środa, 21 sierpnia 2013

Rozdział 25

- Nie otworzyłaś.
Kręcę głową, słysząc jego chłodny ton głosu.
- Nie chcę prezentów od ciebie, Maniek.
Atakujący wzdycha ciężko, wsuwa ręce do kieszeni swoich dżinsów i błądzi wzrokiem gdzieś po swoim podwórku, aby po długiej chwili wreszcie spojrzeć na mnie. Wie, że zwracam się do niego w taki sposób bardzo rzadko i tylko wtedy, kiedy chodzi o coś ważnego.
- Jest dla ciebie. Wybrałem go dla ciebie, a nie dla kogoś innego.
Go?
- Nie...
- Maja – jego zdecydowany ton głosu, który może nie słyszę u niego często, jednak kiedy to się zdarza przechodzą mnie ciarki na plecach – Nie chcesz go wziąć przez to, co się stało między nami ostatnio. Ale potraktuj to jako zwykły prezent świąteczny ode mnie. Nic więcej.
Milczę, a po chwili opuszczam rękę w której ściskałam pakunek w dół.
- Przynajmniej odpakuj – mówi z prośbą w głosie, a po chwili jakby przypominając sobie o czymś dodaje – Wejdziesz do środka?
Kręcę szybko głową. Jeszcze tego brakowało. Atakujący nie naciska w kwestii zaproszenia mnie do domu, a ja delikatnie rozrywam czerwony materiał zgodnie z jego prośbą.
- Zwykły prezent – dukam, wlepiając pusty wzrok w brązowe pudełko ze złotym napisem 'Apart'.
Otwieram i nieruchomieję, widząc zawartość.
- Weź to, Mariusz – mówię zdecydowanym głosem.
- Jest twój – wypala natychmiastowo – Możesz go nie nosić jeśli ci się nie podoba, ale chciałem, żeby zawsze przypominał ci o mnie.
- MARIUSZ?!
Nawet nie wiem kiedy u boku atakującego staje jego małżonka. Widzę ją pierwszy raz od dobrych paru tygodni. Wygląda całkowicie inaczej niż w chwili, kiedy pierwszy raz zobaczyłam ją po moim przyjeździe. Mocniejszy makijaż, gustowniejsze ubranie...
- O – zdobywa się, kiedy widzi mnie – Cześć, Maja.
- Cześć – odpowiadam automatycznie – Jak święta?
- Rodzinnie – uśmiecha się delikatnie, a gdy staje dokładnie obok ramienia atakującego czuję potężny ścisk w żołądku – A twoje jak?
- Podobnie...
- Widziałam pod twoim domem jakieś auto o rzeszowskich rejestracjach. Nie mówiłaś nigdy, że masz rodzinę stamtąd.
- Bo nie mam – przyznaję, próbując zignorować jej dziwny ton głosu – Mój chłopak przyjechał tym samochodem.

***
W momencie gdy słyszę jej odpowiedź robi mi się słabo. Chłopak. Jej chłopak. - Będę się zbierać – ponownie dochodzi do mnie głos blondynki – Trzymajcie się.
Patrzę jak odwraca się, nie zaszczycając mnie nawet najkrótszym spojrzeniem. Próbuję opanować drżenie rąk, dlatego zaciskam dłonie w pięści.
- Nie wiedziałam, że Majka ma kogoś – słyszę głos Pauliny, kiedy zamyka za mną drzwi – To jakiś siatkarz?
- To nie twoja sprawa, nie uważasz?
- Co się tak denerwujesz?
- Nie denerwuję się, do cholery!
- Właśnie widzę – odpuszcza brunetka, schodząc z tonu – Muszę jechać zaraz do Łodzi.
- Mama, ale mówilaś ze jus nie będzies placować!
Pojawienie się Arka w progu kuchni powstrzymuje mnie od wylania wszystkich negatywnych emocji na kobietę.
- Aruś, strasznie cię przepraszam – mówi, chociaż wiem, że jej odpowiedź mija się z prawdą – Wrócę jutro, a ty bądź grzeczny i słuchaj tatusia, dobrze?
Patrzę jak malec przytula się do Pauliny.
- Przepraszam, Mariusz – zwraca się do mnie, kiedy Arek opuszcza pokój.
- Nie było cię na Wigilii, nie było cię kiedy Arek otwierał swój prezent... - mówię beznamiętnie.
- Bo pracuję! - podnosi głos i cedzi wyraźnie każde słowo – Nie kłóćmy się w święta.
Kiwam prawie niezauważalnie głową.
- Przepraszam – kapituluję i przenoszę wzrok na kobietę. Patrzymy na siebie jeszcze chwilę. Widzę, że brunetka waha się, ale w końcu posyła mi coś na wzór uśmiechu i wychodzi z domu, a po jej obecności zostaje tylko trzask drzwi.
- Tatuś, a Majci podobał się ten plezent od ciebie?
Przenoszę wzrok na syna, który ponownie pojawia się w progu kuchni.
- Tak, Aruś – mówię łagodnym tonem w jego kierunku. Malec podchodzi do mnie i momentalnie znajduje się na moich kolanach – Bardzo się jej spodobał.
- To dlacego jesteś smutny?
Bezsilny zarówno psychicznie jak i fizycznie mocno przytulam do siebie syna. Syna, który zawsze przy mnie jest i sprawia, że nie tracę głowy. Wtulam się bardzo mocno w jego malutką szyjkę i zamykam oczy. A po chwili, kiedy słyszę pytanie synka:
- Tato, dlacego places?
Mam ochotę pogrążyć się jeszcze bardziej. Bo po raz pierwszy płaczę przez kobietę i co gorsze, nie próbuję ukryć tego nawet przed dzieckiem.

