Nie
wiem jakim cudem udało mi się w porę wyhamować, ale osobnik,
który właśnie próbował prawdopodobnie odebrać sobie życie pod
kołami mojego audi może przypisać to jako kolejny cud świata.
- CZY PAN MA DOBRZE W GŁOWIE?! LEDWIE WYHAMOWAŁAM, MÓGŁ PAN ZGINĄĆ! - dałam upust swojej złości i zdenerwowaniu, zaraz po wyskoczeniu z auta.
- Coś czułem, że jesteś dobrym kierowcą.
Zawrzało we mnie.
- BAWI CIĘ TO, LOTMAN?!
- A czemu nie?
Roztrzęsiona wypuściłam głośno powietrze ust, próbując się tym uspokoić. Na próżno.
- Jesteś posrany, człowieku – wycedziłam, schodząc z tonu – Zejdź mi z oczu, bo tym razem nie wyhamuję, przysięgam ci.
Po tych słowach zmierzyłam go ostrym wzrokiem i chwyciłam za klamkę drzwi. W mgnieniu oka siatkarz podszedł do mnie.
- Czego jeszcze chcesz? - warknęłam, posyłając mu wyzywające spojrzenie.
- Popatrzeć jak się wściekasz – uśmiechnął się szeroko.
Spokojnie. Oddychaj.
- A tak całkiem poważnie to pomyślałem, że moglibyśmy zacząć wszystko od nowa – ciągnął dalej, a uśmiech na jego twarzy nie zmalał nawet o milimetr.
- Ty się słyszysz?
Obrzuciłam go jeszcze jednym nieprzyjemnym spojrzeniem i wsiadłam do auta. Nie było mi jednak dane zamknąć drzwi. Siatkarz umiejętnie je przytrzymał, nie pozwalając na jakikolwiek ruch nimi.
- Dasz się zaprosić na kolację?
Roześmiałam się kompletnie zbita z tropu. Co jest z tym człowiekiem?
- Brałeś coś?
- Uznam to jako zgodę. Lubisz spaghetti?
- CZY PAN MA DOBRZE W GŁOWIE?! LEDWIE WYHAMOWAŁAM, MÓGŁ PAN ZGINĄĆ! - dałam upust swojej złości i zdenerwowaniu, zaraz po wyskoczeniu z auta.
- Coś czułem, że jesteś dobrym kierowcą.
Zawrzało we mnie.
- BAWI CIĘ TO, LOTMAN?!
- A czemu nie?
Roztrzęsiona wypuściłam głośno powietrze ust, próbując się tym uspokoić. Na próżno.
- Jesteś posrany, człowieku – wycedziłam, schodząc z tonu – Zejdź mi z oczu, bo tym razem nie wyhamuję, przysięgam ci.
Po tych słowach zmierzyłam go ostrym wzrokiem i chwyciłam za klamkę drzwi. W mgnieniu oka siatkarz podszedł do mnie.
- Czego jeszcze chcesz? - warknęłam, posyłając mu wyzywające spojrzenie.
- Popatrzeć jak się wściekasz – uśmiechnął się szeroko.
Spokojnie. Oddychaj.
- A tak całkiem poważnie to pomyślałem, że moglibyśmy zacząć wszystko od nowa – ciągnął dalej, a uśmiech na jego twarzy nie zmalał nawet o milimetr.
- Ty się słyszysz?
Obrzuciłam go jeszcze jednym nieprzyjemnym spojrzeniem i wsiadłam do auta. Nie było mi jednak dane zamknąć drzwi. Siatkarz umiejętnie je przytrzymał, nie pozwalając na jakikolwiek ruch nimi.
- Dasz się zaprosić na kolację?
Roześmiałam się kompletnie zbita z tropu. Co jest z tym człowiekiem?
- Brałeś coś?
- Uznam to jako zgodę. Lubisz spaghetti?
