poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Ostatni

Bełchatów. Miejsce, w którym zostawiłam spory kawałek serca. Miejsce, z którym wiąże się tyle wspomnień. Miejsce, gdzie wiele straciłam, a jednocześnie jeszcze więcej zyskałam.
Dom. Właściwie to już nie wiem, gdzie jest moje miejsce. Tam, gdzie zostawiłam serce? Czy tam, gdzie rozum?
- Na pewno chcesz to zrobić? - po raz kolejny łagodnym głosem upewnia się Misiek.
- Tak – powtarzam cicho – Muszę to zrobić. Mógłbyś...
- Dzwoniłem do niego. Jest w domu, Arka z przedszkola odbierze Dagmara.
- A... - zaczynam, ale oboje dobrze wiemy o co chcę zapytać.
- Paulina jest w Łodzi.
Kiwam głową i powoli wstaje z miękkiej kanapy.
- Majka...
Odwracam się do przyjaciela i patrzę na jego zatroskany wyraz twarzy. Jest mi co raz ciężej. Nie okłamałam Winiarskiego, ale też nie powiedziałam mu prawdy.
- Pójdę już – próbuję się uśmiechnąć, jednak po jego minie wiem, że słabo mi to wychodzi – Dziękuję Misiek.
Przyjmujący przytakuje głową. Przytula mnie mocno na pożegnanie i odprowadza do drzwi. Po raz ostatni przekraczam próg mieszkania państwa Winiarskich.


***

- Pamiętasz jak się poznaliśmy?
Uśmiecham się słabo na to wspomnienie i przenoszę wzrok na twarz Lotmana.
- Mówisz o tym, jak ze Zbyszkiem prawie złamaliście mi wszystkie palce prawej ręki, próbując wejść do mojego gabinetu?
W salonie rozlega się przez krótką chwilę cichy śmiech Amerykanina.
- Trudno zapomnieć – dodaję.
- Przeprosiłbym cię po raz kolejny za to, ale gdyby nie tamta sytuacja nigdy bym cię pewnie nie poznał.
Prawie niezauważalnie kiwam głową, z zaciętym zainteresowaniem w oczach badając dokładnie budowę niewielkiego stolika.
- Uwierzyłabyś, gdybym ci teraz powiedział, że zakochałem się w tobie od pierwszej chwili?
- Paul... - mam ochotę jęknąć z żałością w głosie, jednak silę się jedynie na cichy szept.
- Nie uwierzyłabyś.
- Takie coś nie istnieje.
- Też tak myślałem.
Pomyśl przez chwilę... Jak możesz być przekonana, że nie istnieje?
- Ile razy w życiu byłaś tak naprawdę zakochana?
Jak możesz być przekonana o nieistnieniu czegoś, czego nigdy nie mogłaś tak naprawdę doświadczyć?
- Czemu o to pytasz? Właśnie teraz?
- Sam nie wiem. Próbuję ci coś powiedzieć i nie mam pojęcia jak ubrać to w słowa.
Nie wiesz? Dobrze się zastanów. Niektóre słowa niewypowiedziane ciążą, a te zatajone ranią.
- Jesteś dla mnie cholernie ważna, Maja.