***
3 dni później odbieram telefon od Paula, który informuje mnie, że pierwszy mecz z Effectorem będzie jednak na wyjeździe. Mówię, że mogę przyjechać do Kielc jednak on twierdzi, że to daleko i nie potrzebnie będę się fatygować. Po krótkiej wymianie zdań zgadzam się z nim i ustalamy, że zobaczymy się od razu po meczu, kiedy prosto z Kielc przyjedzie do mnie.
Wczoraj wpadłam na halę, dokładniej na siłownię, żeby zobaczyć jak Misiek radzi sobie na pierwszym treningu. Zrezygnowałam z jakiegokolwiek udziału w sztabie medycznym, jednak zaznaczyłam, że zawsze będę służyć pomocą w razie potrzeby. Dlatego z sympatii do Michała nadal interesuję się jego plecami, co skutkuje tym, że właśnie zmierzam w stronę jego domu.
Otwiera mi Dagmara. Z uśmiechem na ustach zaprasza mnie do środka, a chwilę potem w moje ramiona wpada najmłodszy rodziny Winiarskich.
- Cześć, kaleko – zwracam się z uśmiechem do leżącego na kanapie Winiara seniora.
- Nie pozwalaj sobie – grozi mi palcem.
- W tej sytuacji nie boję się twoich gróźb – śmieję się, po czym siadam na fotelu obok niego – Jak po wczoraj? Bartodziejski mówił, że nawet na boisku już trenowałeś, zaraz po tym jak poszłam.
- Tylko odbijałem – zapewnia mnie – Już jest okej, ale boję się próbować wyskakiwać.
Kiwam głową ze zrozumieniem.
- Tak właściwie – zmienia temat przyjmujący, kiedy na fotelu naprzeciwko mnie siada jego małżonka – Nie powinnaś być właśnie w drodze do Rzeszowa? Mówiłaś, że dzisiaj miałaś wyjeżdżać.
- Miałam – przytakuję – Ale jednak grają na wyjeździe w Kielcach. Więc zostaję.
- O matko, to dobrze – wzdycha z ulgą Daga – Już myślałam, że będę sama. Wszystkie dziewczyny nagle się pochorowały...
- Nie wybieram się na halę – przerywam jej.
- Co? Dlaczego? - wypala zdziwiony siatkarz.
- Ja rozumiem, że twój facet jest Resoviakiem – zaczyna Dagmara, na co ja już otwieram usta – Ale chyba na mecz swojej rodzimej drużyny możesz jeszcze przyjść.
- Po pierwsze – bronię się natychmiastowo – To nie jest mój facet...
- Mariuszowi powiedziałaś co innego.
Nieruchomieję i milknę w jednej chwili.
- Rozmawialiście z nim? - mrużę oczy i zaczynam ostrożnie.
Para wymienia między sobą krótkie, znaczące spojrzenia, które najwyraźniej miały przejść obok mnie niezauważone.
- Co wam powiedział?
Denerwuję się. Co jeśli opowiedział o tym, co ostatnio stało się po meczu z Zaksą? Co jeśli powie o prezencie? Ale przecież Winiarscy to nasi przyjaciele...
- To co ty jemu – odpowiada spokojnie, chociaż bardzo powoli Michał – Że jesteś z Lotmanem.
Że jestem z Lotmanem. Że jestem z Lotmanem. Próbuję wyrzucić ze swojej głowy te słowa, jednak nie potrafię.
- Coś jeszcze? - dopytuję się, nerwowo skubiąc poręcze skórzanego fotela.
- Hm, to i tak było dużo zważając na to, że przyszedł do nas nawalony w trzy dupy.
- Co?! - wybucham, słysząc słowa niebieskookiego.
- Coś się zmieniło między wami?
- Co wam jeszcze powiedział? - ignoruję pytanie Dagmary i wstaję z miękkiej skóry.
Staję wyczekująco nad nimi, próbując ukryć moje zdenerwowanie.
- Nic więcej.
Opuszczam ręce ze zrezygnowaniem i chwytam błyskawicznie w ręce swoją wcześniej niedbale rzuconą na skórzany mebel torebkę.
- Maja, możesz nam powiedzieć o wszystkim – mówi cicho brunetka. Próbuje złapać ze mną kontakt wzrokowy, jednak kręcę głową na wszystkie możliwe strony – Jesteście naszymi przyjaciółmi. Chcemy dla was jak najlepiej.
Mam ochotę prychnąć głośno, jednak udaje mi się powstrzymywać. Dobrze wiem, że Winiarska chce dla nas dobrze, jednak w obecnej sytuacji jest to bardzo trudne do zdefiniowania pojęcie.
- Dzięki – odpowiadam, próbując ukryć obojętność w głosie – Ale wszystko jest w porządku. Będę już lecieć, do zobaczenia.
- Dadze możesz mówić, że wszystko jest w porządku – słyszę głos Miśka, kiedy znajduję się przy samych drzwiach – Ale ja znam cię już długo. Mariusza jeszcze dłużej.
Podnoszę wzrok na przyjmującego, przy okazji upewniając się, że jego małżonki nie ma w pobliżu.
- Pocałował mnie.
Nie wierzę, że przechodzi mi to przez gardło. Wypowiedziane na głos brzmi jeszcze gorzej niż w praktyce.
- A ja głupia to odwzajemniłam.
- Cii, Majka – uspokaja mnie, kiedy dostrzega w moich oczach zbierające się łzy i drżące ręce – Nie zrobiłaś niczego złego.
- Nie... - zaczynam, ale niebieskooki szybko mi przerywa.
- Pogadamy o tym po meczu jutro, w porządku?
Kiwam głową, a po chwili znajduję się w krótkim, ale bardzo silnym uścisku przyjaciela.
- Nie zrobiłaś niczego złego – powtarza, a ja czuję się jeszcze gorzej.

