciskam się tylko jak najmocniej do Twojego barku i zaciskam dłonie na klatce piersiowej. A Ty? Tulisz mnie do siebie najczulej, najdelikatniej, a jednocześnie najsilniej jak tylko potrafisz.
- Nie rób tego, proszę cię... Nie umiem bez ciebie normalnie funkcjonować... Nigdy więcej mnie nie zostawiaj... Zrobię dla Ciebie wszystko, obiecuję Ci... - Twoje zdławione płaczem, tak bardzo dobijające i przeszywające moje ciało słowa docierają do mnie bardzo powoli – Daj mi jeszcze jedną szansę, błagam...
- Nie proś mnie o kolejną szansę, to boli jeszcze bardziej...
Każde moje słowa, które z trudem przechodzą mi przez gardło wydają się być niczym. A jednocześnie wszystkim, co już dawno powinno zostać powiedziane na głos.
W ułamku sekundy, w jednej krótkiej chwili odrywam się od Ciebie.
- Maja, byłaś i jesteś moją największą i jedyną miłością życia. Nie pozwolę Ci odejść ode mnie, nie dam Ci znowu wyjechać, a jeśli będzie trzeba pojadę za Tobą wszędzie tam, gdzie będziesz próbowała uciec... Dopóki nie będziesz w stanie mi powiedzieć, że nic do mnie nie czujesz, będę walczył o Ciebie. Nie potrafię bez Ciebie żyć, błagam, zrozum to, zostań ze mną...
Po raz pierwszy widzę Cię w takim stanie. Po raz pierwszy widzę jak pokazujesz swoje najgłębiej skryte uczucia. Po raz pierwszy widzę szczerość, miłość i nadzieję bijącą z Twoich czarnych oczu.
- Kocham Cię, Maju. Zawsze Cię kochałem i zawsze będę kochać. Byłem tchórzem, kretynem, idiotą i kłamcą... Przez tyle lat oszukiwałem siebie, Ciebie i wszystkich wokoło. Wiesz ile razy myślałem o tej chwili? O chwili, kiedy w końcu powiem Ci co do Ciebie czuję? Za każdym razem, kiedy widziałem Twoją twarz, słyszałem Twój głos, albo chociażby wzmiankę o Tobie z ust kogoś innego... Nie zasługuję na Ciebie i dobrze o tym wiem, ale będę walczył i zrobię wszystko, żeby być przy Tobie... Już zawsze.
Twoje słowa odbijają się echem w mojej głowie.
Zawsze Cię kochałem i zawsze będę kochać.
- Powiedz coś, proszę... - słyszę Twoją prośbę.
- Co byś chciał usłyszeć, Mariusz? - po długiej chwili w końcu odzyskuję głos i wypowiadam te słowa łamiącym i tłumionym przez płacz głosem – Że wszystko jest w porządku? Że Ci wybaczam? Że zapominam o wszystkim i zgadzam się na to, żeby zacząć wszystko od nowa, razem?
Łzy, które nieustannie gromadzą się w moich oczach i płyną po moich policzkach sprawiają, że widzę tylko zarys Twojej twarzy. Nie potrafię opanować swojego roztrzęsienia i rozszlochanego głosu.
- Nie...
- Nie? - staram się rzucić ostre spojrzenie, jednak w środku rozpadam się na milion kawałków. Nie panuję nad niczym. - Dlaczego dopiero teraz? Powiedz mi dlaczego teraz? Dlaczego nie potrafiłeś tego wszystkiego powiedzieć 8 lat wcześniej? Powiedz mi, bo tylko z tym się nie mogę pogodzić...
Łamię się. Wybucham płaczem inie wytrzymuję. Łkam, mając schowaną twarz w dłonie. Czuję Twoją dłoń, delikatnie obejmującą moje ramiona.
- Zrobiłam dla Ciebie wszystko... Wszystko, Mariusz... Ani przez chwile nie myślałam o sobie, tylko o Tobie i Twoim synku, którego traktowałam jak własne dziecko... Nie doceniłeś tego ani przez chwilę...