***
I
takim właśnie o to sposobem siedziałam na blacie kuchennym w
mieszkaniu Lotmana, obserwując jak wcześniej wspomniany
przygotowuje sos do spaghetti.
- Nie wiem czemu się na to zgodziłam – powtórzyłam po raz kolejny.
- Po prostu nie chciałaś wracać głodna do Bełchatowa i tym samym mnie wykorzystałaś – odezwał się, a ja parsknęłam śmiechem.
- Zawsze taki jesteś? - zeskoczyłam z blatu i stanęłam obok niego, nad parującym makaronem i przepięknie pachnącym sosem.
- Pytasz o to, czy zawsze zapraszam przypadkowe dziewczyny po meczu na spaghetti?
- Jestem przypadkowa?! - oburzyłam się, krzyżując ręce na piersiach.
Brązowooki jakby nie słysząc, nagle zainteresował się spokojnie gotującym się makaronem.
- Ty chyba masz ochotę zjeść to spaghetti w samotności – syknęłam, mrużąc oczy.
- Dobrze wiesz, że żartuję – powiedział po chwili, odkładając dużą łyżkę na bok.
- Nie znam cię na tyle dobrze, żeby wiedzieć kiedy żartujesz, a kiedy nie – przyznałam, a ten odwrócił się w moją stronę.
- Dlatego chciałbym to zmienić – odparł, przeszywając mnie swoimi brązowymi tęczówkami – Nie tylko dlatego zresztą.
Fala miłym dreszczy przeszła przez moje ciało. Co jest ze mną, cholera.
- Teraz też żartujesz? - zapytałam, mimowolnie się uśmiechając.
Pokręcił głową i kiedy już chciał coś powiedzieć, uprzedziłam go, stając na palcach, żeby zmniejszyć naszą różnicę wzrostu:
- W takim razie musisz się bardziej postarać.
- Nie wiem czemu się na to zgodziłam – powtórzyłam po raz kolejny.
- Po prostu nie chciałaś wracać głodna do Bełchatowa i tym samym mnie wykorzystałaś – odezwał się, a ja parsknęłam śmiechem.
- Zawsze taki jesteś? - zeskoczyłam z blatu i stanęłam obok niego, nad parującym makaronem i przepięknie pachnącym sosem.
- Pytasz o to, czy zawsze zapraszam przypadkowe dziewczyny po meczu na spaghetti?
- Jestem przypadkowa?! - oburzyłam się, krzyżując ręce na piersiach.
Brązowooki jakby nie słysząc, nagle zainteresował się spokojnie gotującym się makaronem.
- Ty chyba masz ochotę zjeść to spaghetti w samotności – syknęłam, mrużąc oczy.
- Dobrze wiesz, że żartuję – powiedział po chwili, odkładając dużą łyżkę na bok.
- Nie znam cię na tyle dobrze, żeby wiedzieć kiedy żartujesz, a kiedy nie – przyznałam, a ten odwrócił się w moją stronę.
- Dlatego chciałbym to zmienić – odparł, przeszywając mnie swoimi brązowymi tęczówkami – Nie tylko dlatego zresztą.
Fala miłym dreszczy przeszła przez moje ciało. Co jest ze mną, cholera.
- Teraz też żartujesz? - zapytałam, mimowolnie się uśmiechając.
Pokręcił głową i kiedy już chciał coś powiedzieć, uprzedziłam go, stając na palcach, żeby zmniejszyć naszą różnicę wzrostu:
- W takim razie musisz się bardziej postarać.
***
-
Okej, kupiłeś mnie tym spaghetti – westchnęłam, opadając na
oparcie krzesła.
- Taki miałem zamiar – wstał od stołu i zbierając nasze talerze, posłał mi szeroki uśmiech.
- Pomogę ci – zaoferowałam się, ale nie minęła chwila, a rozdzwonił się mój telefon – Albo i nie – mruknęłam niezadowolona, grzebiąc w torebce za komórką.Mariusz.