***

'Będziesz oglądać? :)'
'Głupie pytanie, zaraz idę przed telewizor. Trzymam kciuki!'

Kłamstwo jest złą rzeczą. Każdemu dziecku jest to wpajane od małego. Nie można kłamać. Kłamstwo i tak wyjdzie na jaw. Kłamstwo ma krótkie nogi.
To dlaczego właśnie stoję przed bełchatowską Energią, pisząc tak zakłamane esemesy do człowieka, który najmniej zawinił?
I dlaczego na swojej szyi czuję miło drażniący mnie, złoty naszyjnik z zawieszką w kształcie czterolistnej koniczynki? Dlaczego, skoro się tak zapierałam przed nim?

__________________________
pisane 16.08
Prawdopodobnie kiedy to czytacie, ja dzielnie wędruję już 5 dzień :) 

I po raz kolejny zaznaczam, że cały czas czytam Wasze komentarze na telefonie, więc będzie mi miło jeśli coś tutaj zostawicie, nawet jeśli nie odpiszę :)
Kolejny rozdział pojawi się... 25-tego, a co mi tam, powiem Wam :p

Całusy!


12 komentarzy:

  1. No i znów się gubię. Zdawało się, że Maniek i jego żona jakoś do siebie wrócili..., a tu lipa.
    No i to kłamstewko..., ale w dobrej wierze :)
    Czekam na ciąg dalszy :*
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakby nie zależało jej na Mańku to my na meczyk nie szła;d Niech sobie mówi co chce ja i tak swoje wiem;)
    Ale z drugiej strony to szkoda trochę Lotmana...:/
    Mimo to i tak kibicuję Mariuszowi;)
    Czekam na ciąg dalszy;)
    Pozdrawiam serdecznie:)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedny Maniek no. taki smutny, taki samotny, tak bardzo kochany ; c Ale ja i tak wolą Paula, więc zła,. okropna dziewczyna, bo go oszukuje! ;d