A Ty patrzysz przed siebie, pustym wzrokiem wpatrując się w bliżej nieokreslony punkt na ścianie. Ocierasz łzy z policzków i pociągasz nosem. Ale milczysz. Twoje usta drżą, mimo to nie wypływają z nich żadne słowa. Jedynym odgłosem w niewielkim pomieszczeniu jest mój cichy płacz. Tracę rachubę czasu, tracę zdolność do jakiegokolwiek myślenia. Jestem pusta w środku. Pusta, a jednocześnie pełna emocji, które nie umiem wyrazić. Wiem, że Ty też. Mimo to nie odzywasz się, a Twoje milczenie przerywa dopiero długi dźwięk dzwonka do drzwi.
- Idź – mówię cicho, przecierając dłonią mokre policzka.
Przez kilka sekund, które wydają mi się wiecznością stykasz swoje czarne oczy z moimi tęczówkami. Patrzysz jakby pytającym, niepewnym wzrokiem, aż w końcu całujesz mnie czule w czoło i wstajesz z miękkiej kanapy, zmierzając w stronę drzwi.
- Gdzie Maja?
Krótkie pytanie słyszane z holu działa na mnie jak kubeł lodowatej wody. Nie muszę odwracać, żeby dowiedzieć się kto właśnie z impetem wkroczył do mieszkania atakującego.
- Spadaj, gościu – słyszę ostry, groźny głos Wlazłego – I wypieprzaj z mojego mieszkania, nie chcę Cię tu widzieć.
- Nie wyjdę stąd dopóki jej nie zobaczę i nie wezmę stąd. Nie będziesz mi mówił co mam robić...
Dochodzą do mnie jedynie strzępy gwałtownej rozmowy, którą słyszę coraz wyraźniej. Wiem, że Lotman nie odpuści.
- Co ty tu robisz? - pytam słabym głosem stając na końcu oświetlonego korytarza – Pytam, co tu robisz, Paul? Śledzisz mnie?
Amerykanin staje jak wryty, jak oniemiały, przerażony. Widzę jego początkowe niedowierzanie w oczach, które momentalnie zamienia się ironicznie skinięcia głową. Widzę jego zaciśnięte wargi i trzęsące się dłonie.
- Spotkasz się z Winiarskimi, tak? - słyszę przesiąknięte złością i cynizmem pytanie, na które nie reaguje ani odpowiedzią, ani żadnym innym gestem. Wiem, że...
- Zjeżdżaj z mojego mieszkania, rozumiesz? - ...że Mariusz stanie w mojej obronie i nie dopuści, żeby przyjmujący zbliżył się do mnie – Zostaw ją w spokoju...
- Zostawić Cię w spokoju? - wciąż zwraca się do mnie takim samym tonem – Po tym jak mnie okłamałaś? Myślisz, że to zrobię?
Patrzę na rozgoryczonego Amerykanina. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Kipi złością, gniewem, nie ma w nim żadnego żalu, jedynie czysta wściekłość i wrogość w oczach. Wzdrygam, boję się...
- Naprawdę myślałaś, że nie domyślę się, że przyjechałaś tu do niego? - ciągnie dalej – Odpowiedz mi w końcu!!!!
Podnosi głos, krzyczy. Mariusz rzuca się w jego kierunku, popychając go w stronę wyjścia.
- Jeszcze raz podniesiesz głos na nią...
- To co? To przywalisz mi? Taki jesteś teraz odważny? - przerywa mu Amerykanin.
- Paul, przestań zachowywać się dziecinnie! - nawet nie wiem skąd w moim głosie odnajduję tyle siły.
- Jakoś nie byłeś taki szlachetny, kiedy raz po raz raniłeś ją! Jak bawiłeś się jej uczuciami... Myślisz, że nie wiem o tym? Jesteś gnojem, Wlazły. Jesteś kłamcą i nie zasługujesz na nią!
- A ty zasługujesz? - zanim Mariusz zdąża rzucić się na przyjmującego odciągam go i chwytam mocno jego prawą dłoń. Splatam z nim palce, co powoduje falę dreszczy na całym moim ciele – Ty nie jesteś kłamcą, Paul?
- O czym ty mówisz? - ciągnie dalej tak samo wściekłym głosem.
Oczy zachodzą mi łzami momentalnie. Paul stoi parę kroków przede mną, Mariusz za to po mojej prawej stronie nie puszcza ani na chwilę mojej ręki.
- O Twojej żonie, o Jasmine.

