Misiek miał stuprocentową rację. Zrozumiałam to dopiero o 3 nad ranem, siedząc na parapecie, bezcelowo wgapiając się w ciemną noc. Może wreszcie trzeba skończyć ten wyścig. Może rzeczywiście muszę się na chwilę zatrzymać. Popatrzeć, rozglądnąć się. Dostrzec. Moje życie przez ostatnie sześć lat było ciągłym wyścigiem. Zawsze jednak znajdowałam na to odpowiednie wyjaśnienie. Jestem przecież młoda. Jasne. Czy dobrze było mi się oszukiwać? Przyzwyczaiłam się. Łatwo jest się przyzwyczaić, kiedy żyjesz w poczuciu, że tylko to ci zostało. Oszukiwanie, ciągły wyścig. Gdzieś w tym próbujesz doszukiwać się szczęścia. Czy jest to w ogóle możliwe? Bywają przebłyski słońca. Bywają szczerze uśmiechy, pośród tysięcy zawistnych twarzy. Tylko, że zaraz po nich przychodzi burza. Burza wspomnień.
I choćbyś chciała, nie zatrzymasz ich.
***
Ledwo przytomna obudziłam się parę minut po 8. Błyskawicznie wykonałam telefon do Mariusza i Winiarskich, co by nie myśleli, że przepadłam czy zapomniałam o dzisiejszym poranku. W 10 minut udało mi się zatuszować nieprzespaną noc. Równo piętnaście po ósmej siedziałam już w czarnym land roverze Wlazłego.
- Wyglądasz jakbyś nie spała od tygodnia – usłyszałam.
Świetnie.
- Nie mogłam spać w nocy.
- Coś się stało? - przeniósł skupiony wzrok z jezdni na mnie.
Pokręciłam głową.
- Przecież widzę – usłyszałam po chwili milczenia jego cichy głos. Arek gdzieś na tylnym siedzeniu urządził sobie jeszcze chwilę drzemki przed pójściem do przedszkola.
- Po prostu nie mogłam zasnąć – powtórzyłam dobitnie, cedząc każdy wyraz dosyć nieprzyjemnie.
Nie odezwaliśmy się więcej ani razu. Wiedziałam, że źle zrobiłam, warcząc na Mariusza bez powodu. Dziesięć minut później podjechaliśmy pod dom Winiarskich, z którego od razu wybiegł dobrze mi znany sześcioletni blondyn.
- MAJA! - wrzasnął Oliwier, wskoczył mi na kolana i sprzedał soczystego buziaka w policzek. Mimowolnie posłałam w jego stronę szeroki uśmiech.
- Cześć, mój mężczyzno – zaśmiałam się i zmierzwiłam mu grzywkę.
Kątem oka zauważyłam, jak Wlazły posyła mi zdziwione spojrzenie.
- Cześć wujek! – zwrócił się Winiarski junior do naszego kierowcy.
W odpowiedzi siatkarz pokręcił ze zdumieniem głową, po czym uśmiechnął się pod nosem i skupił się na prowadzeniu.
Po 20 minutach i Arek i Oliwier byli już odstawieni do przedszkola i zerówki. Co do tego drugiego, to nie mam już żadnych wątpliwości, że jest dzieciakiem, który cokolwiek by nie zrobił i tak wywoła na mojej twarzy szczery, szeroki uśmiech. Szczególnie kiedy kazuje się odprowadzić pod same drzwi zerówki, po czym żąda buziaka i przytulenia na pożegnanie. Oczywiście na oczach wszystkich swoich kolegów. A, wspominałam jeszcze, że wymusił też na mnie, żebym to ja go dzisiaj odebrała po zajęciach? I mimo to i tak kocham tego dzieciaka najmocniej na świecie.
- Już wiem w jaki sposób poprawić ci humor – odezwał się nagle przyjmujący, odrywając wzrok od jezdni.
Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
- Po prostu trzeba ci podstawić pod nos młodego Winiara.
Parsknęłam śmiechem. Po chwili nie wiedzieć czemu, oboje śmialiśmy się jak dwójka nastoletnich przyjaciół. I przez krótką chwilę było naprawdę dobrze.
***
Minął tydzień. Cały, długi tydzień. W niedzielę po raz pierwszy od czasu wyjazdu miałam okazję zobaczyć Skrę w akcji. Wygrany mecz uczciliśmy z Mariuszem i Arkiem wieczornym wyjściem do kina. Mało ambitna bajka, którą wybraliśmy ze względu na Arka zdecydowanie wprowadziła nas w dobry humor.
