Postanawiam
zapomnieć o nocy 21 grudnia. Za wszelką cenę staram się wyrzucić
z głowy wszystkie wydarzenia z tamtego wieczoru. Nie rozmawiam z Nim
od tamtej nocy. Dzisiaj chcę spędzić miłą Wigilię. Z Paulem.
Bez zaprzątania sobie myśli Mariuszem.
24
grudzień. Moja pierwsza, prawdziwa Wigilia od sześciu lat. Pierwsza
wspólna Wigilia z mamą, a bez taty.
Kiedy na dworze robi się ciemno, składamy sobie wzajemnie życzenia. Spoglądam na puste krzesło przy niewielkim stole i rzucam ukradkowe spojrzenie na zegarek. Sekundę później słyszę dzwonek do drzwi i wypuszczam powietrze z ust z nieopisaną ulgą.
- Mamo – zaczynam, zanim rodzicielka zdąża cokolwiek powiedzieć – Będziemy miały gościa.
Po szybkim przekazaniu informacji prawie że biegnę w kierunku drzwi.
- Cześć – od razu po otwarciu drzwi i wpadam w ramiona siatkarza – Już myślałam, że nie przyjedziesz.
- Straszne korki były, przepraszam.
Czuję, że jest spięty. Jeszcze chwilę nie wypuszcza mnie objęć, po czym całuje przelotnie moje czoło i zdejmuje swój czarny płaszcz. Ubrany w czarne rurki i białą koszulę w rękawami ¾ wygląda cholernie przystojnie. Niewiele myśląc splatam z nim palce i ciągnę w kierunku salonu, w którym czeka zdezorientowana mama.
- Dobry wieczór – przyjmujący wita się natychmiastowo, a na jego usta wpełza lekki uśmiech. Ściskam go mocniej za rękę i przenoszę wzrok na kompletnie zaskoczoną rodzicielkę.
- Mamo, to jest Paul – szybko przejmuję inicjatywę i posyłam znaczące spojrzenie mamie.
- Miło cię wreszcie poznać, Paul – wreszcie niebieskooka odzyskuje głos i posyła Paulowi zachęcający uśmiech – Maja o tobie dużo mówiła.
- Panią też – odpowiada uprzejmie Amerykanin, po czym szarmancko całuję moją mamę w rękę. Uśmiecham się szeroko i puszczam dłoń chłopaka. Ten wieczór musi być idealny.
Kiedy na dworze robi się ciemno, składamy sobie wzajemnie życzenia. Spoglądam na puste krzesło przy niewielkim stole i rzucam ukradkowe spojrzenie na zegarek. Sekundę później słyszę dzwonek do drzwi i wypuszczam powietrze z ust z nieopisaną ulgą.
- Mamo – zaczynam, zanim rodzicielka zdąża cokolwiek powiedzieć – Będziemy miały gościa.
Po szybkim przekazaniu informacji prawie że biegnę w kierunku drzwi.
- Cześć – od razu po otwarciu drzwi i wpadam w ramiona siatkarza – Już myślałam, że nie przyjedziesz.
- Straszne korki były, przepraszam.
Czuję, że jest spięty. Jeszcze chwilę nie wypuszcza mnie objęć, po czym całuje przelotnie moje czoło i zdejmuje swój czarny płaszcz. Ubrany w czarne rurki i białą koszulę w rękawami ¾ wygląda cholernie przystojnie. Niewiele myśląc splatam z nim palce i ciągnę w kierunku salonu, w którym czeka zdezorientowana mama.
- Dobry wieczór – przyjmujący wita się natychmiastowo, a na jego usta wpełza lekki uśmiech. Ściskam go mocniej za rękę i przenoszę wzrok na kompletnie zaskoczoną rodzicielkę.
- Mamo, to jest Paul – szybko przejmuję inicjatywę i posyłam znaczące spojrzenie mamie.
- Miło cię wreszcie poznać, Paul – wreszcie niebieskooka odzyskuje głos i posyła Paulowi zachęcający uśmiech – Maja o tobie dużo mówiła.
- Panią też – odpowiada uprzejmie Amerykanin, po czym szarmancko całuję moją mamę w rękę. Uśmiecham się szeroko i puszczam dłoń chłopaka. Ten wieczór musi być idealny.