***


Drżącymi rękami naciskam klamkę dobrze znanego mi mieszkania. Uchylam drzwi i cicho wchodzę do środka. Cisza. Zgaszone światła Nie mogę wydobyć z siebie nawet pomruku. Po prostu idę w dobrze znanym mi kierunku, aż w końcu staję w oświetlonym jedynie małą lampą salonu.
Nie zwracam uwagi na lecącą na ogromnej plazmie powtórkę meczu Zaksa-Jastrzębski. Nie zwracam uwagi na porozwalane po całym stole napoje i zabawki trzyletniego blondyna.
Swoją uwagę mimowolnie skupiam na szczupłym karku i zmierzwionych na wszystkie strony włosach atakującego.
Teraz już nie ma odwrotu.
- Powinieneś zamykać drzwi na klucz.
Nie wiem czemu to mówię.
- Maja?!
Widzę, jak atakujący momentalnie wzdryga się na moje słowa. W sekundzie zrywa się z kanapy i posyła mi pełne niedowierzania spojrzenie. Szybko niweluje stosunkowo niewielką odległość między nami.
- Tym razem to ja, ale kiedyś może być gorzej – nawiązuję do poprzedniego i słabym ruchem unoszę kąciki ust ku górze. Tak po prostu. Bo mimo tego wszystkiego cieszę się.
- Co ty tutaj robisz? Kiedy przyjechałaś? Skąd wiedziałaś... Jak...
Uśmiecham się delikatnie i odwracam wzrok w kierunku salonu. Wodzę spojrzeniem bardzo powoli po każdym meblu, próbując bardzo dobrze zapamiętać każdy detal mieszkania Wlazłego, aż w końcu ponownie zatrzymuję się na sylwetce siatkarza, który stoi parę kroków przede mną.
- Dlaczego mnie nie uprzedziłaś? - kończy zadawać pytania i stawia jeszcze jeden krok w moją stronę. O jeden krok za dużo.
- Nie planowałam....
- Nieważne zresztą – przerywa mi.
I przytula. Jak gdyby nigdy nic podchodzi i z całą swoją siłą przyciąga mnie do siebie. I mimo tego, jest w tym tyle delikatności i czułości. Wtulam się jak najmocniej mogę w jego ciało. Dłonie zaciskam na koszulce i przymykam oczy. Błogość i poczucie ulgi momentalnie przeszywają moje ciało. To tak jakbyś po długiej podróży wrócił do miejsca, które zostawiłeś. Moim miejscem są ramiona Wlazłego. Zawsze były.
Ciepłe dłonie atakującego wolnymi ruchami gładzą moje plecy. Jego oddech drażni policzek, a usta...
- Byłem taki głupi – szepce cicho, prosto w moje wargi.
A potem spogląda mi prosto w oczy. Ostrym, przenikliwym, a jednocześnie czułym i zmartwionym wzrokiem. I złącza swoje wargi z moimi. Mimowolnie przypominam sobie jak wiele razy, zasypiając u boku Lotmana myślałam o mariuszowych, tak pociągających, wilgotnych, idealnie kształtnych ustach... Jak wiele razy nie potrafiłam wyrzucić ze swoich myśli tego ognistego pragnienia i pożądania. I pozwalam na pogodzenie się z myślą, że ani przez chwilę nie zapomniałam o naszej chwili miłosnego uniesienia po meczu z Zaksą.
- Mariusz – odsuwam go od siebie, pomimo kołatającego serca, mrowiących policzków, nóg jak z waty i cholernego pragnienia nie przerywania tego pocałunku – Porozmawiajmy, proszę cię.


***

Który raz słyszysz te słowa? Już nie liczysz. Jedyne co krąży ci po głowie to to, że po raz pierwszy traktujesz je obojętnym spojrzeniem.
- Powiedz coś w końcu, proszę cię.
- Co mam ci powiedzieć, Paul? - wstaję z kanapy i chwytam w ręce torebkę. Ani przez chwilę nie spoglądam na jego twarz. Nie potrafię.
- Co się między nami teraz dzieje? Nie rozumiem tego - rzuca z wyraźną bezradnością w głosie siatkarz.
- Tak w skrócie? - zaczynam, nie kryjąc nuty ironii w głosie - Jadę do Bełchatowa, do mojego rodzinnego miasta. Zobaczyć się z mamą i przyjaciółmi. A ty? Słyszysz "Bełchatów, przyjaciele" i jedyne co przychodzi ci do głowy to Mariusz.
Milczy. Wie, że nie skończyłam.
- On od zawsze był dla mnie ważny, rozumiesz?


