„Mam
dla Ciebie bilet, mam nadzieję, że to nadal aktualne? :)”
„Co się dzieje? Nie odbierasz, odezwij się :)”
„Martwię się”
„Oddzwoń, czekam ”
„Co się dzieje? Nie odbierasz, odezwij się :)”
„Martwię się”
„Oddzwoń, czekam ”
„Jestem
już w Częstochowie. Nie wiem o co chodzi, ale... Po prostu się
odezwij”
- Paul? Strasznie cię przepraszam, ale miałam tak dużo na głowie, że kompletnie zapomniałam o meczu...
- Tak myślałem – odpowiada całkiem spokojnie, jednak w jego głosie wyczuwam odrobinę szorstkości.
- Winiarski złapał wczoraj kontuzję na meczu charytatywnym i... Jest jeszcze jakaś szansa, że się dzisiaj zobaczymy? - ciągnę nerwowym głosem.
- Nie pytaj głupio, Maja – śmieje się, a ja czuję nieopisaną ulgę – Właściwie to miałem nawet zamiar przejechać się do Bełchatowa, jeśli byś dzisiaj nie mogła być na trybunach.
- O – dukam tylko zdziwiona – Naprawdę?
- Nie, na żarty – ponownie słyszę słuchawce jego śmiech – Bilet zostawiam u Kosoka, bo dzisiaj nie będzie grać. Do zobaczenia na meczu.
***
Tym razem zdążam na mecz punktualnie. A nawet wyjątkowo wcześniej, bo wchodząc na halę dostrzegam jeszcze rozgrzewających się Resoviaków i zawodników AZS-u.
- Nie wierzę, że jesteś na czas.
- Heeej – momentalnie wylewam swoje udawane oburzenie – To, że raz się spóźniłam...
- Dobra, dobra – przerywa mi szybko środkowy, z politowaniem na twarzy.
- A idź, Kosok – syczę mało przyjemnie i zajmuję miejsce obok siatkarza.
Miejsca w pierwszym rzędzie przy samym boisku są przeważnie zarezerwowane dla tych najważniejszych. Zawodników, rodzin siatkarzy czy często ważnych ludzi z siatkarskiego świata. Ale na pewno nie dla mnie. Czując na swoich plecach spojrzenia ludzi z 2,3 i kolejnych rzędów sama czuję się, jakby to ująć łagodnie – skrępowana.
- Swoją drogą Paul niezłe ci miejsca sprawia na te mecze – jakby czytając mi w myślach stwierdza Grzesiek, znacząco uśmiechając się z moją stronę.
- Chyba jeszcze nie wie, jak głupio się czuję wśród tych wszystkich żon, dziewczyn, partnerek, dzieci i tak dalej...
- To mu o tym powiedz. Co za problem?
Wzruszam ramionami. No właśnie – co za problem? A, no tak. Jeden, najważniejszy. Paul jest tak cholernie miłym człowiekiem, że nie potrafię mu odmówić. Zawsze i od zawsze. Po prostu całkowicie szczerze uprzejmy, sympatyczny i stwarzający pozory człowieka bez problemów. A w tym wszystkim najgorsze jest to, że nawet ja – często cyniczna, ironiczna, sarkastyczna, opryskliwa i denerwująca kobieta – bez problemu „poleciałam” na coś takiego.
- Paul jest strasznie miły, co?
Parskam śmiechem.
- Cholera, Kosok – śmieję się w najlepsze, nie zwracając uwagi na odrobinę karcące spojrzenia kobiet siedzących obok – Czytasz mi w myślach, czy co jest z tobą?
Środkowy odpowiada mi skromnym uśmiechem i skupia się na oglądaniu rozgrzewki kolegów.
- Czasami jest aż zadziwiająco miły. To znaczy nie w jakimś negatywnym tego słowa znaczeniu. Po prostu uśmiechać się nawet w sytuacjach, w których inni ludzie pewnie rzucali by krzesłami. To trochę dziwne dla mnie – nie wiedzieć czemu wyrzucam wszystko co mi siedzi w głowie w kierunku czarnookiego – Ale chyba za to go lubię.