____________________________________
Hej, wracam do Was z czymś krótkim, nad czym jednak długo myślałam. Będę pisać do czasu, aż po prostu nie wykończę swoich pomysłów.
Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze jest. Pozdrawiam!:)

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Ostatni

Bełchatów. Miejsce, w którym zostawiłam spory kawałek serca. Miejsce, z którym wiąże się tyle wspomnień. Miejsce, gdzie wiele straciłam, a jednocześnie jeszcze więcej zyskałam.
Dom. Właściwie to już nie wiem, gdzie jest moje miejsce. Tam, gdzie zostawiłam serce? Czy tam, gdzie rozum?
- Na pewno chcesz to zrobić? - po raz kolejny łagodnym głosem upewnia się Misiek.
- Tak – powtarzam cicho – Muszę to zrobić. Mógłbyś...
- Dzwoniłem do niego. Jest w domu, Arka z przedszkola odbierze Dagmara.
- A... - zaczynam, ale oboje dobrze wiemy o co chcę zapytać.
- Paulina jest w Łodzi.
Kiwam głową i powoli wstaje z miękkiej kanapy.
- Majka...
Odwracam się do przyjaciela i patrzę na jego zatroskany wyraz twarzy. Jest mi co raz ciężej. Nie okłamałam Winiarskiego, ale też nie powiedziałam mu prawdy.
- Pójdę już – próbuję się uśmiechnąć, jednak po jego minie wiem, że słabo mi to wychodzi – Dziękuję Misiek.
Przyjmujący przytakuje głową. Przytula mnie mocno na pożegnanie i odprowadza do drzwi. Po raz ostatni przekraczam próg mieszkania państwa Winiarskich.


***

- Pamiętasz jak się poznaliśmy?
Uśmiecham się słabo na to wspomnienie i przenoszę wzrok na twarz Lotmana.
- Mówisz o tym, jak ze Zbyszkiem prawie złamaliście mi wszystkie palce prawej ręki, próbując wejść do mojego gabinetu?
W salonie rozlega się przez krótką chwilę cichy śmiech Amerykanina.
- Trudno zapomnieć – dodaję.
- Przeprosiłbym cię po raz kolejny za to, ale gdyby nie tamta sytuacja nigdy bym cię pewnie nie poznał.
Prawie niezauważalnie kiwam głową, z zaciętym zainteresowaniem w oczach badając dokładnie budowę niewielkiego stolika.
- Uwierzyłabyś, gdybym ci teraz powiedział, że zakochałem się w tobie od pierwszej chwili?
- Paul... - mam ochotę jęknąć z żałością w głosie, jednak silę się jedynie na cichy szept.
- Nie uwierzyłabyś.
- Takie coś nie istnieje.
- Też tak myślałem.
Pomyśl przez chwilę... Jak możesz być przekonana, że nie istnieje?
- Ile razy w życiu byłaś tak naprawdę zakochana?
Jak możesz być przekonana o nieistnieniu czegoś, czego nigdy nie mogłaś tak naprawdę doświadczyć?
- Czemu o to pytasz? Właśnie teraz?
- Sam nie wiem. Próbuję ci coś powiedzieć i nie mam pojęcia jak ubrać to w słowa.
Nie wiesz? Dobrze się zastanów. Niektóre słowa niewypowiedziane ciążą, a te zatajone ranią.
- Jesteś dla mnie cholernie ważna, Maja.



