niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział 31

 - Dzień dobry – cmokam ją w czoło i przyciągam do siebie.
Blondynka momentalnie wtula policzek w mój tors i mruczy coś niezrozumiałego pod nosem. Parskam śmiechem i swoimi ustami, z niemałym trudem, odnajduję jej wargi.
- Mógłbyś mnie tak budzić codziennie? - odzywa się zaspanym głosem pomiędzy delikatnymi muśnięciami naszych ust – Nie pogniewałabym się.
- Chyba da się coś z tym zrobić – odpowiadam z uśmiechem i skradam jej kolejnego, ale o wiele bardziej dłuższego i namiętniejszego buziaka.
- Dziękuję za wczoraj – mówi cicho, kreśląc na moim brzuchu niezidentyfikowane kształty – To było niesamowite.
- Nie masz za co. Nawet nie wiesz ile mi radości sprawił widok ciebie biegającej po boisku.
Przytulam ją jeszcze mocniej do siebie i głaszczę delikatnie po nagim ramieniu.
- Ale nie wrócę do tego. Nie ma takiej opcji.
- Co? Dlaczego?
- Jak ty to sobie wyobrażasz? - podnosi wzrok na mnie i opiera swój podbródek na moim torsie – Myślałeś o nas?
O nas. O nas. Słysząc te dwa, krótkie słowa moje serce ma ochotę wyrwać się z klatki piersiowej ze szczęścia.
- Widziałem wczoraj ile radości ci to sprawia – mówię mimo wszystko – To da się pogodzić.
- Jak niby? - słyszę nutę poirytowania w głosie niebieskookiej – Ty na wyjazdach, a na ja treningach? I na odwrót? Będziemy się mijać w drzwiach?
Wzdycham ciężko i posyłam jej niepewny uśmiech.
- Chcę dla ciebie...
- …jak najlepiej – dokończyła za mnie i posłała mi delikatny uśmiech – Ale chyba mamy trochę inne definicje tego „wszystkiego, co najlepsze”.
- Więc? Oświeć mnie.
- Piłka to już skończony rozdział. Świetnie było wczoraj poczuć się znowu tak, jak parę lat temu, ale... Mam już 28 lat, Paul. Nie mogę ganiać za piłką w te i wewte – marszczę brwi, aby szybko zaprzeczyć, jednak ta uprzedza mnie – Chcę się przeprowadzić do Rzeszowa na stałe. Znaleźć mieszkanie i pracę. I... Myślałam o powrocie na studia.
Patrzę na nią zdziwiony, a po chwili obdarzam ją szerokim uśmiechem, co szybko zmazuje jej niepewność z twarzy.
- Mam jedno zastrzeżenie.
- Jakie?
- Tego mieszkania poszukamy razem – posyłam jej znaczący uśmiech i po raz kolejny tego ranka wpijam się zachłannie w jej słodkie usta.


***

Nie rzuciłam słów na wiatr. Od razu po naszym przyjeździe do Rzeszowa zabrałam się za szukanie mieszkania, oczywiście w towarzystwie nieustannie wiszącego na moim ramieniu Lotmana. W międzyczasie odwiedziłam Bełchatów, żeby zabrać resztę swoich rzeczy. Z wielkimi obawami pojechałam razem z Paulem do mojego rodzinnego miasta, na szczęście nasz krótki przyjazd nie odbił się echem po całym Bełchatowie, a wręcz przeciwnie – nie wyszedł poza mury mojego domu.
Mama, chociaż początkowo podchodząca z ogromnym dystansem do mojej decyzji o przeprowadzce – przekonała się i pożegnała nas z uśmiechem, nalegając żebyśmy jak najszybciej ją odwiedzili.
Do nowego mieszkania wprowadziliśmy się dwa tygodnie później. Zaczęłam pracę w Resovii jako drugi fotograf. Początkowo nie dawałam się przekonać do tego pomysłu, jednak po długich przekonaniach zarówno Lotka, jak i wszystkich możliwych kolegów z klubu i ich partnerek, dałam się namówić i razem z przyjmującym poszliśmy do prezesa, który nie miał problemu z zatrudnieniem mnie.
W kwestii studiów cały czas nie potrafiliśmy znaleźć rozwiązania. Mimo to byłam co raz bliżej zapisania się na uczelnie, niż odsunięcia od siebie tego pomysłu. Wiedziałam, że Paul podchodzi do tego pomysłu sceptycznie. Nie odzywał się, kiedy zaczynałam ten temat, bo nie chciał kłótni. Studia zabrałyby mi większość wolnego czasu, który spędzałam z Amerykaninem. A że ten nie miał go tak dużo z racji częstych wyjazdów – ciągle nie mogłam podjąć ostatecznej decyzji.