Dzień później w klubie szybko rozeszła się informacja, że Vincić odchodzi, a jego miejsce zastąpi włoski rozgrywający – Boninfante. Będąc całym sercem za moimi Skrzatami, informacja ta oczywiście nie ominęła i mnie. Tego samego dnia wieczorem chłopcy wyjechali do Warszawy, na mecz z Politechniką.
Przyznam szczerze, że nie było wiele wolnego czasu. Nie wiem, czy odczuwali to siatkarze, ale ja na pewno tak. W każdym bądź razie – środowe, wieczorne spotkanie w warszawskim Torwarze było horrorem pod każdym względem. Politechnika nie po raz pierwszy pokazała, że jest czarnym koniem PlusLigi.
Ciężko mi się rozmawiało z Mariuszem po tym meczu. Ba. W ogóle mi się nie rozmawiało. Mało mówił, tłumaczył się zmęczeniem. Starałam się zrozumieć, chociaż gdzieś w głębi czułam, że tak naprawdę nie chce w rozmowie ze mną okazywać swojego smutku. Bo w końcu to na jego barki spadła odpowiedzialność za większość ataku, kiedy Atanasijević poszedł do kwadratu.
Siatkarze wrócili późno w nocy. Nie rozmawiałam z Mariuszem aż do czwartkowego południa, kiedy to przyszedł do mnie do domu. Jeśli myślicie, że wpadł na herbatę czy kawę, to jesteście w błędzie. Przyszedł dosłownie na 5 minut, tylko żeby się ze mną pożegnać. Wyjeżdżali do Gdańska na mecz z Lotosem, który również śledziłam przez pośrednictwo Polsat Sportu. Skrzaty pewnie wygrali 3:0, a statuetkę MVP zdobył Misiek, z czego strasznie się cieszyłam. Cieszyłam się także z tego, że w tym meczu Mariusz miał okazję wrócić na swoją nominalną pozycję. On zresztą też nie ukrywał radości. Tym razem nasza rozmowa telefoniczna po meczu wyglądała całkiem inaczej niż poprzednia. Ku mojemu zadowoleniu oczywiście.
Zadowolenie trwało jednak tylko do jego powrotu.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś o swoich plecach? - wystartowałam od razu, kiedy dzień później zobaczyliśmy się po jego powrocie.
Zdezorientowany, a jednocześnie zaskoczony spojrzał na mnie i już miał coś powiedzieć, kiedy go uprzedziłam.
- Skąd wiem? - zapytałam, wiedząc, że właśnie o to chciał on sam zapytać – Lecouna mi powiedział.
Założyłam ręce na piersiach i z wyczekiwaniem czekałam na jakikolwiek odzew z jego strony.
- Nie chciałem cię martwić.
- Boże, Mariusz... - jęknęłam.
Jestem tu dla ciebie. No już, może od razu mu to powiem. Skarciłam się w myślach.
- Dlaczego Daniel ci powiedział? - zapytał nagle siatkarz.
- A jak myślisz? - zapytałam retorycznie, bo chyba sam zrozumiał już powód Daniela - Znam twój organizm lepiej niż on. Rozmawiałam z nim i z resztą sztabu, zgodzili się, żebym to ja pomogła ci zlikwidować te bóle. Od ciebie tylko zależy, czy tego chcesz. Bo najwidoczniej nie, skoro mi nie powiedziałeś.
- Nie chciałem, żeby tak wyszło, że wiesz... - zaczął się nieporadnie tłumaczyć - Och, nieważne, dziękuję. Jesteś wspaniała - wyrzucił z siebie szybko, po czym przyciągnął mnie na swoje kolana i zamknął w mocnym uścisku.
Westchnęłam i wtuliłam się mocno w jego szyję, pachnącą moimi ulubionymi perfumami.
- A ty niemożliwy - ucięłam krótko i splotłam swoje dłonie na jego karku.
"Nie przytula się człowieka bez powodu."
***
- Jesteś pewna, że nie jest jeszcze zdrowy? - usłyszałam po raz kolejny, tym razem z ust Nawrockiego.
- W porządku - odezwał się po raz pierwszy prezes Piechocki - Zdrowie Mariusza jest ważniejsze.
- Boże, dziękuję - westchnęłam ciężko z nutą zadowolenia, że wreszcie ktoś stanął po mojej stronie.
Spotkanie z całym sztabem nie było takie proste, jak zakładałam. Jako jedyna przedstawicielka płci pięknej musiałam wypracować sobie dobre argumenty i zdobyć chociaż cień zaufania ze strony mężczyzn.
- W takim bądź razie kto zagra na ataku? Aleks jest w jeszcze gorszej sytuacji niż Mario. Zostaliśmy bez atakującego - drążył dalej trener.
