sobota, 21 września 2013

Rozdział 27

 - Paul? Mogłabym przyjechać do Rzeszowa? Teraz?
- Co...
Zaciskam dłonie na kierownicy i przyspieszam.
- Dopiero wracam z Kielc – słyszę.
- Poczekam.

***

Cztery godziny później mogę w końcu poczuć ciepłe ramiona siatkarza. Wielokrotnie słyszę z jego ust pytanie „co się stało”, na które nie odpowiadam. Bo nie potrafię. Próbuję odsunąć od siebie wszystkie myśli, które mimowolnie krążą po mojej głowie tak szybko i niepoukładanie, że nawet ciasno oplatające mnie ramiona Amerykanina i jego dłonie, uspokajająco gładzące moje plecy, nie potrafią ich uspokoić.
- Jeśli mi nie powiesz co się stało, to sam pojadę do Bełchatowa i się dowiem.
Fala dreszczy przeszywa moje ciało. Wcześniejszy, łagodny ton jego głosu nijak ma się do tego, co teraz dobiega do moich uszu. Z ust Lotmana bije zdeterminowanie, poniekąd może i frustracja.
- Chciałbyś usłyszeć, że to wszystko wina Mariusza, co? - szepcę cicho i niewyraźnie, prosto w jego obojczyk.
- A tak jest?
Jego gwałtowne pytanie zadane drżącym głosem od razu informuje mnie, że Amerykanin boi się odpowiedzi. Albo to ja boję się jego reakcji na moją odpowiedź.
- Powiedz mi wszystko. Wolę całą, najgorszą prawdę niż ciągłe ukrywanie tego co się naprawdę między wami dzieje.
Co się między mną a...
- Bądź fair w stosunku do mnie. Nie traktuj mnie jak...
- Nie traktuję cię jak nagrody pocieszenia, Paul. Jeśli tak się poczułeś chociaż przez chwilę...
- Nie sądzisz, że miałem prawo? Cały czas staram się być przy tobie, chociaż nie jest to dla mnie proste ze względu na ciągłe wyjazdy. Kiedy jesteśmy razem to nie martwię się o nic, bo mam cię na wyłączność - przerywa i posyła mi zmęczony uśmiech - Ale kiedy wyjeżdżam na parę dni, a ty zostajesz gdziekolwiek indziej, to wariuję. A teraz przyjeżdżasz do mnie z tego zasranego Bełchatowa, cała roztrzęsiona, we łzach... I co myślisz? Dobrze wiem, że to wszystko wina Wlazłego i wcale mi to nie pomaga. Przysięgam, że zrobiłbym dla ciebie wszystko, Maja. Ale nie mogę, kiedy wiem, że zaraz obok może się pojawić on i wszystko zniszczyć. Nie potrafię powiedzieć ci, że cię kocham, mając świadomość, że ty sama nie wiesz, co czujesz. Tak cholernie chciałem, żeby nam wyszło i obiecałem sobie, że zrobię wszystko żeby tak było, ale teraz już...
Widzi moje osłupienie, ból i łzy w oczach. Czuję to, chociaż już dawno spuściłam wzrok w dół.
- Przykro mi.
- Chcesz to skończyć – bardziej oznajmiam, niż pytam.
- Nie, Boże, Maja – gwałtownie zaprzecza. Przyciąga mnie na swoje kolana i kładzie dłonie na moich biodrach. Podnoszę wzrok i daję się porwać w otchłań jego brązowych tęczówek, co sprawia, że czuję się jeszcze gorzej – Ja po prostu nie wiem co robić. Dajmy sobie chwilę, dobrze?
Patrzę pustym, nieobecnym wzrokiem w jego oczy. Jego 'dajmy sobie chwilę' dudni w mojej głowie, z sekundy na sekundę uświadamiając mnie...
- W łazience masz czyste ręczniki. Prześpij się tutaj, ja pójdę do salonu.
…że nieodwracalnie tracę Lotmana.


Docenisz jak stracisz, stracisz jeśli nie docenisz.