- Jasna cholera – zaklęłam pod nosem po polsku.
- Heej – napomniał mnie natychmiastowo, na co ja posłałam mu pełne zdziwienia spojrzenie – Znam parę zwrotów po polsku, nie patrz tak krzywo na mnie.
Westchnęłam po raz kolejny i z niezadowoloną miną kliknęłam zieloną słuchawkę przy nazwie kontaktu dzwoniącego.
- Maja? Co z tobą? Powinnaś już dawno być, stało się coś? - przyjaciel bez zbędnych powitań zasypał mnie lawiną pytań.
- Powoli – zaczęłam, wstając od stołu. Chciałam znaleźć się jak najdalej od Paula, który bacznie obserwował i przysłuchiwał się mojej rozmowie – Jestem jeszcze w Rzeszowie.
- Jak to?
- Tak wyszło – przyznałam, kątem oka posyłając lekki uśmiech Lotmanowi. Od razu go odwzajemnił.
- Chyba nie rozumiem.
- Jestem z Paulem, wszystko jest okej – wypaliłam bez większego zastanowienia.
Długie milczenie po drugiej stronie utwierdziło mnie w przekonaniu, że chyba nie powinnam mu była tego mówić.
- Martwiłem się – w jego cichym głosie wyczułam nutę zawodu i rozczarowania.
- Przepraszam – westchnęłam ciężko, zagryzając wargę – Zaraz będę wyjeżdżać.
- Po prostu mogłaś dać znać, czekałem.
Niemiłe ukłucie w żołądku. Cień wyrzutów sumienia. Co jest ze mną.
- Zobaczymy się jutro na treningu – zakończył i dodał łagodnym tonem – Jedź ostrożnie Maja.
Nie zdążyłam powiedzieć czegokolwiek, a rozłączył się. Poczułam jak przepyszne spaghetti Lotmana staje się w moim żołądku dwa razy cięższe, niż było przed telefonem Wlazłego.
- Co się stało?
Zatroskany głos Lotmana, opierającego się o ścianę przedzielającą kuchnię i salon dobił mnie jeszcze bardziej.
- Muszę się zbierać – odparłam siląc się na zwyczajny ton i nikły uśmiech na twarzy.
- Wszystko okej? - pytał dalej, jakby ignorując moją odpowiedź.
Nie? Nic nie jest okej. Mimo mojego milczenia, brunet chyba poznał odpowiedź po moim nerwowym przygryzaniu dolnej wargi. Jak zawsze, cholera.
- Nie – odezwałam się po chwili – Zapomniałam, że jutro muszę być na treningu.
Po części przecież nie skłamałam. Tak?
- To przecież nie koniec świata – skwitował, siadając na krześle obok mnie.
- Wiem.
- Więc nie o to chodzi.
- Nie – przyznałam, błądząc wzrokiem po całym pomieszczeniu.
- Będzie dobrze – po chwili odezwał się i posłał mi ciepły uśmiech – Ale nie myśl sobie, że puszczę cię teraz do Bełchatowa.
Podniosłam zdziwiona wzrok i już otwierałam usta, aby szybko mu zaprzeczyć, kiedy jednak mnie uprzedził:
- Jest pierwsza w nocy i właśnie zaczął padać śnieg, więc nawet się ze mną nie sprzeczaj. Poza tym jesteś zmęczona po całym dniu...
- I tak poza tym, to ktoś mi ostatnio powiedział, że jestem dobrym kierowcą – syknęłam sarkastycznie, mrużąc oczy.
- A dobry kierowca musi być wyspany – uśmiechnął się szeroko, nie zwracając uwagi na mój ironiczny ton głosu – Chodź, pokażę ci pokój.
- Ty sobie żartujesz?
- Nie, ani trochę.
Założyłam ręce na piersiach i spojrzałam na niego politowanym wzrokiem.
- Paul, nie będę ci się zwalać na głowę, zapomnij.