- Będziemy musieli wziąć kogoś z młodych - odparł szybko, z pewnością w głosie drugi trener Skry - Maciek.
- Tomis nie jest nadzwyczaj wybitnie wymagającym przeciwnikiem - dodałam.
Nawrocki jednak cały czas niezadowolony marszczył czoło.
- Daj spokój, Jacek - zwrócił się Piechocki do coacha - Lepiej żeby Mario był zdrowy i w formie na mecz z Resovią. Z Tomisem sobie poradzimy. Więc przestań wreszcie marszczyć to czoło i bierz się za tworzenie składu.
Uśmiechnęłam się promiennie w stronę prezesa i rzuciłam Nawrockiemu spojrzenie pełne triumfu. Jestem okropną kobietą, wiem.
***
Mariusz początkowo nie mógł się pogodzić z tym, że mecz z Tomisem będzie musiał oglądać z trybun. O wszystko obwiniał oczywiście mnie. Każdy pewnie w mojej sytuacji śmiertelnie by się obraził, ja jednak zachowałam kamienną twarz i po prostu ignorowałam każde jego niemiłe słowo w moją stronę. Nawet gdyby to nie był Mariusz, to i tak bym nie pozwoliła takiemu komuś zagrać. A z racji tego, że TO JEST Mariusz - tym bardziej nie dam mu sposobności zagrania w tym meczu. I może płakać, wyklinać mnie, rzucać krzesłami - w meczu nie zagra.
- Mógłbyś wreszcie przestać się tak zachowywać? - zapytałam podniesionym głosem w środę rano, poirytowana kompletnym brakiem porozumienia z nim - Właśnie próbuję ci pomóc, a ty nawet zasranej ręki nie chcesz wyprostować!
Aleks, którego na stanowisku obok rehabilitował Lecouna, popatrzył na nas zdziwiony. Zresztą - wszyscy patrzyli na nas dziwnie, odkąd Mariusz dowiedział się o tym, że nie zagra i postanowił nie odzywać się do mnie.
- Przestań zachowywać się jak dziecko i zrozum wreszcie, że nie robisz mi łaski leżąc tutaj! - nie wytrzymując ciągnęłam dalej - Proszę bardzo, możesz iść, wrócić do Bełchatowa i poprosić swojego lekarza rodzinnego, żeby zaczął rehabilitować ci plecy! Prosiłam wszystkich, żeby pozwolili ci odpuścić dzisiejszy mecz, ale najwidoczniej źle zrobiłam. Mogłeś wyjść w wyjściowej szóstce i przy pierwszym wyskoku złapać skurcz, a potem nie grać przez 10 tygodniu. Mam cię w dupie, Wlazły, rób co chcesz, chciałam ci pomóc.
Kiedy skończyłam wylewać swoją złość, chwyciłam telefon, leżący obok i z hukiem wyszłam z naszego gabinetu. Pieprz się, Wlazły. Nie wszystko kręci się wokół ciebie.
____________________________________
Długo mnie nie było i zdaję sobie z tego sprawę. Pewnie nie byłoby mnie jeszcze dłużej, gdyby nie fakt, że od wczoraj leżę przykuta do łóżka z podejrzeniem zapalenia zatok. :( Nie polecam nikomu :) Głowę mi rozsadza, teraz jestem po paru tabletkach więc stwierdziłam, że wreszcie 'zepnę tyłek' i naskrobię dla Was rozdział.
Za niewiele ponad tydzień czekają mnie testy gimnazjalne. O ile oczywiście wcześniej nie wyląduję w szpitalu. Naprawdę, tyle tak beznadziejnym sytuacji na raz dawno mnie nie spotkało. A to wszystko przez to, że w szkole dosłownie 'katują' nas sprawdzianami z całego roku, powtórkami na oceny, zaliczeniami, które wywierają naprawdę mega presję (przynajmniej na mnie, bo zawsze zależało nauce) i mają niby prowadzić do utrwalenia wiadomości przed egzaminami (pozwólcie, że nie skomentuję, nie mam słów na sposób myślenia moich nauczycieli). Ale jestem dobrej nadziei! :) Trzymajcie mocno kciuki za mnie.
Cały czas myślę o akcji tego opowiadania. Jak widzicie - przyspieszyłam minimalnie, bo wydawało mi się, że ciągnę to niemiłosiernie długo. Za niedługi czas (może już w następnym rozdziale? :)) pojawi się nowa postać - siatkarz oczywiście, który odegra niemałą rolę w tej historii :)
Najśmieszniejsze jest jednak to, że pisząc rozdział, cały czas zmieniam pomysły i wszystko to, co mam zaplanowane w głowie zmienia się w jednej chwili. Po cichu powiem Wam, że wcale nie miałam w planach kłótni Wlazłego i Mai o ten mecz, ale tak jakoś wyszło i... Podoba mi się to! :D
Okej, kończę, bo znowu czuję niemiłe skurcze w okolicach skroni. Jeszcze raz proszę Was o trzymanie kciuków za mnie, na pewno się przyda!