Uśmiecham się lekko i podążam wzrokiem za truchtającym wokół boiska Ignaczakiem. Od razu wyłapuje moje spojrzenie i macha gorliwie w geście przywitania. Bez zastanowienia odwzajemniam gest.
- Jest Amerykaninem, oni tak mają – odzywa się po chwili mój towarzysz.
- Byłam w Ameryce przez 6 lat...
Pierwszy raz słyszę zduszony śmiech środkowego.
- ...a jestem kompletnym przeciwieństwem Paula – kończę.
- I chyba właśnie za to cię lubi.
Spoglądam zaciekawiona na siatkarza, który również odrywa wzrok od swojej drużyny. On jedynie w odpowiedzi wzrusza ramionami, mruga do mnie z uśmiechem i wraca do oglądania rozgrzewki
Resoviaków.
***
Resovia wygrywa mecz za trzy
punkty. Mimo zdecydowanej przewagi w wyniku na korzyść Rzeszowian,
mecz nie był tak prosty. Siatkarze AZS-u nie odpuszczali do
ostatniej piłki, a widać to po zmęczonych twarzach podopiecznych
trenera Kowala. MVP zostaje kapitan Resoviaków, co spotyka się z
ogromną aprobatą i aplauzem kibiców tejże drużyny, przybyłych
specjalnie na ten mecz z południa Polski.
Nawet nie wiem kiedy na swoim policzku czuję ciepłe usta Amerykanina i przesuwające się po mojej talii jego silne ręce.
- Cześć, mistrzu – śmieję się, po czym podnoszę głowę i wyciągam szyję tak, że od twarzy Lotmana dzieli mnie „jedynie” jakieś dwadzieścia centymetrów.
- Jaki tam mistrzu – wtóruje mi szybko i posyła swój najszczerszy, szeroki uśmiech.
Przyglądamy się swoim twarzom w milczeniu, jednak z uśmiechami na ustach. Jest zadowolony i widać to w jego brązowych tęczówkach.
- Znajdziesz dla mnie chwilę jeszcze dzisiaj? - pyta nagle.
- Zależy jak długą chwilę – śmieję się.
Siatkarz niespodziewanie nachyla się bardziej nade mną i przybliża usta do mojego ucha. Zaciskam dłonie mocniej na jego koszulce.
- Tak długą, żeby wystarczyło czasu na kolację – mówi cicho, prosto do mojego ucha, wywołując cholernie miłą falę dreszczy.
- Nie czaruj, Lotman – śmieję się drżącym głosem – Zaraz będziecie wyjeżdżać do Rzeszowa.
Oddala twarz tak, że ponownie mogę zobaczyć jego brązowe oczy.
- Kto będzie wyjeżdżał, to będzie. Ja na pewno nie – przekręca głowę na bok i uśmiecha się – Przyjechałem swoim samochodem.
Unoszę brwi ku górze, nie kryjąc zdziwienia.
- Powiedziałem trenerowi, że chcę zostać dłużej z taką jedną blondynką. Chyba wiedział o kogo chodzi, bo nawet chciał pożyczyć mi swoje auto.
Nawet nie wiem kiedy na swoim policzku czuję ciepłe usta Amerykanina i przesuwające się po mojej talii jego silne ręce.
- Cześć, mistrzu – śmieję się, po czym podnoszę głowę i wyciągam szyję tak, że od twarzy Lotmana dzieli mnie „jedynie” jakieś dwadzieścia centymetrów.
- Jaki tam mistrzu – wtóruje mi szybko i posyła swój najszczerszy, szeroki uśmiech.
Przyglądamy się swoim twarzom w milczeniu, jednak z uśmiechami na ustach. Jest zadowolony i widać to w jego brązowych tęczówkach.
- Znajdziesz dla mnie chwilę jeszcze dzisiaj? - pyta nagle.
- Zależy jak długą chwilę – śmieję się.