***

Minął miesiąc.
Wygrywaliśmy większość meczy w lidze i zakwalifikowaliśmy się do turnieju finałowego Pucharu Polski. Największą porażką była przegrana z Maceratą, która ostatecznie wyeliminowała nas z Ligi Mistrzów. Zostaliśmy rozbici w tym meczu i doskonale zdawałem sobie z tego sprawę.
Każde porażki jednak odchodziły w niepamięć po moim powrocie do Rzeszowa. Po kilku, niewiarygodnie długich jak dla mnie dniach we Włoszech, z nieopisaną ulgą wszedłem do mieszkania.
- Paul...
- W porządku, po prostu się nie udało.
Doskonale wiedziałem, że blondynka tak czy siak dostrzegła przygnębienie porażką w moich oczach. Nie chcąc jednak rozgrzebywać wydarzeń z nieudanego meczu, po prostu przytuliła się do mnie mocno mówiąc:
- Tak bardzo się za tobą stęskniłam...


***

Przyzwyczaiłem się do jej obecności w mieszkaniu, przyzwyczaiłem się do mieszkania z nią. Przyzwyczaiłem się do tego, że codziennie rano blondynka wita mnie słodkim pocałunkiem, a potem wtula się mocno w moje ciało, sprawnie uniemożliwiając mi szybkie wyjście z łóżka. Normą stało się wspólne spędzanie wieczorów na długich rozmowach czy wyjściach na spacer po Rzeszowie. I nawet kiedy wychodziłem na trening, a niebieskooka zostawała w mieszkaniu, nawet kiedy grałem na wyjazdach i nie było mnie przez parę dni, to mimo że cholernie tęskniłem, wiedziałem, że w Rzeszowie cierpliwie czeka na mnie moja ukochana.
Wszystko było idealne.

***

Skra od 10 lat nie miała tak złej passy, jak teraz.
Wiedział o tym każdy kibic, każdy członek sztabu szkoleniowego, każdy zawodnik... Wiedziałem o tym ja. Chyba najlepiej z wszystkich. W dodatku wiedziałem też, że w dużej mierze to ja przyczyniam się do tak słabej dyspozycji drużyny.
Chorowałem. Miałem kontuzje.
Wszyscy starali się pomóc. Wszyscy chcieli zrobić coś, żebym się „ocknął” i jak zwykle pociągnął Skrę po najwyższe trofea. Nieliczni wiedzieli, że tylko jedna osoba jest w stanie zrobić coś, co przyniosło by pozytywny skutek. Nieliczni wiedzieli również, jak bardzo nierealne w wykonaniu zdaje się to być.
Wydawało mi się, że zrobiłem się obojętny. Totalnie znieczulony na wszystko wokół mnie, nawet na Arka... Spędzałem z nim dużo czasu jednak nie potrafiłem czerpać z tego tyle radości jak dawniej. Paulina była gdzieś obok. Nieustannie balansowała między domem, a swoją wiecznie przeciągającą się pracą w Łodzi. Najgorsze było to, że wcale mi to nie przeszkadzało. Co lepsze – było mi to na rękę. Samotność była moim najbliższym przyjacielem w ostatnim czasie.
Tylko w samotności potrafiłem przyznać przed samym sobą, jak bardzo tęsknię i cierpię.