***


Drżącymi rękami naciskam klamkę dobrze znanego mi mieszkania. Uchylam drzwi i cicho wchodzę do środka. Cisza. Zgaszone światła Nie mogę wydobyć z siebie nawet pomruku. Po prostu idę w dobrze znanym mi kierunku, aż w końcu staję w oświetlonym jedynie małą lampą salonu.
Nie zwracam uwagi na lecącą na ogromnej plazmie powtórkę meczu Zaksa-Jastrzębski. Nie zwracam uwagi na porozwalane po całym stole napoje i zabawki trzyletniego blondyna.
Swoją uwagę mimowolnie skupiam na szczupłym karku i zmierzwionych na wszystkie strony włosach atakującego.
Teraz już nie ma odwrotu.
- Powinieneś zamykać drzwi na klucz.
Nie wiem czemu to mówię.
- Maja?!
Widzę, jak atakujący momentalnie wzdryga się na moje słowa. W sekundzie zrywa się z kanapy i posyła mi pełne niedowierzania spojrzenie. Szybko niweluje stosunkowo niewielką odległość między nami.
- Tym razem to ja, ale kiedyś może być gorzej – nawiązuję do poprzedniego i słabym ruchem unoszę kąciki ust ku górze. Tak po prostu. Bo mimo tego wszystkiego cieszę się.
- Co ty tutaj robisz? Kiedy przyjechałaś? Skąd wiedziałaś... Jak...
Uśmiecham się delikatnie i odwracam wzrok w kierunku salonu. Wodzę spojrzeniem bardzo powoli po każdym meblu, próbując bardzo dobrze zapamiętać każdy detal mieszkania Wlazłego, aż w końcu ponownie zatrzymuję się na sylwetce siatkarza, który stoi parę kroków przede mną.
- Dlaczego mnie nie uprzedziłaś? - kończy zadawać pytania i stawia jeszcze jeden krok w moją stronę. O jeden krok za dużo.
- Nie planowałam....
- Nieważne zresztą – przerywa mi.
I przytula. Jak gdyby nigdy nic podchodzi i z całą swoją siłą przyciąga mnie do siebie. I mimo tego, jest w tym tyle delikatności i czułości. Wtulam się jak najmocniej mogę w jego ciało. Dłonie zaciskam na koszulce i przymykam oczy. Błogość i poczucie ulgi momentalnie przeszywają moje ciało. To tak jakbyś po długiej podróży wrócił do miejsca, które zostawiłeś. Moim miejscem są ramiona Wlazłego. Zawsze były.
Ciepłe dłonie atakującego wolnymi ruchami gładzą moje plecy. Jego oddech drażni policzek, a usta...
- Byłem taki głupi – szepce cicho, prosto w moje wargi.
A potem spogląda mi prosto w oczy. Ostrym, przenikliwym, a jednocześnie czułym i zmartwionym wzrokiem. I złącza swoje wargi z moimi. Mimowolnie przypominam sobie jak wiele razy, zasypiając u boku Lotmana myślałam o mariuszowych, tak pociągających, wilgotnych, idealnie kształtnych ustach... Jak wiele razy nie potrafiłam wyrzucić ze swoich myśli tego ognistego pragnienia i pożądania. I pozwalam na pogodzenie się z myślą, że ani przez chwilę nie zapomniałam o naszej chwili miłosnego uniesienia po meczu z Zaksą.
- Mariusz – odsuwam go od siebie, pomimo kołatającego serca, mrowiących policzków, nóg jak z waty i cholernego pragnienia nie przerywania tego pocałunku – Porozmawiajmy, proszę cię.


***

Który raz słyszysz te słowa? Już nie liczysz. Jedyne co krąży ci po głowie to to, że po raz pierwszy traktujesz je obojętnym spojrzeniem.
- Powiedz coś w końcu, proszę cię.
- Co mam ci powiedzieć, Paul? - wstaję z kanapy i chwytam w ręce torebkę. Ani przez chwilę nie spoglądam na jego twarz. Nie potrafię.
- Co się między nami teraz dzieje? Nie rozumiem tego - rzuca z wyraźną bezradnością w głosie siatkarz.
- Tak w skrócie? - zaczynam, nie kryjąc nuty ironii w głosie - Jadę do Bełchatowa, do mojego rodzinnego miasta. Zobaczyć się z mamą i przyjaciółmi. A ty? Słyszysz "Bełchatów, przyjaciele" i jedyne co przychodzi ci do głowy to Mariusz.
Milczy. Wie, że nie skończyłam.
- On od zawsze był dla mnie ważny, rozumiesz?