Siatkarz niespodziewanie nachyla się bardziej nade mną i przybliża usta do mojego ucha. Zaciskam dłonie mocniej na jego koszulce.
- Tak długą, żeby wystarczyło czasu na kolację – mówi cicho, prosto do mojego ucha, wywołując cholernie miłą falę dreszczy.
- Nie czaruj, Lotman – śmieję się drżącym głosem – Zaraz będziecie wyjeżdżać do Rzeszowa.
Oddala twarz tak, że ponownie mogę zobaczyć jego brązowe oczy.
- Kto będzie wyjeżdżał, to będzie. Ja na pewno nie – przekręca głowę na bok i uśmiecha się – Przyjechałem swoim samochodem.
Unoszę brwi ku górze, nie kryjąc zdziwienia.
- Powiedziałem trenerowi, że chcę zostać dłużej z taką jedną blondynką. Chyba wiedział o kogo chodzi, bo nawet chciał pożyczyć mi swoje auto.
***
- Jeszcze jedna taka
kolacja i będziesz mnie musiał podnosić z krzesła – udaję
oburzenie, jednak na ustach utrzymuję lekki, zdradzający wszystko
uśmiech – No i zacznę narzekać, że nie mieszczę się w swoje
spodnie.
- To groźba, tak? - śmieje się przyjmujący, otaczając mnie swoim ramieniem i tym samym przyciskając mnie do swojego ciała.
- Całkowicie poważna!
- Jak przestaniesz się mieścić w spodnie, to pożyczę ci swoich, żebyś miała na zapas w pasie.
Zatrzymuję się i odsuwam od siebie Amerykanina. Staję w założonymi rękami, siląc się na naburmuszoną minę.
- Nie za bardzo poniosła cię ta wygrana?
Chwilę milczy, a szeroki uśmiech nie schodzi mu ani na sekundę w ust.
- Maaaja – wzdycha i kładzie mi swoje dłonie na talii, uważnie lustrując moją twarz – Uwielbiam jak patrzysz na mnie tą złą miną.
Parskam śmiechem i obracam głowę w bok.
- Mam rozumieć, że się gniewasz?
Moje wymuszone milczenie sprawia, że uśmiech Amerykanina jeszcze bardziej się powiększa. Po chwili czuję, jak jego prawa dłoń wsuwa się pod mój rozpięty płaszcz.
- Podobno masz łaskotki – przesuwa palce jeszcze wyżej, a ja zagryzam dolną wargę – W sumie to chyba dobra okazja, żeby to sprawdzić.
Nie wytrzymuję i wybucham śmiechem.
- Teraz to się dopiero gniewam! - śmieję się i obracam się w kierunku oświetlonej alejki. Nie obdarzam Amerykanina ani jednym spojrzeniem i ruszam szybkim krokiem.
- Czyli teraz będziemy szli w milczeniu całą drogę na parking? - słyszę nagle, ale nie zatrzymuję się, ani nie spoglądam na siatkarza – Mi pasuje.
I nim zdążam zrobić zdziwioną minę, czuję przyjmujący splata swoje palce z moimi, a mnie po raz kolejny tego dnia zalewa miła fala dreszczy.
- To groźba, tak? - śmieje się przyjmujący, otaczając mnie swoim ramieniem i tym samym przyciskając mnie do swojego ciała.
- Całkowicie poważna!
- Jak przestaniesz się mieścić w spodnie, to pożyczę ci swoich, żebyś miała na zapas w pasie.
Zatrzymuję się i odsuwam od siebie Amerykanina. Staję w założonymi rękami, siląc się na naburmuszoną minę.
- Nie za bardzo poniosła cię ta wygrana?
Chwilę milczy, a szeroki uśmiech nie schodzi mu ani na sekundę w ust.
- Maaaja – wzdycha i kładzie mi swoje dłonie na talii, uważnie lustrując moją twarz – Uwielbiam jak patrzysz na mnie tą złą miną.
Parskam śmiechem i obracam głowę w bok.