***

- Paul?
Przerywam namiętne przeskakiwanie po kanałach i rzucam pytające spojrzenie blondynce. Dopiero co weszła do salonu, oparła się o framugę i od razu mogłem wyłapać radosne, zarażające optymizmem spojrzenie.
- Co jest, słoneczko?
- Chciałabym pojechać przed Pucharem Polski do Bełchatowa na parę dni – wypala bez ogródek, siadając mi na kolanach.
- Wiesz, że mam treningi...
- Wiem. Pomyślałam, że pojechałabym wcześniej sama, posiedziałabym parę dni z mamą, spotkałabym się z Winiarskimi, a potem zobaczylibyśmy się w Częstochowie na turnieju.
- Co? - rzucam bezmyślnie, w głowie mając tylko słowa „spotkałabym się z Winiarskimi”.
- Coś nie tak? - unosi brew ku górze i splata ręce na moim karku, mierząc moją twarz skupionym wzrokiem.
- Czemu mówisz mi o tym dopiero teraz? Puchar zaczyna się za niewiele ponad tydzień – sam nie wiem czemu, irytuję się co raz bardziej.
- Bo właśnie rozmawiałam z mamą i uznałam, że to będzie dobry pomysł. O co ty się wściekasz?
- Nie wściekam się.
Zdegustowana blondynka zsuwa mi się z kolan i szybko staje przede mną. Wywracam oczami i chcąc zająć czymś ręce chwytam pilota i wyłączam jednym kliknięciem telewizor.
- Właśnie widzę.
- Wszystko jest w jak najlepszym porządku, jedź kiedy chcesz, pozdrów cały Bełchatów – odpowiadam nieprzyjemnym tonem. Wstaję z łóżka i wymijam niebieskooką, nie obdarzając ją ani jednym spojrzeniem.
- Lotman, co ty odwalasz?!
Jej podniesiony ton głosu działa na mnie jak kubeł lodowatej wody. Odwracam się ponownie w jej stronę i patrzę, jak stoi ze zdezorientowaną i poirytowaną miną.
- Jeśli ci coś nie pasuje, to mi to powiedz, a nie rzucaj jakimś słabym tekstem i wychodź wielce obrażony na cały świat! Wiem, że najchętniej nie wypuszczałbyś mnie z mieszkania, a już najlepiej pewnie z naszej sypialni...
- Co ty wygadujesz?! - odparowuję natychmiast, również nie szczędząc podniesionego głosu – Za kogo ty mnie masz?!
- A za kogo mam mieć?! Mówię ci o tym, że jadę na tydzień do swojego rodzinnego miasta, a ty zachowujesz się jak skończony dupek!
- To jak mam się zachować, kiedy wiem, że pod twoim pretekstem odwiedzenia rodzinnego miasta, kryje się spotkanie z „przyjacielem z dzieciństwa”?! Myślisz, że nie wiem, że o to ci chodzi?!
- Co ty... - duka jedynie blondynka, patrząc z niedowierzaniem na mnie.
Dopiero po długiej chwili, kiedy niebieskooka stoi już przy drzwiach wyjściowych mieszkania dochodzi do mnie, że przesadziłem. Że bardzo przesadziłem.
- Majka, nie chciałem tego powiedzieć... - zaczynam, siląc się na spokojny, łagodny głos. Chwytam ją za ramię i zatrzymuję przed przekroczeniem drzwi.
- Nie dotykaj mnie – dochodzi do mnie jedynie łamiący się głos mojej ukochanej – Nie dotykaj mnie, słyszysz?
Jej głos słabnie, a w oczach i na policzkach dostrzegam pierwsze łzy. Czuję potężny ścisk w gardle i w sercu. Co ja zrobiłem.
- Kochanie, poniosło mnie... - próbuję znów, w momencie znajdując się przed dziewczyną, tym samym uniemożliwiając jej wyjście – Przepraszam.
- Mam cię dość, rozumiesz? Mam dość twoich ciągłych pretensji o moją znajomość z Mariuszem...
- Maja, nie o to mi chodziło, przecież wiesz... - przerywam jej błagalnym głosem, chociaż tak naprawdę nasuwa mi się na język opinia o jej „znajomości” z atakującym.
- Myślałam, że sobie ufamy – podnosi wzrok, a ja w jej zapłakanych oczach widzę jedynie ogromny żal – A ty właśnie próbowałeś zrobić ze mnie dziwkę.
Jej ostatnie słowa odbijają się echem po całym domu, tak samo jak odgłos trzaskających drzwi, oznajmiających wyjście blondynki i efekt naszej pierwszej, prawdziwej kłótni. 