- Nawet się nie wygłupiaj – powiedział stanowczo i wyciągnął w moim kierunku rękę – Idziesz, czy mam cię wziąć siłą?
Zaśmiałam się i wstałam z krzesła, chwytając wyciągniętą dłoń Amerykanina. Dlaczego ja się na to zgadzam. Po krótkiej chwili Lotman otwierał przede mną drzwi pokoju, w którym miałam spać.
- Nawet nie wiesz, jak mi jest strasznie głupio – westchnęłam, patrząc na dosyć pokaźną sypialnię. Puściłam ciepłą dłoń siatkarza, chociaż wcale nie miałam ochoty tego zrobić i siadłam na kraju łóżka.
- Daj spokój, Maja – odparł natychmiastowo, posyłając mi lekki uśmiech – Łazienka jest naprzeciwko, a właśnie...
Przerwał i podszedł do kremowo-brązowej szafy. Otworzył ją szybko i wyciągnął z niej jakiś czarny materiał, który chwilę potem znalazł się w moich rękach.
- To moja koszulka meczowa – wyjaśnił szybko, a ja rozłożyłam ubranie przed sobą – Nie mam niczego innego, w czym mogłabyś spać, a podejrzewam, że ty o piżamie też nie pomyślałaś.
Zaśmiałam się. To racja.
- Dziękuję – odezwałam się po chwili, odrywając wzrok od ogromnej koszulki z numerem 2 – Za wszystko.
Uniosłam kąciki ust ku górze i spojrzałam na niego z wdzięcznością. Ten jakby w transie, przyglądał się uważnie mojej twarzy i dopiero po dłuższej chwili odwzajemnił mój uśmiech.
- Miłych snów, Maju.
I zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, wyszedł z pomieszczenia z wyraźnym, szerokim uśmiechem na twarzy.
- Taki miałem zamiar – wstał od stołu i zbierając nasze talerze, posłał mi szeroki uśmiech.
- Pomogę ci – zaoferowałam się, ale nie minęła chwila, a rozdzwonił się mój telefon – Albo i nie – mruknęłam niezadowolona, grzebiąc w torebce za komórką.Mariusz.
- Jasna cholera – zaklęłam pod nosem po polsku.
- Heej – napomniał mnie natychmiastowo, na co ja posłałam mu pełne zdziwienia spojrzenie – Znam parę zwrotów po polsku, nie patrz tak krzywo na mnie.
Westchnęłam po raz kolejny i z niezadowoloną miną kliknęłam zieloną słuchawkę przy nazwie kontaktu dzwoniącego.
- Maja? Co z tobą? Powinnaś już dawno być, stało się coś? - przyjaciel bez zbędnych powitań zasypał mnie lawiną pytań.
- Powoli – zaczęłam, wstając od stołu. Chciałam znaleźć się jak najdalej od Paula, który bacznie obserwował i przysłuchiwał się mojej rozmowie – Jestem jeszcze w Rzeszowie.
- Jak to?
- Tak wyszło – przyznałam, kątem oka posyłając lekki uśmiech Lotmanowi. Od razu go odwzajemnił.
- Chyba nie rozumiem.
- Jestem z Paulem, wszystko jest okej – wypaliłam bez większego zastanowienia.
Długie milczenie po drugiej stronie utwierdziło mnie w przekonaniu, że chyba nie powinnam mu była tego mówić.
- Martwiłem się – w jego cichym głosie wyczułam nutę zawodu i rozczarowania.
- Przepraszam – westchnęłam ciężko, zagryzając wargę – Zaraz będę wyjeżdżać.
- Po prostu mogłaś dać znać, czekałem.
Niemiłe ukłucie w żołądku. Cień wyrzutów sumienia. Co jest ze mną.
- Zobaczymy się jutro na treningu – zakończył i dodał łagodnym tonem – Jedź ostrożnie Maja.