- Mam rozumieć, że się gniewasz?
Moje wymuszone milczenie sprawia, że uśmiech Amerykanina jeszcze bardziej się powiększa. Po chwili czuję, jak jego prawa dłoń wsuwa się pod mój rozpięty płaszcz.
- Podobno masz łaskotki – przesuwa palce jeszcze wyżej, a ja zagryzam dolną wargę – W sumie to chyba dobra okazja, żeby to sprawdzić.
Nie wytrzymuję i wybucham śmiechem.
- Teraz to się dopiero gniewam! - śmieję się i obracam się w kierunku oświetlonej alejki. Nie obdarzam Amerykanina ani jednym spojrzeniem i ruszam szybkim krokiem.
- Czyli teraz będziemy szli w milczeniu całą drogę na parking? - słyszę nagle, ale nie zatrzymuję się, ani nie spoglądam na siatkarza – Mi pasuje.
I nim zdążam zrobić zdziwioną minę, czuję przyjmujący splata swoje palce z moimi, a mnie po raz kolejny tego dnia zalewa miła fala dreszczy.
***
Opieram się o drzwi
pasażera mojego samochodu i patrzę wyczekująco na
brązowookiego.
- Na pożegnanie też mi nic nie powiesz? - pyta, a ja staram się ukryć uśmiech, który w jego obecności nie sposób zmazać mi z twarzy – W takim bądź razie będę musiał sobie poradzić inaczej.
Podnoszę niepewny wzrok na siatkarza. Ten wydaje się, że bez zastanowienia zmniejsza maksymalnie odległość pomiędzy naszymi ciałami i kładzie obie dłonie na moich policzkach.
- Masz jakieś plany na święta? - pytam wreszcie.
Siatkarz uśmiecha się szeroko i przybliża swoją twarz. Próbuję stać twardo, jednak kiedy styka swój nos z moim tracę resztki pozornego opanowania.
- Czemu pytasz? - pyta cicho, a ja czuję jego ciepły oddech na swoich ustach.
- Pomyślałam, że może chciałbyś przyjechać do Bełchatowa – odpowiadam szybko – Do mnie.
Jego początkowe zdziwienie na twarzy przeradza się w szeroki uśmiech. Po chwili spuszcza swoje dłonie z moich policzków i przenosi je na szyję, którą zaczyna gładzić opuszkami palców.
- Chcesz ze mną spędzić święta?
Kiwam głową.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę – obdarza mnie swoim najpiękniejszym uśmiechem i cmoka przelotnie w czubek nosa – Twoja mama nie będzie miała nic przeciwko?
- Kiedyś musiałaby cię w końcu poznać. To dobra okazja – wzruszam ramionami, już prawie czując czoło schylającego się Amerykanina na swoim. - Nie boli cię kark od tego schylania?
Siatkarz nie odpowiada mi śmiechem, co szybko tłumi mój.
- Chciałbym coś jeszcze zrobić – mówi poważnie, patrząc mi w oczy.
Zakłada mi za ucho kosmyk włosów, który niechciany pojawił się na mojej twarzy i uśmiecha się tak, że miękną mi kolana.
- Wiesz, że jesteś dla mnie bardzo ważna?
Nawet jeśli bym chciała cokolwiek odpowiedzieć, to w tej chwili nie potrafię. Wpatruję się w przyjmującego jak zaczarowana, a moje struny głosowe odmawiają posłuszeństwa. W dodatku jedyne co mnie trzyma teraz w pozycji stojącej, to jego silne dłonie na moich policzkach.
- I chciałbym, żebyś to wiedziała, bo zaraz wsiądę do samochodu, wrócę do Rzeszowa i będę strasznie tęsknić.
Czuję, jak moje policzki płoną, a na rękach rozmiary mojej gęsiej skórki osiągają apogeum. Lotman patrzy na mnie pytająco, a po chwili nie słysząc żadnych słów z moich ust spuszcza wzrok, a ja czuję, jak serce prawie rozrywa mi klatkę piersiową. Patrzy na moje wargi, po czym rzuca mi niepewne spojrzenie. Pocałuj mnie, do cholery!