***
Po
skończonej wigilijnej kolacji całą trójką opadamy z pełnymi
żołądkami na oparcia krzeseł.
- Mamo, zdecydowanie przesadziłyśmy z ilością tych potraw – śmieję się w stronę rodzicielki, na co ona mi wtóruje.
Cały czas rozmawiamy po angielsku, mama nie ma z tym problemów, bo dobrze zna ten język. Paul wydaje się kompletnie rozluźniony, nawet kiedy kobieta dosłownie bombarduje go tysiącami pytań. Spokojnie opowiada o swojej rodzinie, starszym bracie, dzieciństwie, studiach, które skończył...
- Rzeszów to naprawdę fajne miasto – odpowiada, kiedy słyszy pytanie o życie w Polsce – Mieszkam tam już dwa lata i właściwie to czuję się jak w domu.
- Resovia to twój pierwszy polski klub? - wypytuje dalej – Nie myślałeś o zmianie?
Spoglądam zaskoczona na nią.
- W Polsce jest wiele dobrych klubów – tłumaczy się pospiesznie, rzucając mi niepewne spojrzenie.
- Miałem oferty z Rosji i Turcji, ale na razie nigdzie się nie wybieram. Dobrze mi tutaj – odpowiada szybko, posyłając w moją stronę uśmiech.
Mam ochotę mocno go przytulić mimo to ściskam jedynie jego prawą dłoń. Widzę, jak mama dokładnie obserwuje nasze zachowanie. Jest miła w stosunku dla siatkarza, jednak cały czas widać po niej niepewność co do jego relacji w stosunku do mnie.
Niespodziewanie zaraz wstaje od stołu.
- Będę się zbierać na cmentarz – informuje mnie po polsku.
Dobrze wiem, że Paul nie ma pojęcia, co właśnie moja mama mi przekazała. O moim tacie również nie ma pojęcia.
- Mam nadzieję, że się nie obrazicie, ale was zostawiam – tym razem przerzuca się na angielski i posyła w stronę chłopaka ciepły uśmiech.
Kiwam głową i też wstaję od stołu.
- Posprzątamy. Nie spiesz się – zapewniam ją, po czym odprowadzam do drzwi.
- Miły chłopak – wypływa z jej ust, kiedy pomagam założyć jej płaszcz.
- Zależało mi, żebyś go poznała.
Kiwa głową ze zrozumieniem i wychodzi z domu.
- Bądźcie grzeczni! - woła za sobą, a ja zanoszę się śmiechem. Naprawdę nadal wyglądam na jakąś zbuntowaną nastolatkę?
Zamykam za nią drzwi i wracam do Lotmana. Siedzi wygodnie rozłożony na kanapie tyłem do mnie, zacięcie klepiąc coś na swoim I phonie. Podchodzę cicho, nachylam się i delikatnie oplatam go od tyłu ramionami.
- Gdzie twoja mama? Nie zrozumiałem, co powiedziała po polsku. Zrobiłem coś nie tak? - zasypuje mnie momentalnie pytaniami, odkładając telefon na bok i przenosząc wzrok na mnie.
Cmokam go w policzek na znak, że może się uspokoić.
- Nie, nie o to chodzi – zapewniam go – To dłuższa historia. Obiecuję, że opowiem ci ją potem, okej?
Decyduję się powiedzieć Paulowi o tacie. O tacie i o piłce. O tym, że kiedyś byłam naprawdę szczęśliwa.
- Mamo, zdecydowanie przesadziłyśmy z ilością tych potraw – śmieję się w stronę rodzicielki, na co ona mi wtóruje.
Cały czas rozmawiamy po angielsku, mama nie ma z tym problemów, bo dobrze zna ten język. Paul wydaje się kompletnie rozluźniony, nawet kiedy kobieta dosłownie bombarduje go tysiącami pytań. Spokojnie opowiada o swojej rodzinie, starszym bracie, dzieciństwie, studiach, które skończył...
- Rzeszów to naprawdę fajne miasto – odpowiada, kiedy słyszy pytanie o życie w Polsce – Mieszkam tam już dwa lata i właściwie to czuję się jak w domu.
- Resovia to twój pierwszy polski klub? - wypytuje dalej – Nie myślałeś o zmianie?