Nie zdążyłam powiedzieć czegokolwiek, a rozłączył się. Poczułam jak przepyszne spaghetti Lotmana staje się w moim żołądku dwa razy cięższe, niż było przed telefonem Wlazłego.
- Co się stało?
Zatroskany głos Lotmana, opierającego się o ścianę przedzielającą kuchnię i salon dobił mnie jeszcze bardziej.
- Muszę się zbierać – odparłam siląc się na zwyczajny ton i nikły uśmiech na twarzy.
- Wszystko okej? - pytał dalej, jakby ignorując moją odpowiedź.
Nie? Nic nie jest okej. Mimo mojego milczenia, brunet chyba poznał odpowiedź po moim nerwowym przygryzaniu dolnej wargi. Jak zawsze, cholera.
- Nie – odezwałam się po chwili – Zapomniałam, że jutro muszę być na treningu.
Po części przecież nie skłamałam. Tak?
- To przecież nie koniec świata – skwitował, siadając na krześle obok mnie.
- Wiem.
- Więc nie o to chodzi.
- Nie – przyznałam, błądząc wzrokiem po całym pomieszczeniu.
- Będzie dobrze – po chwili odezwał się i posłał mi ciepły uśmiech – Ale nie myśl sobie, że puszczę cię teraz do Bełchatowa.
Podniosłam zdziwiona wzrok i już otwierałam usta, aby szybko mu zaprzeczyć, kiedy jednak mnie uprzedził:
- Jest pierwsza w nocy i właśnie zaczął padać śnieg, więc nawet się ze mną nie sprzeczaj. Poza tym jesteś zmęczona po całym dniu...
- I tak poza tym, to ktoś mi ostatnio powiedział, że jestem dobrym kierowcą – syknęłam sarkastycznie, mrużąc oczy.
- A dobry kierowca musi być wyspany – uśmiechnął się szeroko, nie zwracając uwagi na mój ironiczny ton głosu – Chodź, pokażę ci pokój.
- Ty sobie żartujesz?
- Nie, ani trochę.
Założyłam ręce na piersiach i spojrzałam na niego politowanym wzrokiem.
- Paul, nie będę ci się zwalać na głowę, zapomnij.
- Nawet się nie wygłupiaj – powiedział stanowczo i wyciągnął w moim kierunku rękę – Idziesz, czy mam cię wziąć siłą?
Zaśmiałam się i wstałam z krzesła, chwytając wyciągniętą dłoń Amerykanina. Dlaczego ja się na to zgadzam. Po krótkiej chwili Lotman otwierał przede mną drzwi pokoju, w którym miałam spać.
- Nawet nie wiesz, jak mi jest strasznie głupio – westchnęłam, patrząc na dosyć pokaźną sypialnię. Puściłam ciepłą dłoń siatkarza, chociaż wcale nie miałam ochoty tego zrobić i siadłam na kraju łóżka.
- Daj spokój, Maja – odparł natychmiastowo, posyłając mi lekki uśmiech – Łazienka jest naprzeciwko, a właśnie...
Przerwał i podszedł do kremowo-brązowej szafy. Otworzył ją szybko i wyciągnął z niej jakiś czarny materiał, który chwilę potem znalazł się w moich rękach.
- To moja koszulka meczowa – wyjaśnił szybko, a ja rozłożyłam ubranie przed sobą – Nie mam niczego innego, w czym mogłabyś spać, a podejrzewam, że ty o piżamie też nie pomyślałaś.
Zaśmiałam się. To racja.
- Dziękuję – odezwałam się po chwili, odrywając wzrok od ogromnej koszulki z numerem 2 – Za wszystko.
Uniosłam kąciki ust ku górze i spojrzałam na niego z wdzięcznością. Ten jakby w transie, przyglądał się uważnie mojej twarzy i dopiero po dłuższej chwili odwzajemnił mój uśmiech.
- Miłych snów, Maju.
I zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, wyszedł z pomieszczenia z wyraźnym, szerokim uśmiechem na twarzy.