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego Majeczko? BO GO KOCHASZ. :) To Mariusz jest najważniejszy (tak mnie się wydaje:) ) i baaaardzo się cieszę z takiego obrotu spraw. Dobrze, że poszła na ten mecz SKRY a nie siedziała w domu przed telewizorem i patrzyła na Lotmana. Ja lubię, naprawdę lubię Paula, ale sorry, tutaj numerem 1 jest Wlazły. Mam nadzieję, że na meczu Mariusz zauważy ten łańcuszek, zrobi krok, a Maja go nie odrzuci :) Chociaż znając Ciebie kochana, tu się jeszcze sporo wydarzy, nim będzie albo z jednym albo z drugim :)
    Pozdrawiam buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie lubię tego.. zdecydowanie za dużo Mariusza.. :p
    Po co poszła na mecz? Po co założyła prezent od niego? No Majka ... ogarni się dziewczyno! :D
    eheheh.. wole wiecej Lotmana :D W sumie On jej też jeszcze nie powiedział wszystkiego, ale Ona od razu nie musiała go okłamywać! Ciężkie to.. :)
    Pozdrawiam, Klaudia.

    OdpowiedzUsuń
  6. nie no, nie, nie, nie, nie. Ja mówiłam już wcześniej, że ona czuje do Mańka jakiś sentyment, coś, co ciężko wytłumaczyć. Chyba sama Majka tego nie wie. I najbardziej z tego wszystkiego szkoda mi Paula. Niby on też ma swoje za uszami ( oczywiście nadal nam nie chcesz wyjawić co ;p ) ale nie zasługuje na taką sytuację. Czekam jak to rozwiążesz. Buziaki kochana i zapraszam na nowy rozdział jeśli masz ochotę :* [spell-a-loss]

    OdpowiedzUsuń
  7. Wet za wet kłamstwo za kłamstwo. Tylko to Paula jest cięższego kalibru. Winiary jak zwykle są mądre. Pójście na mecz to nie zbrodnia. Tylko Paulowi się to nie spodoba. Dlaczego tam Majka poszła? Odpowiedź jest krótka i powszechnie znana. Majka sobie tylko ją musi uświadomić. Z miłością sie nie igra. Co przyniesie rozdział następny? Zobaczymy. Ev miłej pielgrzymki.Xo

    OdpowiedzUsuń
  8. Mariusz nie jest taki święty, ma żonę i syna, a o mało co nie przeleciał Majki! Normalnie Ideał. Lotman też nie święty, nie powiedział jej wszystkiego. Pomimo to, bezapelacyjnie #TeamLotman i basta.:D

    OdpowiedzUsuń
  9. Znów komplikacje. Naszyjnik, koniczynka i kolejna lina wiążąca z Mariuszem. Mi to nie przeszkadza, ba, jestem zadowolona, ale Majka się gubi coraz bardziej. Nie powinna dłużej zwodzić Lotmana, i budować ten związek który i tak jest bez przyszłości...
    Obecność Pauliny lekko mnie zdziwiła. I jeszcze pracuje w Święta. Porażka. Mariusz, dlaczego on się tak męczy? U boku żony której nie kocha spędza najważniejsze Święta w roku, okłamuje dziecko, które przecież doskonale wyczuwa nastroje rodziców. Czasem zastanawiam się co taki Aruś myśli. Dlaczego tata daje prezent Mai, potem płacze, kłóci się z mamą... Nie chciałabym być w jego skórze.
    Miłego pielgrzymowania!
    Całuję, S. :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Fajny rozdział. Ale Majka kombinuje niech powie Paulowi i idzie do Mariusza, bo pasują do siebie. Tyle w temacie :)

    Całusy i do następnego ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Przepraszam za spam :) Zapraszam do mnie na http://historie-via-lactea.blogspot.com/2013/08/cierpienie-pierwsze.html oraz http://tydzienwrzesnia.blogspot.com/2013/08/prolog.html . Było by miło jak byś zostawiła opinie :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  12. Trochę się już pogubiłam, bo sądziłam, że te święta spędzone z Paulem, przechylą szalę na jego stronę, ale teraz to już sama nie wiem. Więzi, które łączą Majkę i Mariusza są chyba zbyt silne, by tak po prostu je zerwać. Komplikuje się to wszystko, ale ja tam komplikacje lubię.

    Pozdrawiam,
    Lorin |zagrajmy-pozorami|

    OdpowiedzUsuń