Spoglądam zaskoczona na nią.
- W Polsce jest wiele dobrych klubów – tłumaczy się pospiesznie, rzucając mi niepewne spojrzenie.
- Miałem oferty z Rosji i Turcji, ale na razie nigdzie się nie wybieram. Dobrze mi tutaj – odpowiada szybko, posyłając w moją stronę uśmiech.
Mam ochotę mocno go przytulić mimo to ściskam jedynie jego prawą dłoń. Widzę, jak mama dokładnie obserwuje nasze zachowanie. Jest miła w stosunku dla siatkarza, jednak cały czas widać po niej niepewność co do jego relacji w stosunku do mnie.
Niespodziewanie zaraz wstaje od stołu.
- Będę się zbierać na cmentarz – informuje mnie po polsku.
Dobrze wiem, że Paul nie ma pojęcia, co właśnie moja mama mi przekazała. O moim tacie również nie ma pojęcia.
- Mam nadzieję, że się nie obrazicie, ale was zostawiam – tym razem przerzuca się na angielski i posyła w stronę chłopaka ciepły uśmiech.
Kiwam głową i też wstaję od stołu.
- Posprzątamy. Nie spiesz się – zapewniam ją, po czym odprowadzam do drzwi.
- Miły chłopak – wypływa z jej ust, kiedy pomagam założyć jej płaszcz.
- Zależało mi, żebyś go poznała.
Kiwa głową ze zrozumieniem i wychodzi z domu.
- Bądźcie grzeczni! - woła za sobą, a ja zanoszę się śmiechem. Naprawdę nadal wyglądam na jakąś zbuntowaną nastolatkę?
Zamykam za nią drzwi i wracam do Lotmana. Siedzi wygodnie rozłożony na kanapie tyłem do mnie, zacięcie klepiąc coś na swoim I phonie. Podchodzę cicho, nachylam się i delikatnie oplatam go od tyłu ramionami.
- Gdzie twoja mama? Nie zrozumiałem, co powiedziała po polsku. Zrobiłem coś nie tak? - zasypuje mnie momentalnie pytaniami, odkładając telefon na bok i przenosząc wzrok na mnie.
Cmokam go w policzek na znak, że może się uspokoić.
- Nie, nie o to chodzi – zapewniam go – To dłuższa historia. Obiecuję, że opowiem ci ją potem, okej?
Decyduję się powiedzieć Paulowi o tacie. O tacie i o piłce. O tym, że kiedyś byłam naprawdę szczęśliwa.
***
Zaczynam
od początku. Od tego, że w mojej rodzinie zawsze był sport.
- Jako dziecko nie miałam wyboru – piłka nożna albo pływanie. Podczas kiedy inne dziewczynki bawiły się lalkami, zbierały karteczki i prowadziły pamiętniki, ja chodziłam cztery razy w tygodniu na treningi. Od zawsze wydawało się być dla mnie naturalne to, że mam więcej kolegów. Piłka nożna mówiła sama za siebie – inne dziewczynki bały się wysokiej, krótko ściętej brunetki w getrach i korkach. Nie pamiętam dużo z tego okresu. Po prostu chodziłam na treningi, do 13 roku życia grałam w męskiej drużynie, a rodzice byli cholernie dumni.
Przerywam i biorę głęboki wdech.
- Tata skończył karierę w dniu moich jedenastych urodzin. Od tej pory był rozchwytywanym trenerem na skalę narodową. Każdy dziwił się, że skończył karierę tak szybko. Wróżyli mu dobre występy nawet do 40 roku życia, a tymczasem on zrezygnował 7 lat wcześniej. Na początku wszyscy mówili, że kadra polska bez niego to nie kadra. Że Legia Warszawa bez niego nie będzie istniała. Potem zaczęli się pojawiać nowi, perspektywiczni zawodnicy. Skończyło się gadanie, ale tata nadal był pamiętany. Został taką małą ikoną polskiego futbolu.
Uśmiecham się na samo to wspomnienie.