***
Czasami zdarza się tak, że na naszej drodze spotykamy kogoś wyjątkowego... Nie potrafisz go rozgryźć, a jednocześnie czujesz dziwną chęć... bycia blisko. Każdy z nas potrzebuje odskoczni. Ty też potrzebujesz. On też potrzebuje. Nawet nie wiecie, że z każdym wypowiedzianym słowem, zatracacie się jeszcze bardziej. Że brniecie w coś, czego nie potraficie zdefiniować. Mimo to ulegasz. On też. Będąc razem, nie zwracacie uwagi na nic dookoła. Dopiero kiedy światła gasną, drzwi się zamykają, a ty już nie słyszysz jego głosu i nie widzisz jego uśmiechu, zaczyna do ciebie docierać, co robisz.
Blondynka ostatni raz spojrzała w lustro i zgasiła światło. Dotknęła po raz ostatni jego koszulki i rzuciła się na łóżko, wtulając się w miękką poduszkę.
I dopiero kiedy do jej nozdrzy dobiegł przyjemny zapach męskich perfum Amerykanina, zdała sobie sprawę, że wcale nie chce wracać do Bełchatowa. Nie chce znowu mieć na głowie problemów Wlazłego, tych wszystkich tajemnic i niewyjaśnionych sytuacji.
To głupie. Rozum był w Rzeszowie, przy Paulu, z dala od tej całej chorej sytuacji. A serce... Serce zostało w Bełchatowie. Przy Mariuszu.
_______________
Znowu zawaliłam. Tym razem nie ze swojej winy. Dacie wiarę, że przez jedną, półgodzinną burzę, nie miałam internetu przez tydzień? Zabijcie mnie, ale nie mogę tego zrozumieć.
Następny rozdział w piątek.
Lotek uparciuch nie pozwolił jej odjechać. I tak ma być;D Wlazły jaki opiekuńczy, ale to dobrze, że się o nią martwi. Burze to jednak wredne są. Trwają godzinę czy więcej a potem ktoś prądu nie ma tydzień;(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;)
Lubię lubię lubię lubię, lubię to! :3 Martwi się! ;) ale Wlazły.. mh, to dziwna sytuacja.. :p Uzależniają się od siebie, to dobrzę! :D
OdpowiedzUsuńBurze są fajne <3 ...jak jestem z kimś :p
Klaudia ;)
Paul i Maja, Maja i Paul, i niech tak zostanie co? :3 :)
OdpowiedzUsuńLotek dobrze myśli że pojechać nie pozwolił ale dobrze że się Wlazły martwi. Skąd ja to znam że burza internet zrywa...Ostatnio tak waliło że ja się bać zaczęłam...
OdpowiedzUsuńxoxo K.
Lotek, jaki on sprytny. Zatrzymuje Maję, a później nie daje jej wyjechać. :) A gdy czytałam, że dał jej na noc koszulkę to w mojej głowie było coś takiego : awwwwwwwww *-* hahaha :) Sama końcóweczka bardzo intrygująca, czekam na kolejną cząstkę historii :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
volleyballinmyheart.blogspot.com
Super rozdział ;)
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że będzie z Lotmanem ;)
http://dzikaprzygodazsiatkowka.blogspot.com/ , zapraszam na 22 rozdział :) życzę udanego popołudnia i zajebistego wieczoru! :D
OdpowiedzUsuńWiesz, że cię kocham i nie lubię jednocześnie? Kocham za te rozdziały i nie lubie też za nie, bo masz siłe i ochote je pisać, bo jestes w miare systematyczna, a ja tak nie umiem. i CHOLERNIE cięzko mi sie odnaleźć i wrócić na bloga. Nie lubie Cie ;<<< ;* http://onethoughtinlife.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZapraszam na 1 rozdział na http://nie-poddawaj-sie-nigdy.blogspot.com/ .
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. ;)