- Na pożegnanie też mi nic nie powiesz? - pyta, a ja staram się ukryć uśmiech, który w jego obecności nie sposób zmazać mi z twarzy – W takim bądź razie będę musiał sobie poradzić inaczej.
Podnoszę niepewny wzrok na siatkarza. Ten wydaje się, że bez zastanowienia zmniejsza maksymalnie odległość pomiędzy naszymi ciałami i kładzie obie dłonie na moich policzkach.
- Masz jakieś plany na święta? - pytam wreszcie.
Siatkarz uśmiecha się szeroko i przybliża swoją twarz. Próbuję stać twardo, jednak kiedy styka swój nos z moim tracę resztki pozornego opanowania.
- Czemu pytasz? - pyta cicho, a ja czuję jego ciepły oddech na swoich ustach.
- Pomyślałam, że może chciałbyś przyjechać do Bełchatowa – odpowiadam szybko – Do mnie.
Jego początkowe zdziwienie na twarzy przeradza się w szeroki uśmiech. Po chwili spuszcza swoje dłonie z moich policzków i przenosi je na szyję, którą zaczyna gładzić opuszkami palców.
- Chcesz ze mną spędzić święta?
Kiwam głową.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę – obdarza mnie swoim najpiękniejszym uśmiechem i cmoka przelotnie w czubek nosa – Twoja mama nie będzie miała nic przeciwko?
- Kiedyś musiałaby cię w końcu poznać. To dobra okazja – wzruszam ramionami, już prawie czując czoło schylającego się Amerykanina na swoim. - Nie boli cię kark od tego schylania?
Siatkarz nie odpowiada mi śmiechem, co szybko tłumi mój.
- Chciałbym coś jeszcze zrobić – mówi poważnie, patrząc mi w oczy.
Zakłada mi za ucho kosmyk włosów, który niechciany pojawił się na mojej twarzy i uśmiecha się tak, że miękną mi kolana.
- Wiesz, że jesteś dla mnie bardzo ważna?
Nawet jeśli bym chciała cokolwiek odpowiedzieć, to w tej chwili nie potrafię. Wpatruję się w przyjmującego jak zaczarowana, a moje struny głosowe odmawiają posłuszeństwa. W dodatku jedyne co mnie trzyma teraz w pozycji stojącej, to jego silne dłonie na moich policzkach.
- I chciałbym, żebyś to wiedziała, bo zaraz wsiądę do samochodu, wrócę do Rzeszowa i będę strasznie tęsknić.
Czuję, jak moje policzki płoną, a na rękach rozmiary mojej gęsiej skórki osiągają apogeum. Lotman patrzy na mnie pytająco, a po chwili nie słysząc żadnych słów z moich ust spuszcza wzrok, a ja czuję, jak serce prawie rozrywa mi klatkę piersiową. Patrzy na moje wargi, po czym rzuca mi niepewne spojrzenie. Pocałuj mnie, do cholery!
- Dziękuję, że jesteś,
Maja.
Uśmiecha się lekko i dotyka swoimi wargami kącika moich ust. Nim zdążam przyciągnąć go do siebie, on odsuwa się i ściska moje dłonie. Rzuca mi ostatnie spojrzenie, a ja z niedowierzaniem patrzę, jak odchodzi w stronę swojego samochodu. Dotykam opuszkami palców miejsce, gdzie przed chwilą spoczywały usta siatkarza i uśmiecham się do siebie. Mam ochotę wykrzyczeć na cały parking, że mam przy sobie kogoś, kto zdaje się być ideałem i przy nim czuję się cholernie wyjątkowa.