- Miałam otwartą drogę do wszystkich klubów w Polsce. Tylko, że tych damskich było zdecydowanie mniej, a ja byłam co raz starsza. Nie mogłam sobie tak po prostu grać z chłopakami. Ale zdecydowałam, że chcę grać. To był mój wybór. W wieku 15 lat byłam już w damskiej drużynie w Bełchatowie. Potem dostałam powołanie do kadry juniorek. Po moim pierwszym meczu w reprezentacji wszystko się zmieniło. Dostałam poważną propozycję transferową, chcieli mnie w Pradze Warszawa. Skończyłam 18 lat, zdałam maturę i zgodziłam się. Tata został trenerem juniorów Legii. Wszystko było jak w bajce, całą trójką przeprowadziliśmy się do Warszawy.
Spoglądam na Lotmana, który słucha uważnie, nie odzywając się słowem i kontynuuję:
- Praga właśnie zaczynała swój pierwszy sezon w Ekstralidze. Kompletowali cały skład od początku. Przeważnie stałam na ataku, a trenerzy zdecydowali się cofnąć mnie do pomocy. Wkurzyłam się. Zdarzało mi się być na obronie, ale nie grałam jako pomocnik. Nie miałam takiej kondycji, żeby zapierdzielać całe 90 minut tam i z powrotem. Bo tak właśnie to wygląda na pomocy. Powiedziałam o tym tacie.
Znowu przerywam i wracam wspomnieniami do tamtej rozmowy. - Nie chcę grać na pomocy. Nie dam sobie rady.
- Co ty gadasz, dziecko – wzdycha tata i klepie miejsce koło siebie. Siadam wygodnie i zakładam ręce na piersiach – Będziesz najlepszą pomocniczką na świecie.
Prycham pod nosem.
- Posłuchaj, malutka – odzywa się ponownie łagodnym tonem mężczyzna – Przyjechałaś tutaj, bo chcieli cię mieć w swoim składzie. Jeśli widzą cię na pomocy, to zaufaj im...
- Inne dziewczyny grały od dziecka na pomocy... - przerywam mu, ale momentalnie zostaję uciszona.
- I co? - pyta retorycznie.
Zastanawiam się chwilę, ale nie znajduję odpowiednich słów.
- Dramatyzujesz, Maja. Dobrze znasz swoją wartość, bo powtarzam ci to od dziecka. Inne dziewczyny nie grały w męskich drużynach. Widzisz już swoją przewagę?
Patrzę zdziwiona na niego. Nie myślałam o tym wcześniej.
- Żeby osiągnąć rzeczy których dotąd nie osiągnąłeś, musisz zacząć robić rzeczy których dotąd nie robiłaś.
- Jako dziecko nie miałam wyboru – piłka nożna albo pływanie. Podczas kiedy inne dziewczynki bawiły się lalkami, zbierały karteczki i prowadziły pamiętniki, ja chodziłam cztery razy w tygodniu na treningi. Od zawsze wydawało się być dla mnie naturalne to, że mam więcej kolegów. Piłka nożna mówiła sama za siebie – inne dziewczynki bały się wysokiej, krótko ściętej brunetki w getrach i korkach. Nie pamiętam dużo z tego okresu. Po prostu chodziłam na treningi, do 13 roku życia grałam w męskiej drużynie, a rodzice byli cholernie dumni.
Przerywam i biorę głęboki wdech.
- Tata skończył karierę w dniu moich jedenastych urodzin. Od tej pory był rozchwytywanym trenerem na skalę narodową. Każdy dziwił się, że skończył karierę tak szybko. Wróżyli mu dobre występy nawet do 40 roku życia, a tymczasem on zrezygnował 7 lat wcześniej. Na początku wszyscy mówili, że kadra polska bez niego to nie kadra. Że Legia Warszawa bez niego nie będzie istniała. Potem zaczęli się pojawiać nowi, perspektywiczni zawodnicy. Skończyło się gadanie, ale tata nadal był pamiętany. Został taką małą ikoną polskiego futbolu.
Uśmiecham się na samo to wspomnienie.
- Miałam otwartą drogę do wszystkich klubów w Polsce. Tylko, że tych damskich było zdecydowanie mniej, a ja byłam co raz starsza. Nie mogłam sobie tak po prostu grać z chłopakami. Ale zdecydowałam, że chcę grać. To był mój wybór. W wieku 15 lat byłam już w damskiej drużynie w Bełchatowie. Potem dostałam powołanie do kadry juniorek. Po moim pierwszym meczu w reprezentacji wszystko się zmieniło. Dostałam poważną propozycję transferową, chcieli mnie w Pradze Warszawa. Skończyłam 18 lat, zdałam maturę i zgodziłam się. Tata został trenerem juniorów Legii. Wszystko było jak w bajce, całą trójką przeprowadziliśmy się do Warszawy.