***

- Nie mamy wiele czasu – mówię spokojnie.
- O czym ty mówisz?
- Nie zostaję tutaj. Przyjechałam tylko na chwilę.
- To takie w twoim stylu... - śmieje się pod nosem atakujący.
Nie mówi tego z ironią. Odkąd usiadłam naprzeciwko niego, w bezpiecznej odległości, każde słowo wypowiada tak spokojnym głosem, jakiego nigdy chyba u niego nie słyszałam.
- Czemu jesteś taki spokojny? - wypalam bez ogródek.
- A jaki mam być? - posyła mi delikatny uśmiech, nieprzerwanie nie spuszczając ze mnie intensywnego spojrzenia.
- Zły? Wkurzony? Zdezorientowany? Poirytowany? - wymieniam wszystko, co przychodzi mi na myśl – Nie odzywałam się do ciebie prawie miesiąc. Unikałam cię, Mariusz. Robiłam wszystko, byleby tylko nie spotkać cię na swojej drodze...
- Nieźle ci to wyszło – przerywa mi, ponownie się uśmiechając.
- W co ty teraz grasz ze mną? - mimowolnie pozwalam sobie na poirytowanie, którego chciałam uniknąć za wszelką cenę.
Nie odpowiada.
- Masz prawo mieć do mnie żal o to wszystko, co się działo w twoim życiu odkąd wróciłam do Polski. Masz szansę to wszystko wyrzucić z siebie właśnie teraz. Dlaczego tego nie robisz? Dlaczego zachowujesz się jak gdyby nigdy nic się nie stało?
- Dlaczego? - powtarza po mnie. Obserwuję z niepewnością jak zrywa się ze swojego miejsca i kuca dokładnie przede mną, kładąc mi ręce na kolanach. Mimowolnie wzdrygam całym ciałem, co brunet od razu wyczuwa i sunie swoimi dłońmi po moich spiętych udach. - Bo za dużo szans zmarnowałem. Dwa razy pozwoliłem ci wyjechać. Nie potrafiłem o ciebie zawalczyć. Wszyscy wokół mnie chcieli mi dać do zrozumienia, że zachowuję się jak tchórz, ale to ja sam musiałem do tego dojść... Zajęło mi to cały miesiąc. Cały miesiąc bez ciebie, podczas którego ani przez chwilę nie przestałem myśleć o nas.
O nas.
- Nie ma nas, Maniek – wzdycham i słabym głosem pozwalam przejść tym słowom przez gardło.
- Przestań pieprzyć – prycha poirytowany.
Wzdrygam gwałtownie, słysząc jego słowa i ton, jakimi je wypowiada.
- Mam już dość ciągłego wmawiania sobie nawzajem, że nic pomiędzy nami nie ma – ciągnie dalej.
- Ja nie...
- Ty nic do mnie nie czujesz? - wchodzi mi w słowo.
W powietrzu unosi się gęsta cisza. Nieruchomieję i tracę jakiekolwiek resztki zimnego rozumu. Nie potrafię...
- Odpowiesz mi?


***

- Co zamierzasz zrobić?
- Jadę do Bełchatowa, Iwona.
Brunetka spogląda na mnie wyczekującym, a jednocześnie łagodnym i zachęcającym do kontynuowania wzrokiem.
- Co z tym zrobisz? Tak po prostu...
- Nic tak po prostu - przerywam jej - To nie jest dla mnie łatwe, nie myśl sobie.
- Musicie porozmawiać.
- Oczywiście - mruczę z ironią, jednak mimowolnie pod powiekami czuję wzbierające się łzy.
- Może to nie jest to, na co wygląda.
- Nie potrzebuję pocieszenia, Iwona. Ani twojego, ani wszystkich innych, którzy wiedzieli.
- Majka, dobrze wiesz...
- Nie zdawałaś sobie z niczego sprawy, wierzę ci. Nie szukam winnego. Wszyscy chcieli być lojalnymi przyjaciółmi.
Widzę współczujący wzrok Ignaczakowej, co przyprawia mnie o cholerny ścisk w gardle. Nie potrafię zrobić nic, kiedy po moim policzku spływa pierwsza zła.
- On mnie oszukał, Iwona. Dał mi nadzieję na to, że w końcu będzie dobrze. Odciągnął wszystkie moje myśli od miejsca i człowieka, przy którym powinnam ciągle być. To boli, wiesz? W pewnej chwili zdajesz sobie sprawę z tego, że zaufałaś niewłaściwej osobie. W pewnej chwili dochodzi do ciebie, że zostałaś z niczym, a twoje serce rozpada się na setkę małych kawałeczków. Nie zastanawiasz się nad tym, jak bardzo go w tej chwili nienawidzisz. Myślisz o tym, jak wiele straciłaś przez uczucie, którym go obdarzyłaś.