Uśmiecha się lekko i dotyka swoimi wargami kącika moich ust. Nim zdążam przyciągnąć go do siebie, on odsuwa się i ściska moje dłonie. Rzuca mi ostatnie spojrzenie, a ja z niedowierzaniem patrzę, jak odchodzi w stronę swojego samochodu. Dotykam opuszkami palców miejsce, gdzie przed chwilą spoczywały usta siatkarza i uśmiecham się do siebie. Mam ochotę wykrzyczeć na cały parking, że mam przy sobie kogoś, kto zdaje się być ideałem i przy nim czuję się cholernie wyjątkowa.
_______________________________________
Nie dałam rady dodać niczego wcześniej. Nigdy tego tutaj chyba nie pisałam, ale zajmuję się amatorsko fotografią i przez ten tydzień miałam 4 wyjścia w plener i jedną dużą imprezę i gdyby nie to, że wczoraj w nocy zmarł mój dziadek, nie byłoby dalej rozdziału. Musiałam odwołać dzisiejszy plener i środowy, co pozwoliło mi wreszcie zająć się pisaniem :)
Codziennie przychodzę padnięta po sesjach, a czeka mnie jeszcze retuszowanie i przerabianie ich. Starałam się jak mogłam z rozdziałem, pisałam codziennie po parę linijek, ale dopiero dzisiaj udało mi się go skończyć.
Mam mega zaległości u Was, ale będę się starała stopniowo nadrabiać. W czwartek wyjeżdżam na wakacje, ale liczę na to, że uda mi się tam znaleźć dostęp do internetu i będę mogła coś publikować. Co do tego to dam znać jeszcze we środę.
Buziaki dla Was :*
Fajny rozdział;) Jak zawsze, czyli nasi zakochańce spędzą święta razem?;d Czekam na kolejny rozdział;)
OdpowiedzUsuńBardzo mi przykro z powodu dziadka;( Trzymaj się.
Zapraszam do siebie zsiatkowkacalezycie.blogspot.com
Będą wspólne święta, o tak :)
UsuńDziękuję, buziaki!
Sielanko trwaj jak najdłużej;) Niepokoi mnie to 'mam przy sobie kogoś kto ZDAJĘ się być ideałem', ale to może tylko moje wymysły ;) A Lotek niech powie jak najszybciej to co chciał Igła, żeby Maji powiedział bo potem może być nieprzyjemnie;>
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;*
Nie sądziłam, że ktoś zwróci na to uwagę.. :) Każde słowo tutaj ma znaczenie, zdecydowanie.
UsuńBuziaki :*
Czasami sama siebie nie lubię za tą spostrzegawość bo potem tylko niecierpliwię się, kiedy coś się zepsuję;>
Usuń;*
Mam nadzieję, że Majka będzie z Lotmanem a nie Mariuszem
OdpowiedzUsuńTeam Lotman! ;)
Usuńide z Tobą na sesje:D
OdpowiedzUsuńaa, zapraszam serdecznie :p
Usuń; ooooooooooooooooooooooo Cudownie, tak bardzo cudownie <3 Tak dużo kochanego Lotmana, nie przerywaj tej sielanki. Wspólne święta na pewno wyjdą im na dobre, mam taką nadzieję! Pozdrawiam cię serdecznie i czekam już na nowy rozdział ;) [spell-a-loss.blogspot.com]
OdpowiedzUsuńNie lubię tak sielankować, więc pewnie nie pozwolę, żeby to trwało długo :p ale kto wie!