Spoglądam na Lotmana, który słucha uważnie, nie odzywając się słowem i kontynuuję:
- Praga właśnie zaczynała swój pierwszy sezon w Ekstralidze. Kompletowali cały skład od początku. Przeważnie stałam na ataku, a trenerzy zdecydowali się cofnąć mnie do pomocy. Wkurzyłam się. Zdarzało mi się być na obronie, ale nie grałam jako pomocnik. Nie miałam takiej kondycji, żeby zapierdzielać całe 90 minut tam i z powrotem. Bo tak właśnie to wygląda na pomocy. Powiedziałam o tym tacie.
Znowu przerywam i wracam wspomnieniami do tamtej rozmowy. - Nie chcę grać na pomocy. Nie dam sobie rady.
- Co ty gadasz, dziecko – wzdycha tata i klepie miejsce koło siebie. Siadam wygodnie i zakładam ręce na piersiach – Będziesz najlepszą pomocniczką na świecie.
Prycham pod nosem.
- Posłuchaj, malutka – odzywa się ponownie łagodnym tonem mężczyzna – Przyjechałaś tutaj, bo chcieli cię mieć w swoim składzie. Jeśli widzą cię na pomocy, to zaufaj im...
- Inne dziewczyny grały od dziecka na pomocy... - przerywam mu, ale momentalnie zostaję uciszona.
- I co? - pyta retorycznie.
Zastanawiam się chwilę, ale nie znajduję odpowiednich słów.
- Dramatyzujesz, Maja. Dobrze znasz swoją wartość, bo powtarzam ci to od dziecka. Inne dziewczyny nie grały w męskich drużynach. Widzisz już swoją przewagę?
Patrzę zdziwiona na niego. Nie myślałam o tym wcześniej.
- Żeby osiągnąć rzeczy których dotąd nie osiągnąłeś, musisz zacząć robić rzeczy których dotąd nie robiłaś.
- Tata
miał rację. Jak zawsze zresztą. Zaczęłam ostro trenować.
Biegałam codziennie dwa razy więcej niż reszta dziewczyn, żeby
znaleźć się w pierwszym składzie. Udało się i zostało tak do
końca. Do końca moich chwil na murawie byłam
pomocnikiem.
Uśmiecham się pod nosem. Do dzisiaj pamiętam to cholerne zmęczenie, brak tchu a jednocześnie bieg do każdej piłki. To wszystko było niesamowite, a jednocześnie trudne do opisania.
- Miałam 22 lata. Grałam w podstawowej kadrze Polski i kończyłam swoją karierę w warszawskiej Pradze. Dostałam propozycję od najlepszego w tamtym czasie AZS-u Wrocław i tam miałam grać od następnego sezonu.
Milknę, żeby za chwilę wrócić wspomnieniami do najgorszego okresu w moim życiu:
- Nigdy jednak nie postawiłam nogi na wrocławskim stadionie. Nigdy nie zostałam zawodniczką AZS-u.
- Co? Dlaczego? - po raz pierwszy zabiera głos Amerykanin. Nie kryje zdziwienia, a ja staram się to zrozumieć. Nie wie jeszcze wszystkiego.
- Mój tata zmarł. Obiecałam sobie, że już nigdy w życiu nie zagram – przechodzi mi przez gardło.
Nie wytrzymuję dłużej i wybucham płaczem.
- Nie musisz o tym mówić, Maju – słyszę delikatny głos Lotmana, przebijający się przez mój stopniowo cichnący szloch. Od początku tej rozmowy leżę wtulona w ciepłe ciało Amerykanina na miękkiej kanapie, a ten trzyma mnie mocno w swoich ramionach, co teraz dodaje mi poczucia bezpieczeństwa i pewności.
- Tata zrezygnował z kariery, bo wykryto u niego nowotwór. Złośliwy – uspokajam się i ciągnę dalej, nie zwracając uwagę na jego słowa – Dowiedziałam się o tym w szpitalu. Kiedy umierał.