***
...nie potrafię zebrać myśli i jedyne co teraz krąży mi po głowie, to obraz oczu Mariusza. Nie, nie tych obecnych, tak intensywnie wpatrujących się we mnie i czekających na odpowiedź.
Widzę to spojrzenie, kiedy po raz pierwszy wyjeżdżałam do Ameryki. Widzę to zatroskanie, smutek i niepewność w ukochanych czarnych tęczówkach, jakby to wszystko działo się w tej chwili. Przed oczami staje mi obraz z kościoła w Wieluniu. Jestem tam. Stoję z Winiarskim u boku na środku niewielkiego obiektu świętego i jedyne co widzę, to tył idealnie skrojonej, czarnej marynarki od garnituru. Mimowolnie przypominam sobie to spojrzenie Miśka, kiedy podchodzisz do ołtarza, delikatnie trzymając za rękę Paulinę. Czuję ukłucie w sercu, kiedy składasz kolejne słowa przysięgi małżeńskiej, a ja stoję parę metrów przed Tobą.
Pojedyncza łza, która teraz, kompletnie bezwarunkowo spływa po moim policzku wydaje się być niczym, w porównaniu do tego, co dzieje się w mojej głowie.
Wracam wcześniej. Jeszcze wcześniej. Stoisz razem ze mną na cmentarzu. Jak najszybciej chcę wyrzucić z myśli obraz
tamtego dnia. Milczysz całą ceremonię żałobną. Nie potrafisz powiedzieć nic, co by było dla mnie chociaż najmniejszym pocieszeniem. Czy miałam do Ciebie żal? Nie. Nie mogłam. Przygotowywałeś się przecież do ślubu. Jednak przewrotny los postawił na Twojej i mojej drodze tragedię, która po raz kolejny mimowolnie zbliżyła nas do siebie. Zawsze będę przy tobie. Pamiętasz te słowa? Myślałeś kiedyś nad nimi?
Byłeś ze mną nieustannie przez 18 lat życia. Potem zacząłeś układać swoje. Ja nie potrafiłam. Zastanawiałeś się kiedyś, czemu nie założyłam rodziny? Dlaczego nie siedzę teraz tutaj z Tobą, rozmawiając o moim narzeczonym, ślubie, który planuję, denerwującej teściowej, o dzieciach, które zawsze były moim marzeniem?


***

I w końcu pamiętny listopad ubiegłego roku. Telefon od Twojej żony, który po raz kolejny postawił Cię na mojej drodze, która wydawała się być już tak prosta, tak bezproblemowa... A jednocześnie tak nieopisanie pusta.
Wszystko wywróciło się do góry nogami. JA wywróciłam całe Twoje i swoje życie do góry nogami. Bo to moja wina, że uległam załamanemu i płaczliwemu głosowi Twojej żony i w jednej chwili wsiadłam w samolot do Polski.
Pamiętasz jak po raz pierwszy po 6 latach stanęliśmy naprzeciwko siebie, w Twojej niewielkiej kuchni, patrząc się na siebie, jedno z niepewnością, drugie z kompletnym zdezorientowaniem? To ty nie dowierzałeś. Niemożliwe zdawało się dla Ciebie to, że znów nasze drogi się skrzyżowały. Że nawet po tych cholernie długich 6 latach rozłąki, stajemy przed sobą, ponownie próbując ze swoich oczu wyczytać uczucia, które nigdy nie zostały wypowiedziane na głos.
Zastanawiałeś się kiedyś, czemu tak naprawdę wróciłam? Pomyślałeś chociaż przez chwilę, dlaczego wciąż tkwię w moim rodzinnym mieście i kraju, mając przecież poukładane, stabilne życie tysiące kilometrów stąd, na innym kontynencie? Czy przyszło ci na myśl, że robię to tylko i wyłącznie z Twojego powodu?