UsuńDziękuuję :*
To było.. niesamowite! Czułam taki dziwny ucisk w brzuchu, no normalnie szok! Jejku, to wspaniałe! Proszę, spraw aby ona była z Paulem.. Wiadomo, to może być ciężkie, ale on jest tutaj tak cholernie kochany, że nie chciałabym aby go zraniła.. Mogą być sceny zazdrości ze strony Mariusza, no cokolwiek, ale.. niech będzie z Paulem! :)
OdpowiedzUsuńStrasznie mi miło, że wywołałam u Ciebie takie emocje :)
UsuńNa razie jest wspaniale, ale na pewno przyjdzie czas na te gorsze chwilę, więc nie wiem, czy nie zmienisz zdania :p
Fajnie ci ten Lotek wyszedł. Lubię lubię jako jednego z niewielu Resoviaków :) Ale i tak wiadomo że serducho zawsze przy Skrze i jedynym siatkarskim herosie mego serca. Bosz jak to zabrzmiało...So skoro już się określamy to tak Team Szampon. Fajny Szampon mam ciasteczkowy tak w ogóle :D Bożenko jakie ja dziś głupoty piszę...Łosiowe święta. No hmmm nie pędzie Mariusz zadowolony :P
OdpowiedzUsuńEv jeśli chcesz pogadać moje gadu masz. Zapraszam odezwij się jak tylko uznasz że potrzebujesz. :* Do następnego :) Oddawaj się pasji! :)
HAHAHAHA, Kamila uwielbiam Cię! ♥ Zdecydowanie przy każdym Twoim komentarzu mam mega uśmiech na twarzy, jesteś niepowtarzalna :)
UsuńOdezwę się, kiedy tylko wejdę na gg - rzadko bywam, ale na pewno napiszę! Buziaki kochana :*
Rozdział jak zawsze fantastyczny :)
OdpowiedzUsuńChyba zrobię sobie koszulkę "Team Lotman" :D Tak, jestem zachwycona tym, że coś się dzieje.... Mam nadzieję, że będzie to trwało jak najdłużej :)
Oddajesz się pasji... to chyba najważniejsze. Tak, że życzę owocnej pracy... i podeślij mi parę zdjęć.
Jak coś, to na blogach mam zakładkę "Kontakt."; znajdziesz tam gg, maila..., więc jakbyś chciała, to napisz :)
I strasznie mi przykro z powodu Twojego dziadka...
Do zobaczenia :*
O, o, o! Ja też chcę koszulkę "Team Lotman" ! xD
UsuńWięc trzeba rozpocząć produkcję koszulek 'team Lotman'! :D
UsuńM, dziękuuję strasznie i odezwę się :*
Zapraszam na --> nie-poddawaj-się-nigdy.blogspot.com
OdpowiedzUsuńJest już 5 rozdział. ;)
Pozdrawiam.
Żeby nie wiem co się działo, żeby ta prawda o Lotmanie miała być jak najgorsza.. oni muszą być razem, po prostu muszą! Może być źle, mogą być jej łzy, ale oni pasują do siebie idealnie! Może to być takie powolne podkochiwanie, takie nieśmiałe, może być Mario mega zazdrosny, może sam próbować jednak wyznać jej miłość, no nie wiem, nie mam pomysłu, ale.. Maja i Paul to idealna para! :D
OdpowiedzUsuńI proszę, dodaj coś przed swoim wyjazdem bo oszaleje :D
Pracuję nad rozdziałem, ale nie wiem, czy się wyrobię jeszcze dzisiaj:( Dam znać! :)
UsuńWierzymy w Ciebie, że się wyrobisz! :)
OdpowiedzUsuńJestem! Myślałam że ominie mnie więcej rozdziałów, ale na szczęście tylko jeden :) Choć Maję mogę pożerać w hurtowych ilościach, a przede wszystkim Lotmana.
OdpowiedzUsuńPrzemiły był ten ich wspólny wieczór, poprzedzony wygranym meczem a zakończony prawie pocałunkiem. Właśnie, spodziewałam się że na dobranoc i na pożegnanie Amerykanin skusi się na całusa, a tu nie.
Kosa coś tutaj marudzi za bardzo, jakby za wszelką cenę chciał przedstawić Lotka w złym świetle. Nie podoba mi się to!
A Maria brak. Dość odczuwalny. Mimo tego, że mnie denerwuje i irytuje swoim niezdecydowaniem w kwesti swojego fikcyjnego małżeństwa i postawy wobec Mai, to utożsamiam się właśnie z jego fanklubem. Wolę tę dojrzałą, opartą na wieloletniej przyjaźni miłość niż szczeniackie zauroczenie, bez urazy dla Paula ;p
Miłych wakacji! Całuję, S. :*