___________________________________________

Trochę przyspieszyłam, bo... Trzeba to w końcu niebawem skończyć, nie sądzicie? :)

niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział 30



„Musisz tylko przyjąć do wiadomości, że to koniec, Mariusz.”


- Co teraz?
- Co teraz? - powtarzam po przyjacielu, bezmyślnie wodząc wzrokiem po pomieszczeniu – Nie wiem. Wiem tylko tyle, że wariuję bez niej.
Czuję ciarki na plecach. Przyznaję się na głos do tego, co mnie dręczy od paru dni. A na Michale nie robi to żadnego wrażenia.
- Chcesz odpuścić?
- Nie.
Niebieskooki kiwa głową i posyła mi zadowolony uśmiech.
- Ale nie mogę jej kazać być przy mnie, nie mam prawa jej cały czas osaczać... Powiedziała mi, że układa sobie wszystko z Lotmanem, ale nawet po tym nie dociera do mnie, że mam zostawić ją w spokoju.
- Ale możesz i masz prawo o nią walczyć, Maniek.
- Jak? Jak mam to zrobić, kiedy jestem żonaty? - wylewam część swojego rozgoryczenia – Ona jest za dobrą osobą, żeby żyć ze mną jakimś toksycznym układzie.
- To na co czekasz?
- Co?
- Ile jeszcze będziesz odwlekał rozwód?
Rozwód. Sześć liter, które dudnią w mojej głowie, kiedy niebieskie oczy Winiarskiego spoglądają na mnie nieugiętym wzrokiem. Sześć liter i jedno zdanie, których nigdy nie myślałem usłyszeć z ust przyjaciela.
- Rozwód?
- Przeliterować ci?
Czekam na ten moment, kiedy przyjmujący wybuchnie śmiechem, jednak takowy nie następuje.
- Ty żartujesz?
- Wyglądam jakbym żartował?
Wygląda śmiertelnie poważnie, co wywołuje u mnie jeszcze większe przerażenie jego słowami. Mrugam parę razy oczami, próbując znaleźć jakiekolwiek adekwatne słowa, jednak nie potrafię.
- Rozwód nie oznacza tego, że stracisz Arka...
- Jak to, kurwa, nie oznacza?! Jestem...
- … ojcem-siatkarzem. I co? To cię od razu przekreśla? Przypomnij mi, kto się teraz zajmuje twoim synem, bo na pewno nie jest to twoja żona.
Długa chwila milczenia powoduje napływ kolejnych skrajnych emocji, których nie potrafię zdefiniować słowami.
- Jesteś moim przyjacielem, a Majka jest dla mnie jak siostra. Nie zaprowadzę cię nigdzie za rękę, nie zrobię nic za ciebie, ale na pewno nie dam ci spokoju i nie pogodzę się z tym, że nie będziecie razem – nawet nie wiem kiedy dochodzą do moich uszu stonowane, łagodne dźwięki miśkowych słów – Przecież...
Nie myśląc wiele, dukam bezmyślnie, po raz pierwszy patrząc prosto w oczy przyjaciela:
- Przecież ją kocham?
Ledwo zauważalne skinięcie głowy i przenikliwy wzrok przyjmującego nie wiedzieć czemu kompletnie rozwiązują mi język.
- Kocham ją jak idiota, Misiek. Głupieję, kiedy słyszę jej imię w ustach kogoś innego. Tracę głowę, kiedy mogę usłyszeć jej głos. Wariuję, kiedy z nią rozmawiam. Cały czas wracam myślami do naszego pocałunku, i wiesz co? W życiu nie popełniłbym takiego błędu jak wtedy. W życiu nie zostawiłbym jej, tylko dlatego, że mnie o to poprosiła... Jedyne czego teraz potrzebuję to jej bliskości, jej ciepła, głosu, niebieskich oczu, malinowych ust...
Jakby wyrwany z transu przerywam i obserwuję reakcję Winiarskiego.
- Boże, Michał, ja zwariowałem?
Wysoko uniesiony prawy kącik ust nie daje mi jednoznacznej odpowiedzi, wręcz przeciwnie – powoduje jeszcze większą niepewność.
- Ty wreszcie zmądrzałeś, kretynie.