Zaciskam powieki i jeszcze mocniej wtulam się w siatkarza. Czuję, jak całuje mnie w czoło i uspokajająco głaszcze po plecach.
- Po pogrzebie od razu wyjechałam. Byłam sześć lat w Nowym Jorku. Zajęłam się fotografią, bo to zawsze było moją pasją.
Brązowooki kiwa głową ze zrozumieniem.
- I teraz wróciłaś.
- Kiedyś chyba musiałam – uśmiecham się niemrawo, próbując nie dopuścić do siebie wspomnienia prawdziwego i pierwotnego powodu mojego przyjazdu.
- A co z fizjoterapią? Przecież pracowałaś w sztabie Skry.
- Studiowałam – ucinam krótko – Nie skończyłam, bo wyjechałam. Nie chciałam tutaj zostawać.
Wydaje mi się, że dalej nie potrafi zrozumieć mojej obecności w klubie, więc dodaję:
- Dobrze znam trenera i paru zawodników Skry, dlatego miałam okazję chwilę tam pracować – nie mówię do końca całej prawdy, nie chcąc wspominać o Mariuszu.
Nie wypytuje o nic więcej, jedynie opiera podbródek o moją głowę i szepcze cicho:
- Dziękuję, że mi o tym wszystkim opowiedziałaś.
A ja utwierdzam się w przekonaniu, że Paul był jedną z nielicznych osób, które zasługiwały żeby znać tą historię.
- Że mi tak bardzo zaufałaś – dodaje cicho, a ja przymykam oczy i kładę dłoń na jego brzuchu.
- Uznałam, że jeśli ty miałbyś taką przeszłość, opowiedziałbyś mi o niej.
Chłopak nie odpowiada, ale nie przeszkadza mi to. Ufam mu i czuję, że to działa w dwie strony.
- Powinniśmy chyba posprzątać, co? - słyszę nagle.
Zaczynam się śmiać, a w duchu przyznaję rację przyjmującemu. Podnoszę się w kanapy i ciągnę za sobą brązowookiego. Czuję w sobie nieopisaną ulgę i lekkość, a co więcej mam poczucie, że tą Wigilię spędzam z cudownym mężczyzną.
Uśmiecham się pod nosem. Do dzisiaj pamiętam to cholerne zmęczenie, brak tchu a jednocześnie bieg do każdej piłki. To wszystko było niesamowite, a jednocześnie trudne do opisania.
- Miałam 22 lata. Grałam w podstawowej kadrze Polski i kończyłam swoją karierę w warszawskiej Pradze. Dostałam propozycję od najlepszego w tamtym czasie AZS-u Wrocław i tam miałam grać od następnego sezonu.
Milknę, żeby za chwilę wrócić wspomnieniami do najgorszego okresu w moim życiu:
- Nigdy jednak nie postawiłam nogi na wrocławskim stadionie. Nigdy nie zostałam zawodniczką AZS-u.
- Co? Dlaczego? - po raz pierwszy zabiera głos Amerykanin. Nie kryje zdziwienia, a ja staram się to zrozumieć. Nie wie jeszcze wszystkiego.
- Mój tata zmarł. Obiecałam sobie, że już nigdy w życiu nie zagram – przechodzi mi przez gardło.
Nie wytrzymuję dłużej i wybucham płaczem.
- Nie musisz o tym mówić, Maju – słyszę delikatny głos Lotmana, przebijający się przez mój stopniowo cichnący szloch. Od początku tej rozmowy leżę wtulona w ciepłe ciało Amerykanina na miękkiej kanapie, a ten trzyma mnie mocno w swoich ramionach, co teraz dodaje mi poczucia bezpieczeństwa i pewności.
- Tata zrezygnował z kariery, bo wykryto u niego nowotwór. Złośliwy – uspokajam się i ciągnę dalej, nie zwracając uwagę na jego słowa – Dowiedziałam się o tym w szpitalu. Kiedy umierał.
Zaciskam powieki i jeszcze mocniej wtulam się w siatkarza. Czuję, jak całuje mnie w czoło i uspokajająco głaszcze po plecach.
- Po pogrzebie od razu wyjechałam. Byłam sześć lat w Nowym Jorku. Zajęłam się fotografią, bo to zawsze było moją pasją.