***

Przypomnij sobie grudzień. To był nasz grudzień. Po raz kolejny w naszym prawie trzydziestoletnim życiu staliśmy się nierozłączni. Ja, Ty i Aruś. Nie potrafię wyrzucić ze swoich myśli obrazu Twojej radosnej twarzy, kiedy podbiegałeś do nas po każdym meczu, biorąc Arka na ręce, a mnie całując krótko w czoło. Czułam, że jesteś szczęśliwy. Nawet pomimo gdzieś głęboko skrytej świadomości, że Twoje życie nie jest takie, jak byś chciał. Że w pewnym stopniu naginasz swoje priorytety. A w pewnym momencie o nich zapominasz.
21 grudnia.Wtedy przez krótką chwilę zapomniałeś o tym, że coś komuś obiecałeś. Że kilka lat wstecz wypowiadałeś święte słowa przysięgi wierności przed Bogiem. Zawsze wierzyłam w Twoje zapewnienia względem mnie. Potrafiłam wierzyć w każde Twoje słowo. Nawet przez krótką chwilę nie zawahałam się, kiedy mówiłeś, że nie żałujesz, że tęskniłeś, że jestem najważniejsza...
***
Oddaliliśmy to w zapomnienie, pamiętasz? A raczej próbowaliśmy. Próbowaliśmy wyrzucić ze swoich myśli ten smak ust, ten dotyk, każde nasze zetknięcie ciał...Wszystko miało być nadal tak samo, jak gdyby nic się nie stało. Tak powinno być.
Potem pojawił się Paul. Ni stąd, ni zowąd, w najmniej pożądanym momencie, chociaż... Może akurat wtedy tego potrzebowałam? Może potrzebowałam odskoczni od Ciebie?
Był takim małym słońcem na końcu długiej ścieżki. Był kimś, kto samą swoją obecnością potrafił sprawić, że moje serce na chwilę drgnęło, uniosło się w górę z nadzieją, że w końcu to nie Twoje ramiona zapewnią mi bezpieczeństwo. Tylko to bolało, wiesz? Szukać bezgranicznego szczęścia w ramionach, które chociażby próbowały, nigdy nie będą Twoimi...
***

A teraz jestem tu. Pomimo tylu prób ucieczki od ciebie, odcięcia się od Twojego życia... Zdajesz sobie sprawę, ile minęło odkąd się poznaliśmy? 19 lat i 3 miesiące. Tylko wiesz co? W jednej chwili wszystko przestaje mieć znaczenie. Co chciałbyś usłyszeć? O czym myślisz, nachylając się nade mną, bezowocnie próbując wyłapać moje spojrzenie?
- Spójrz mi w oczy i powiedz, że nic do mnie nie czujesz – słyszę nad uchem krótką, cichą prośbę, która pomimo tego przeszywa mnie do szpiku kości - Zrób to, Maja. Jeśli powiesz to właśnie teraz, patrząc mi prosto w oczy, to obiecuję, że zniknę z twojego życia. Raz na zawsze.

***


Są takie chwile, kiedy czas staje, chociaż zegar tyka. Znasz to uczucie? W pewnym momencie zdajesz sobie sprawę, że stajesz nad przepaścią. Wystarczy jeden gest, a upadniesz bardzo boleśnie... Wystarczy jedno słowo, a stracisz wszystko...
- Nic do ciebie nie czuję, Mariusz. Nigdy nic do ciebie nie czułam.