***

Przejeżdżam dłonią do jej odkrytym ramieniu. Przytulam się do jej pleców i nie mogąc zmazać sobie uśmiechu z twarzy, cmokam ją w policzek.
- Powiesz mi w końcu gdzie jesteśmy? - dociera do mnie jej melodyjny śmiech.
Widzę, jak jej wolna ręka zbliża się w kierunku czarnej opaski, którą uprzednio założyłem jej na oczy.
- Poczekaj chwilę – proszę ją i zatrzymuję jej dłoń delikatnym uściskiem – Chyba wiem jak zareagujesz i zanim zdejmę ci opaskę chcę ci to wyjaśnić.
Z jej ust momentalnie schodzi szeroki uśmiech, na którego miejsce pojawia się pełen niepewności grymas. Marszczy brwi, a ja stykam nasze policzka, pragnąc jej bliskości.
- Zależy mi na tobie jak na nikim innym – ciągnę ze ściśniętym gardłem – Chcę dla ciebie wszystkiego, co najlepsze. Ja...
…przyprowadziłem cię tutaj, bo widzę, że tego potrzebujesz? Że ci tego brakuje? Że nawet kiedy mówisz, jak bardzo jesteś szczęśliwa teraz, to i tak widzę twoją tęsknotę w oczach?
Jednak zamiast dokończyć, drżącymi rękoma opuszczam czarną opaskę z jej twarzy.


***


- Chcę jej szczęścia, ale boję się, że nie jestem w stanie go jej dać.
- Myślisz, że jest szczęśliwa z nim?
- Sama mi to powiedziała, więc co mam myśleć?
- A myślałeś kiedyś, czym tak naprawdę jest dla niej szczęście?


***


- Estadio Santiago Bernabéu.
Jej cichy szept dobiega mnie po cholernie długiej, pełnej napięcia chwili milczenia. Wpatruję się w tył jej sylwetki, próbując oddalić złe myśli. I chociaż mam zamiar chwycić ją za rękę, przyciągnąć do siebie i powiedzieć, że to tu zawsze było i jest jej miejsce to... Nie potrafię. Po raz pierwszy widzę kompletnie inne oblicze mojej ukochanej. Widzę, jak przez pierwsze kilka minut po prostu stoi, błądząc zdezorientowanym wzrokiem po potężnym obiekcie. Potem bez słowa podążam oczami za jej kolejnymi ruchami. Wydaje się być jedynie ciałem przy mnie, jej myśli są kompletnie gdzie indziej. Pełen sprzecznych myśli patrzę, jak zsuwa wysokie szpilki i bosymi stopami staje powoli na zimnej, twardej murawie.
- Po co to zrobiłeś?


***


- Chyba nie.
- To pomyśl.
- Ale na pewno jest szczęśliwsza w Rzeszowie z nim, niż tutaj ze mną była.
- Bo ci tak powiedziała?
- A nie?
- Naprawdę jesteś tak bardzo niedomyślny? Czy tylko nie dopuszczasz do siebie myśli, że nie wszystko co mówi jest prawdziwe?
- O czym ty teraz mówisz?


***


- Potrzebujesz tego – mówię twardo, przyciskając ją do siebie – Nie mów mi, że jest inaczej.
Blondynka kręci głową.
- Obiecałam coś sobie, Paul. A teraz ty przyprowadzasz mnie do miejsca, które zawsze było moim marzeniem i... Co ty sobie myślałeś?
Zachowuję spokój i opieram podbródek na czubku jej głowy, jeszcze mocniej oplatając ją ramionami.
- Po prostu spróbuj, dobrze?
Ukochana rzuca mi zdezorientowane spojrzenie, na co ja uśmiecham i bez słowa prowadzę ją do szatni.