***

Kolejny dzień rozpoczyna irytujący dźwięk telefonu. Winiarski postanawia zrobić mi telefoniczny wywód na temat tego, co zaszło wczoraj w hali.
- To ja powiedziałem mu, żeby został w tej szatni. Przekonałem go, żebyście porozmawiali w końcu jak ludzie...
- Jakbym nie wiedziała – wywracam oczami i nerwowo przechadzam się po pustym mieszkaniu. Paul wyszedł z samego rana na trening, zostawiając mi jedynie krótką wiadomość, że będzie dopiero wieczorem – Mógłbyś się wreszcie przestać mieszać w to, nie uważasz?
Moja cyniczna i bezpośrednia uwaga nie robi wrażenia na przyjacielu.
- Wy jesteście jacyś popieprzeni – odpowiada poirytowany, jednak pewny swoich słów – Po co to robicie? Ty sobie uciekasz do Rzeszowa, bo myślisz, że Lotman pomoże ci zapomnieć, a Mariusz siedzi co drugi dzień u nas z Arkiem i wylewa swoje żale, nie potrafiąc nic innego zrobić.
- A ty mieszasz się w to, co ciebie kompletnie nie dotyczy.
- Jak to, cholera, nie dotyczy? Jestem waszym przyjacielem i byłem spokojny do czasu. Ale teraz przesadziliście i dobrze o tym wiesz. I nie, nie myśl, że będę tak po prostu patrzeć na to co teraz robicie.
Prycham głośno i przyciskam urządzenie mocniej do ucha.
- A co według ciebie teraz robimy? - podnoszę głos i wylewam część swojego rozgoryczenia – W jakim ty świecie żyjesz, Michał? Co jest z tobą? Bo odkąd pamiętam, to byłeś zwolennikiem idealnych małżeństw, szczęśliwych rodzinek, cudownego życia bez problemów...
- NO WŁAŚNIE, DO JASNEJ...
- Robię to, co jest właściwe! - nie pozwalam mu dokończyć.
- Nie, nie robisz tego! Wydaje ci się, że wszystkie swoje decyzje dotyczące Mariusza są dobre, a jest całkowicie na odwrót. Próbujesz naprawić jego małżeństwo, odsuwając go od siebie, co go jeszcze bardziej niszczy! Przestań być w końcu taka szlachetna i przyznaj, co naprawdę do niego czujesz...
- Skończ – żądam resztką opanowanego i twardego głosu.
- Skończę kiedy wreszcie przyznasz, że go kochasz...
- Daj mi spokój, Winiarski. To moje życie, moje decyzje i moje wybory. Możesz myśleć co chcesz, ale nie było mi łatwo wyrzucić Mariusza z mojego życia. Ale wiem, że zrobiłam dobrze i nie potrzebuję twoich chorych opinii i rad. Zajmij się sobą i swoją rodziną.
- Nie...
Ale ja, nie chcąc słyszeć nic więcej, klikam czerwoną słuchawkę i mimowolnie osuwam się po zimnej ścianie, nie kryjąc ani jednej łzy. Bo znowu straciłam kogoś, kto zawsze był i miał być przy mnie.


***

Samotność. Kiedyś myślałam, że wiem czym jest.
Kolejny dzień spędzam kompletnie sama w lotmanowym łóżku. Paul nie wrócił ani wczoraj wieczorem, ani dzisiaj rano. Nie odebrał żadnego połączenia ode mnie.
Ja za to odrzuciłam wszystkie przychodzące połączenia od Michała, mamy, Dagmary i.. Mariusza. Dzwonił. Dwa razy. Po tych połączeniach zablokowałam jego numer i wyłączyłam telefon.
Samotność.
Uświadamiasz sobie dopiero czym jest, kiedy czujesz prawdziwą pustkę gdzieś w środku. Kiedy otwierając oczy rano nie potrafisz znaleźć powodu, dla którego powinnaś wstać. Kiedy patrzysz pustym wzrokiem w sufit i czujesz obojętność względem wszystkiego.
Dopiero kiedy słyszysz dźwięk przekręcanych kluczy w korytarzu zrywasz się jak poparzona z łóżka i dosłownie biegniesz w stronę drzwi.
Dostrzegasz zarys wysokiej sylwetki siatkarza i zwalniasz. Stajesz metr przed nim, a twoje oczy zachodzą mgłą. Udaje ci się tylko powiedzieć ciche:
- Już nigdy więcej nie odsuwaj mnie od siebie.
Po czym nawet nie wiesz jak i kiedy, wpadasz w bezpieczne ramiona twojego ukochanego i wybuchasz niepohamowanym płaczem.

_____________________________________

Wiem, że minął prawie miesiąc. Powinnam Was przeprosić, ale nie wiem, czy to ma jeszcze sens.
Miałam zastój i dalej go mam zresztą. Nie chcę dopuścić do siebie myśli, że się wypaliłam, bo to by było najgorsze, co mogłabym zrobić. Ale jest mi po prostu ciężko, brakuje mi czegoś, co zawsze mnie napędzało do pisania. Czymkolwiek to było :)
Obiecałam sobie, że skończę to opowiadanie i Wam obiecuję teraz - tak będzie :) Nie wiem czy za 2 rozdziały, czy za 10, czy może za 15, ale koniec będzie na pewno. Od początku miałam pomysł na całą tą historię i będę starać się to zrealizować, ale póki co naprawdę ciężko mi idzie przelanie tego wszystkiego na "papier".
Priorytetem jest teraz dla mnie szkoła - poszłam do liceum i jak pewnie niektóre z Was już wiedzą ze swoich doświadczeń - przeżyłam niezły szok :p Moje spore braki i zaległości z gimnazjum dają ciągle o sobie znać, a ja staram się je zwalczyć. Dlatego od następnej soboty czeka na mnie szkoła językowa, a w tygodniu dodatkowe lekcje z matmy (profil mat-geo-ang pozdrawia! :p). 

I nie wiem, co mam zrobić. Chyba najlepiej będzie Was zapytać o zdanie, bo to dla Was tutaj jestem. Chodzi mi po prostu o opinię, na temat tego rozdziału i Waszych ewentualnych propozycji w kwestii dalszych losów moich bohaterów. Skończyć jak najszybciej, czy ogarnąć moją nieobliczalną wenę i napisać jeszcze trochę?