Po testach, które teoretycznie (w mojej sytuacji) mam 23, 24 i 25 kwietnia liczę na to, że będę mogła publikować tutaj rozdziały regularnie :) Ba - jestem nawet przekonana o tym.
Uściski dla Was wszystkich, dzięki, że jesteście ♥
Pierwsza!
OdpowiedzUsuńBoże... jak ja się stęskniłam! Co chwilę wchodziłam i sprawdzałam, czy coś jest... i jest! I to jakie!
Cudo, a nie wpis :D
Mam nadzieję, że się pogodzą... i że będzie happy end.
Mały Winiar jest po prostu boski!
Pozdrawiam ;*
Jakie tam cudo, błagam Cię! A co do happy endu - daleko do tego! O ile oczywiście takowy będzie :>
UsuńJa nie wiem o co Mariuszowi chodzi, przecież Maja chciała i chce dla niego dobrze, a on takie fochy strzela, nie wiem co się z nim dzieje. Mam nadzieję, że po tym jak mu wygarnęła, to on się ogarnie i zacznie się do niej odzywać! Z facetami to tak zawsze no.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki zatem i pozdrawiam! :)
Mariusz jest totalnie nie do ogarnięcia, nawet dla mnie :p Ale spokojnie, myślę, że niedługo sprowadzę go na ziemię :)
UsuńDzięki kochana!
Kochana, kuruj się! Zdrowie najważniejsze, a dopiero potem wszystko inne ;) A testy na pewno pójdą Ci śpiewająco, jestem o ty przekonana ;)
OdpowiedzUsuńDziś wyjątkowo Mariusz mnie wkurzył. Cholera, Wlazły, zachowujesz się jak rozkapryszona pięciolatka! To ci nie pasuje, tam źle, tu jeszcze gorzej. Masz w dupie, że Maja się stara, zależy jej, że Misiek i reszta się martwią. Po co to wszystko, hm? Nie lepiej po prostu pogadać i wszystko wyłożyć kawa na ławę? Od czego ma się najlepszych przyjaciół? Strasznie mnie wkurzają ludzie, którzy robią w okół siebie wielkie halo, do tego "udając", że wszystko jest w porządku, a wszyscy z jego otoczenia zachodzą w głowę jak mu pomóc. Jak nie zepniesz dupy w troki, Mario, to znajdziesz się na mojej czarnej liście! ;p
A teraz serio- dziwię się, że Majka dopiero teraz wybuchła. I dobrze, że w ogóle to zrobiła, bo może w końcu do pana Zranione Uczucie coś wreszcie dojdzie. Oby prędko, bo dziewczyna też ma jakieś granice wytrzymałości.
Olika i Arka ubóstwiam :) O Miśku już mówiłam, ale jeszcze raz: uwielbiam go tu, takich przyjaciół ze świecą szukać!
Czekam na następny, buziaki, S. ;*
+ zapraszam na nienawiść pierwszą: http://nienawisc-od-kolyski.blogspot.com/
Pan Zranione Uczucie, jak to go trafnie określiłaś jest totalnie zagubiony i sam chyba nie do końca zdaje sobie sprawę ze swojego beznadziejnego zachowania. Ale myślę, że niedługo to się zmieni :) Ba - na pewno się zmieni.
UsuńMariusz niedługo zda sobie sprawę, że Maja nie będzie wiecznie 'latać' za nim :)
Dzięki! :*
Trzymam kciuki, i zdrowiej szybckutko!! :) Rozdzial podoba mi sie bardzo i zycze powodzenia w testach!!! :)
OdpowiedzUsuńDzięki, pewnie - poinformuję Cię :)
OdpowiedzUsuńRozdział boski jak zwykle i czekam na więcej ;0
OdpowiedzUsuńW wolnej chwili zapraszam również do mnie http://peryferiesiatkarskie.blog.pl/
Masz bardzo baaaaardzo fajnego bloga ;p
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie http://niezwyklespotkanie.blogspot.com/
Hej Hej kochana masz błąd w tekście, powinno być "każe" a nie "kazuje" 4/5 linijka, pod archiwum ;)
OdpowiedzUsuń"Szczególnie kiedy "kazuje" się odprowadzić pod same drzwi zerówki, po czym żąda buziaka i przytulenia na pożegnanie."
Pozdrawiam Zośka!!
P.S. Wspaniale blog się zapowiada!