***




Początkowa niepewność na jej twarzy jak i widoczna w jej ruchach ulatnia się z każdą minutą spędzoną na murawie. Co jakiś czas odwraca się w moją stronę tylko po to, żeby posłać mi szeroki uśmiech i zaraz po tym wrócić do biegania z piłką od bramki do bramki.


„Wystarczyła chwila bym poczuła, że mam po co żyć i znów się śmiała - pełna radości i miłości”


Nawet nie wiem kiedy przybiega do mnie i rzuca się mi na szyję. Przez krótką chwilę mogę dostrzec jej szeroki uśmiech, a potem tylko czuję słodkie, wilgotne usta przesuwające się zachłannie po moich. Łapię ją mocno w talii i przyciskam do siebie. Fala pożądania targa moim ciałem. Rozchylam szerzej malinowe usta mojej ukochanej i sekundę później mój język delikatnymi, zwinnymi ruchami drażni jej podniebienie. Pod wpływem chwili zsuwam lewą dłoń na jej biodro.
- Paul? - blondynka niespodziewanie przerywa nasz pocałunek cichym, zachrypniętym głosem. Otwieram oczy i niepewnie obserwuję, jak niebieskooka również podnosi swój wzrok – Kocham Cię.


***


Wpadamy do apartamentu, po drodze tracąc kolejne części naszej garderoby. Przed drzwiami do sypialni zatrzymuję się i zaciskam dłonie na idealnie kształtnych, jeszcze przykrytych cienkim, czarnym, koronkowym materiałem, pośladkach blondynki. Ta na ułamek sekundy podnosi powieki i posyła mi najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek mogłem sobie wymarzyć. Zdecydowanym ruchem unoszę ją do góry, na co niebieskooka bez zastanowienia reaguje, oplatając mnie w pasie swoimi nogami.
Lewą ręką uchylam drzwi do sypialni i bez pośpiechu wchodzę do środka, delektując się słodkim ciężarem dziewczyny na sobie. Nie odrywając się ani na chwilę od ust blondynki, kładę ją na miękkim, potężnym łóżku, sam znajdując się tuż nad nią.
Czuję jej delikatne palce, zjeżdżające po moim torsie w dół. Resztką opanowania odrywam się od ukochanych ust i chwytam jej obie dłonie.
- Nie chcę, żeby było tak jak ostatnio – szepcę prosto w jej usta, jednocześnie patrząc wprost na jej lazurowe tęczówki – Nie chcę się z tobą znowu tylko przespać.
Blondynka marszczy czoło i posyła mi zdziwione spojrzenie. Prawą dłonią wodzę delikatnie po jej idealnie płaskim brzuchu, nie przestając patrzeć na nią. Uśmiecham się lekko i cmokam ją w czubek jej zadartego noska.
- Dzisiaj chcę się z tobą kochać, Maja.
Widzę, jak zagryza dolną wargę, jednocześnie uśmiechając się znacząco. Nachylam się jeszcze bardziej i nie spiesząc się, powoli złączam nasze usta delikatnym, subtelnym, a jednocześnie pełnym pożądania pocałunkiem, a przez myśl przebiega mi tylko to, ile szczęścia potrafi mi dać niewielka, niebieskooka blondynka, która nawet nie wiem kiedy, stała się najważniejszą osobą w moim życiu.


***

- O czym mówię? Daj spokój, Maniek – wzdycha zdegustowany Winiarski – Ona cię kocha jak nikogo innego. Żaden Lotman, czy ktokolwiek nie zmieni tego. Może uciekać przed tym co do ciebie czuje, może próbować odsunąć cię od siebie tak bardzo, jak tylko się da, ale w końcu wróci. Żadna prawdziwa miłość nie kończy się, kiedy jedno powie, że to koniec. To tak nie działa. Majka wróci, bo nie poradzi sobie sama z uczuciem do ciebie. Od ciebie tylko zależy, ile będziesz musiał czekać na jej powrót.



________________________________________



I jak?
Ja chyba jestem zadowolona. O dziwo.