***

- Nie mamy wiele czasu – mówię spokojnie.
- O czym ty mówisz?
- Nie zostaję tutaj. Przyjechałam tylko na chwilę.
- To takie w twoim stylu... - śmieje się pod nosem atakujący.
Nie mówi tego z ironią. Odkąd usiadłam naprzeciwko niego, w bezpiecznej odległości, każde słowo wypowiada tak spokojnym głosem, jakiego nigdy chyba u niego nie słyszałam.
- Czemu jesteś taki spokojny? - wypalam bez ogródek.
- A jaki mam być? - posyła mi delikatny uśmiech, nieprzerwanie nie spuszczając ze mnie intensywnego spojrzenia.
- Zły? Wkurzony? Zdezorientowany? Poirytowany? - wymieniam wszystko, co przychodzi mi na myśl – Nie odzywałam się do ciebie prawie miesiąc. Unikałam cię, Mariusz. Robiłam wszystko, byleby tylko nie spotkać cię na swojej drodze...
- Nieźle ci to wyszło – przerywa mi, ponownie się uśmiechając.
- W co ty teraz grasz ze mną? - mimowolnie pozwalam sobie na poirytowanie, którego chciałam uniknąć za wszelką cenę.
Nie odpowiada.
- Masz prawo mieć do mnie żal o to wszystko, co się działo w twoim życiu odkąd wróciłam do Polski. Masz szansę to wszystko wyrzucić z siebie właśnie teraz. Dlaczego tego nie robisz? Dlaczego zachowujesz się jak gdyby nigdy nic się nie stało?
- Dlaczego? - powtarza po mnie. Obserwuję z niepewnością jak zrywa się ze swojego miejsca i kuca dokładnie przede mną, kładąc mi ręce na kolanach. Mimowolnie wzdrygam całym ciałem, co brunet od razu wyczuwa i sunie swoimi dłońmi po moich spiętych udach. - Bo za dużo szans zmarnowałem. Dwa razy pozwoliłem ci wyjechać. Nie potrafiłem o ciebie zawalczyć. Wszyscy wokół mnie chcieli mi dać do zrozumienia, że zachowuję się jak tchórz, ale to ja sam musiałem do tego dojść... Zajęło mi to cały miesiąc. Cały miesiąc bez ciebie, podczas którego ani przez chwilę nie przestałem myśleć o nas.
O nas.
- Nie ma nas, Maniek – wzdycham i słabym głosem pozwalam przejść tym słowom przez gardło.
- Przestań pieprzyć – prycha poirytowany.
Wzdrygam gwałtownie, słysząc jego słowa i ton, jakimi je wypowiada.
- Mam już dość ciągłego wmawiania sobie nawzajem, że nic pomiędzy nami nie ma – ciągnie dalej.
- Ja nie...
- Ty nic do mnie nie czujesz? - wchodzi mi w słowo.
W powietrzu unosi się gęsta cisza. Nieruchomieję i tracę jakiekolwiek resztki zimnego rozumu. Nie potrafię...
- Odpowiesz mi?


***

- Co zamierzasz zrobić?
- Jadę do Bełchatowa, Iwona.
Brunetka spogląda na mnie wyczekującym, a jednocześnie łagodnym i zachęcającym do kontynuowania wzrokiem.
- Co z tym zrobisz? Tak po prostu...
- Nic tak po prostu - przerywam jej - To nie jest dla mnie łatwe, nie myśl sobie.
- Musicie porozmawiać.
- Oczywiście - mruczę z ironią, jednak mimowolnie pod powiekami czuję wzbierające się łzy.
- Może to nie jest to, na co wygląda.
- Nie potrzebuję pocieszenia, Iwona. Ani twojego, ani wszystkich innych, którzy wiedzieli.
- Majka, dobrze wiesz...
- Nie zdawałaś sobie z niczego sprawy, wierzę ci. Nie szukam winnego. Wszyscy chcieli być lojalnymi przyjaciółmi.
Widzę współczujący wzrok Ignaczakowej, co przyprawia mnie o cholerny ścisk w gardle. Nie potrafię zrobić nic, kiedy po moim policzku spływa pierwsza zła.
- On mnie oszukał, Iwona. Dał mi nadzieję na to, że w końcu będzie dobrze. Odciągnął wszystkie moje myśli od miejsca i człowieka, przy którym powinnam ciągle być. To boli, wiesz? W pewnej chwili zdajesz sobie sprawę z tego, że zaufałaś niewłaściwej osobie. W pewnej chwili dochodzi do ciebie, że zostałaś z niczym, a twoje serce rozpada się na setkę małych kawałeczków. Nie zastanawiasz się nad tym, jak bardzo go w tej chwili nienawidzisz. Myślisz o tym, jak wiele straciłaś przez uczucie, którym go obdarzyłaś.