Brązowooki kiwa głową ze zrozumieniem.
- I teraz wróciłaś.
- Kiedyś chyba musiałam – uśmiecham się niemrawo, próbując nie dopuścić do siebie wspomnienia prawdziwego i pierwotnego powodu mojego przyjazdu.
- A co z fizjoterapią? Przecież pracowałaś w sztabie Skry.
- Studiowałam – ucinam krótko – Nie skończyłam, bo wyjechałam. Nie chciałam tutaj zostawać.
Wydaje mi się, że dalej nie potrafi zrozumieć mojej obecności w klubie, więc dodaję:
- Dobrze znam trenera i paru zawodników Skry, dlatego miałam okazję chwilę tam pracować – nie mówię do końca całej prawdy, nie chcąc wspominać o Mariuszu.
Nie wypytuje o nic więcej, jedynie opiera podbródek o moją głowę i szepcze cicho:
- Dziękuję, że mi o tym wszystkim opowiedziałaś.
A ja utwierdzam się w przekonaniu, że Paul był jedną z nielicznych osób, które zasługiwały żeby znać tą historię.
- Że mi tak bardzo zaufałaś – dodaje cicho, a ja przymykam oczy i kładę dłoń na jego brzuchu.
- Uznałam, że jeśli ty miałbyś taką przeszłość, opowiedziałbyś mi o niej.
Chłopak nie odpowiada, ale nie przeszkadza mi to. Ufam mu i czuję, że to działa w dwie strony.
- Powinniśmy chyba posprzątać, co? - słyszę nagle.
Zaczynam się śmiać, a w duchu przyznaję rację przyjmującemu. Podnoszę się w kanapy i ciągnę za sobą brązowookiego. Czuję w sobie nieopisaną ulgę i lekkość, a co więcej mam poczucie, że tą Wigilię spędzam z cudownym mężczyzną.
__________________________________-
5.08
Ustawiłam automatyczną publikację, więc jeśli to czytacie, to mogę być dumna - opanowałam tą opcję :p
Odpoczywam dalej, a w między czasie cały czas piszę. Wierzcie mi, nie mogę spać po nocach, więc chodzę na plażę do której mam 2 kroki i siedzę na brzegu z zeszytem w ręku. A codziennie od 6 biegam i kompletnie nie czuję się zmęczona. Jak nie ja! :D
Następny rozdział jest już gotowy i podoba mi się. Wam chyba też będzie... :)
Automatyczna publikacja! sukces :D Gratuluje!
OdpowiedzUsuńPisz pisz, dla nas to lepiej :d
Nie moge przeżyć tego że jak Ona z Mariuszem mogła... no nie, wiem że na tym pewnie się nie skończy, no nie? No ale Lotman, przecież.. oh, to takie trudne xd
Będzie się podobał jeśli będzie dużo Lotmana <3
Klaudia
Będzie dużo Lotmana, ale... Mariusza też nie mogłam sobie odpuścić :p
Usuńno wiem że On będzie, i to mnie boli :D
UsuńBardzo go lubię, ale nie tu :d wybacz! ;3
#TeamLotman!! <3
OdpowiedzUsuńZawsze <3
UsuńxD
:)))
UsuńWspaniale, że zwierzyła się Paulowi, ale wydaje mi się, że on ma coś na sumieniu i nie jest do końca fair w stosunku do niej. Ciekawa jestem kiedy dojdzie do jego konfrontacji z Mariuszem. Bo kiedyś przecież musi, prawda?