________________
Mam nadzieję, że ktoś tutaj jeszcze jest. Całuję i ściskam, ja jestem cały czas!


EDIT
KOCHANI, TO JESZCZE NIE KONIEC! ;)
chyba nie wyjaśniłam wszystkich spraw, nie sądzicie?

poniedziałek, 17 marca 2014

Rozdział 31 część 2


- Pokłóciliśmy się. Wyszłam z mieszkania i powiedziałam, że mam go dość – wzdycham ciężko i upijam łyka gorącego napoju.
- O co poszło?
- Raczej o kogo – poprawiam Iwonę i wywracam oczami.
- Tylko mi nie mów, że o Wlazłego.
Kiwam krótko głową i sunę pustym wzrokiem po gustownie urządzonym salonie Ignaczaków.
- Powiedziałam mu, że chcę jechać tydzień przed Pucharem Polski do Bełchatowa, nie wspomniałam nawet o Mariuszu. To jest chore, Iwona, wiesz?
Zanim brunetka zdąża mi odpowiedzieć, uprzedzam ją i ciągnę dalej:
- Mówiłam ci o tym, że skończyłam wszystko co było między mną a Mariuszem i tak było. Nie kontaktuję się z nim od jakiegoś miesiąca, specjalnie zmieniłam numer, zrobiłam wszystko... Żebym mogła być szczęśliwa z tym pieprzonym zazdrośnikiem.
- I jesteś?


***

Paul znalazł mnie w mieszkaniu Ignaczaków parę godzin później. Wróciłam z nim, nie chcąc dłużej siedzieć na głowie przyjaciołom. Poza tym wcześniej czy później i tak Krzysiek by nie wytrzymał i nawet jeśli by musiał siłą – zmusiłby mnie to porozmawiania z Amerykaninem.
Odpuściłam. Wysłuchałam cierpliwie przeprosin chłopaka, chociaż tak do końca nie miałam ochoty tego robić.
- Nic nie poradzę na to, że jak tylko słyszę jego imię...
- Nie wspomniałam ci nawet o Mariuszu – celowo wypowiadam imię atakującego, na co Lotman zaciska obie dłonie na mojej talii – To ty zarzuciłeś mi, że jadę do Bełchatowa tylko po to, żeby się zobaczyć z nim. To mnie boli, Paul. Nie ufasz mi.
Przyjmujący nie potrafi znaleźć odpowiedzi. Błądzi wzrokiem po naszym salonie, swoją lewą ręką gładząc moje lewe udo. Zsuwam się delikatnie z jego kolan i ściskam jego dłoń.
- Przemyśl sobie parę rzeczy. Dobrze ci zrobi chwila beze mnie. Nam. Nam dobrze to zrobi.
- Maja, nie mów tak, proszę cię... Nie chcę żebyś wyjeżdżała po takich słowach. To brzmi jakbyś...
- Nie skreślam niczego.
Przyjmujący wzdycha ciężko i nachyla się nade mną. Bierze w swoje ogromne dłonie moja twarz i styka nasze czoła. Czuje jego ciepły oddech na swoich wargach i popełniam największy błąd, jaki mogę w tej chwili zrobić. Spoglądam w jego brązowe, całkowicie przygnębione tęczówki.
- Przepraszam – słyszę jego niski głos, a po moich plecach przechodzą ciarki – Przepraszam za to co powiedziałem.
Próbuje mnie pocałować. Dotyka swoimi miękkimi wargami moich, jednak ja nieznacznie odwracam twarz. Kątem oka widzę jego zupełną bezsilność, przeplatającą się ze smutkiem.
- Kocham cię, Maja. Wiem, że to wszystko moja wina, ale nie odsuwaj mnie od siebie przez jedną, głupią kłótnię. Jedź do Bełchatowa, ale żegnaj się ze mną w taki sposób. Proszę.
- Pójdę się spakować. Później porozmawiamy.

_______________________
Dodaję to tylko ze względu na to, że nie chcę was nadal trzymać tutaj bez żadnego konkretnego odzewu z mojej strony. Doskonale zdaję sobie sprawę, że to powyżej to jedynie parę zdań, ale... Nie mogę nic więcej wam na razie ujawnić. Mam zapisane kolejne 4 strony, ale nie mogę ich wrzucić, dopóki ich nie skończę tak, jakbym chciała.

Już niedługo wszystko się wyjaśni, obiecuję :)