***
...nie potrafię zebrać myśli i jedyne co teraz krąży mi po głowie, to obraz oczu Mariusza. Nie, nie tych obecnych, tak intensywnie wpatrujących się we mnie i czekających na odpowiedź.
Widzę to spojrzenie, kiedy po raz pierwszy wyjeżdżałam do Ameryki. Widzę to zatroskanie, smutek i niepewność w ukochanych czarnych tęczówkach, jakby to wszystko działo się w tej chwili. Przed oczami staje mi obraz z kościoła w Wieluniu. Jestem tam. Stoję z Winiarskim u boku na środku niewielkiego obiektu świętego i jedyne co widzę, to tył idealnie skrojonej, czarnej marynarki od garnituru. Mimowolnie przypominam sobie to spojrzenie Miśka, kiedy podchodzisz do ołtarza, delikatnie trzymając za rękę Paulinę. Czuję ukłucie w sercu, kiedy składasz kolejne słowa przysięgi małżeńskiej, a ja stoję parę metrów przed Tobą.
Pojedyncza łza, która teraz, kompletnie bezwarunkowo spływa po moim policzku wydaje się być niczym, w porównaniu do tego, co dzieje się w mojej głowie.
Wracam wcześniej. Jeszcze wcześniej. Stoisz razem ze mną na cmentarzu. Jak najszybciej chcę wyrzucić z myśli obraz
tamtego dnia. Milczysz całą ceremonię żałobną. Nie potrafisz powiedzieć nic, co by było dla mnie chociaż najmniejszym pocieszeniem. Czy miałam do Ciebie żal? Nie. Nie mogłam. Przygotowywałeś się przecież do ślubu. Jednak przewrotny los postawił na Twojej i mojej drodze tragedię, która po raz kolejny mimowolnie zbliżyła nas do siebie. Zawsze będę przy tobie. Pamiętasz te słowa? Myślałeś kiedyś nad nimi?
Byłeś ze mną nieustannie przez 18 lat życia. Potem zacząłeś układać swoje. Ja nie potrafiłam. Zastanawiałeś się kiedyś, czemu nie założyłam rodziny? Dlaczego nie siedzę teraz tutaj z Tobą, rozmawiając o moim narzeczonym, ślubie, który planuję, denerwującej teściowej, o dzieciach, które zawsze były moim marzeniem?


***

I w końcu pamiętny listopad ubiegłego roku. Telefon od Twojej żony, który po raz kolejny postawił Cię na mojej drodze, która wydawała się być już tak prosta, tak bezproblemowa... A jednocześnie tak nieopisanie pusta.
Wszystko wywróciło się do góry nogami. JA wywróciłam całe Twoje i swoje życie do góry nogami. Bo to moja wina, że uległam załamanemu i płaczliwemu głosowi Twojej żony i w jednej chwili wsiadłam w samolot do Polski.
Pamiętasz jak po raz pierwszy po 6 latach stanęliśmy naprzeciwko siebie, w Twojej niewielkiej kuchni, patrząc się na siebie, jedno z niepewnością, drugie z kompletnym zdezorientowaniem? To ty nie dowierzałeś. Niemożliwe zdawało się dla Ciebie to, że znów nasze drogi się skrzyżowały. Że nawet po tych cholernie długich 6 latach rozłąki, stajemy przed sobą, ponownie próbując ze swoich oczu wyczytać uczucia, które nigdy nie zostały wypowiedziane na głos.
Zastanawiałeś się kiedyś, czemu tak naprawdę wróciłam? Pomyślałeś chociaż przez chwilę, dlaczego wciąż tkwię w moim rodzinnym mieście i kraju, mając przecież poukładane, stabilne życie tysiące kilometrów stąd, na innym kontynencie? Czy przyszło ci na myśl, że robię to tylko i wyłącznie z Twojego powodu?