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam ;) Klauduśka
Myślę, że mogę już to powiedzieć, bo rozdział jest już zaplanowany automatycznie do dodania za parę dni - ta 'konfrontacja' pojawi się w następnym rozdziale ;)
UsuńDobrze, że dziewczyna zaufała Lotmanowi, nawet jej mama go polubiła, to chyba dobrze;d Ale mi nadal w głowie siedzi Mariusz;) Mam nadzieję, że może będą razem czy coś;d
OdpowiedzUsuńNo takich wakacji to tylko pozazdrościć;d
Pozdrawiam serdecznie;)
Ojj, daleka droga do tego póki co :p Widzę, że jesteś neutralnie nastawiona do obu panów, co mnie bardzo cieszy :D
UsuńA ja będę inna, nie będę się cieszyła, że nie spędziła świąt z Mańkiem i nie będę radosna, że z nim nie rozmawia, ot co! Ale to ja, ja zawsze stoję murem za Mańkiem. ZAAAAWSZE. ;)
OdpowiedzUsuńI bardzo mnie to cieszy! :)
UsuńJa też :D Bo to nasz kapitan jest i już! :) Zaufanie to podstawa i w sumie dobrz że Lotkowi o tym powiedziała. Może czas na szczerość z drugiej strony. Coś Łosiek kombinuje xD
UsuńPaul coś wyraźnie kręci tylko nie wiem jeszcze co. Mam nadzieję, że to nie jest nic poważnego. Chociaż z drugiej strony może wtedy zbliżyłaby się do Mariusza. Wiem, że to pewnie głupie z mojej strony, ale denerwuje mnie Paulina, więc myślę, że zasługuje on na trochę szczęścia, a przecież czuje coś do Mai. Liczę na jakieś kolejne zbliżenia między tą dwójką ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
http://painandtroublebutafterislove.blogspot.com/
Zbliżenia to już chyba sprawa oczywista między nimi.. :) Chociaż na pewno nie prosta :p
UsuńDobra, ja wiem że Wigilia, że wcześniej było ustalone że Paul będzie, Maja nie chciała zmieniać tej decyzji... Ale mi to nie pasuje. Na jego miejscu powinien siedzieć Mariusz i Arek, którzy naturalną koleją rzeczy powinni być coraz bardziej obecni w życiu dziewczyny po tym co się stało na kanapie. A ta rozmowa z Paulem... Nie wiem, wydaje mi się że była tylko jednostronna- to znaczy, Maja opowiedziała mu całą swoją historię, a on tylko słuchał i kiwał głową, nie wspomniał nic o swojej tajemnicy. I to mi się nie podoba- ona się angażuje, a on zwyczajnie ją oszukuje. Albo zacznie gadać albo się pogniewamy!
OdpowiedzUsuńI ciekawa jestem jak Mario spędza Wigilię...
Całuję, S. :*
+ pojawił się nowy rozdział na http://nienawisc-od-kolyski.blogspot.com/, zapraszam :*
Malutka podpowiedź co do tego, jak Mario spędził Wigilię będzie już dzisiaj w nowym rozdziale, ale na pewno w przeciągu najbliższych rozdziałów rozwinę to bardziej :)
UsuńBuziaki :*
Hhihi, podoba mi się! Paul w rurkach i białej koszuli, jeju jaram się, jaram się ;D Dobrze, że Maja opowiedziała mu o swojej przeszłości, martwi mnie tylko, że on milczy i pewnie to popsuje ich kontakt. Na pewno wprowadzisz jakiś kryzys, na pewno! ;p Póki co delektuję się szczęściem tej dwójki i modlę się, by Mariusz nie zamieszał.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cię serdecznie i zapraszam na www.spell-a-loss.blogspot.com
Donius : *
Chyba było by za pięknie, gdybym nie zamieszała, co? :> To naturalna kolej rzeczy u mnie, ale nic więcej nie powiem :D
UsuńBuziaki i będę się 'brać' za Twojego bloga może już dzisiaj, bo widzę Lotka w bohaterach :)
Witam.
OdpowiedzUsuńBardzo dziekuję za komentarz na moim blogu. Twój postaram się przeczytać jak tylko znajdę chwilę czasu, bo nadrobienie 22 rozdziałów trochę mi zajmie, ale myślę że warto.
A na razie pozdrawiam:)
Lorin |zagrajmy-pozorami|
W takim bądź razie czekam, buziaki :*
UsuńJa chcę Paula jeszcze więcej ;D On i Maja powinni być razem ;) Mariusz ma za bardzo nagmatwane w życiu, żeby z Mają mogli stworzyć udany związek. Mam nadzieję, że Paul nie ukrywa czegoś naprawdę wielkiego.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny. Pozdrawiam, Aga
Będzie dużo Paula w kolejnych 2 rozdziałach, obiecuję :)
UsuńBuziaki!
skoro masz już nowy, to może czas już go dodać? ;)
OdpowiedzUsuńspodziewajcie się nowości jutro punkt 13:00 :)
Usuń