***

Przypomnij sobie grudzień. To był nasz grudzień. Po raz kolejny w naszym prawie trzydziestoletnim życiu staliśmy się nierozłączni. Ja, Ty i Aruś. Nie potrafię wyrzucić ze swoich myśli obrazu Twojej radosnej twarzy, kiedy podbiegałeś do nas po każdym meczu, biorąc Arka na ręce, a mnie całując krótko w czoło. Czułam, że jesteś szczęśliwy. Nawet pomimo gdzieś głęboko skrytej świadomości, że Twoje życie nie jest takie, jak byś chciał. Że w pewnym stopniu naginasz swoje priorytety. A w pewnym momencie o nich zapominasz.
21 grudnia.Wtedy przez krótką chwilę zapomniałeś o tym, że coś komuś obiecałeś. Że kilka lat wstecz wypowiadałeś święte słowa przysięgi wierności przed Bogiem. Zawsze wierzyłam w Twoje zapewnienia względem mnie. Potrafiłam wierzyć w każde Twoje słowo. Nawet przez krótką chwilę nie zawahałam się, kiedy mówiłeś, że nie żałujesz, że tęskniłeś, że jestem najważniejsza...
***
Oddaliliśmy to w zapomnienie, pamiętasz? A raczej próbowaliśmy. Próbowaliśmy wyrzucić ze swoich myśli ten smak ust, ten dotyk, każde nasze zetknięcie ciał...Wszystko miało być nadal tak samo, jak gdyby nic się nie stało. Tak powinno być.
Potem pojawił się Paul. Ni stąd, ni zowąd, w najmniej pożądanym momencie, chociaż... Może akurat wtedy tego potrzebowałam? Może potrzebowałam odskoczni od Ciebie?
Był takim małym słońcem na końcu długiej ścieżki. Był kimś, kto samą swoją obecnością potrafił sprawić, że moje serce na chwilę drgnęło, uniosło się w górę z nadzieją, że w końcu to nie Twoje ramiona zapewnią mi bezpieczeństwo. Tylko to bolało, wiesz? Szukać bezgranicznego szczęścia w ramionach, które chociażby próbowały, nigdy nie będą Twoimi...
***

A teraz jestem tu. Pomimo tylu prób ucieczki od ciebie, odcięcia się od Twojego życia... Zdajesz sobie sprawę, ile minęło odkąd się poznaliśmy? 19 lat i 3 miesiące. Tylko wiesz co? W jednej chwili wszystko przestaje mieć znaczenie. Co chciałbyś usłyszeć? O czym myślisz, nachylając się nade mną, bezowocnie próbując wyłapać moje spojrzenie?
- Spójrz mi w oczy i powiedz, że nic do mnie nie czujesz – słyszę nad uchem krótką, cichą prośbę, która pomimo tego przeszywa mnie do szpiku kości - Zrób to, Maja. Jeśli powiesz to właśnie teraz, patrząc mi prosto w oczy, to obiecuję, że zniknę z twojego życia. Raz na zawsze.

***


Są takie chwile, kiedy czas staje, chociaż zegar tyka. Znasz to uczucie? W pewnym momencie zdajesz sobie sprawę, że stajesz nad przepaścią. Wystarczy jeden gest, a upadniesz bardzo boleśnie... Wystarczy jedno słowo, a stracisz wszystko...
- Nic do ciebie nie czuję, Mariusz. Nigdy nic do ciebie nie czułam.

________________
Mam nadzieję, że ktoś tutaj jeszcze jest. Całuję i ściskam, ja jestem cały czas!


EDIT
KOCHANI, TO JESZCZE NIE KONIEC! ;)
chyba nie wyjaśniłam wszystkich spraw, nie sądzicie?