niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział 4


- Maja? Boże, to ty? - wydukał szeptem.
Nie wiem, kiedy znalazłam się w jego ramionach. Poczułam tylko lekkie szarpnięcie, a potem silne ręce Wlazłego na mojej talii i plecach. Tak dobrze było poczuć zapomniane już dawno bezpieczeństwo, które zawsze dawały mi jego ramiona.
- Co tu robisz? Dlaczego nie powiedziałaś, że wracasz? Mogłaś... - zaczął wyrzucać z siebie, a ja 'odkleiłam' się od niego. Mimo to siatkarz nadal nie spuścił rąk z mojego ciała. I wcale mi to nie przeszkadzało.
- Wystarczyło by jakieś: „Jak dobrze cię widzieć, kochana przyjaciółko!”... - odparłam z przekąsem i pierwszy raz uśmiechnęłam się szeroko w jego stronę. Całe zdenerwowanie i stres magicznie wyparowały.
- Cudownie cię widzieć!
W momencie, kiedy Mariusz postanowił podzielić się ze mną swoją radością, kuchnia zawirowała na chwilę w moich oczach.
- Poooostaw mnie na ziemi! Wiesz, że tego nienawidzę! - krzyczałam, śmiejąc się równocześnie.
Po paru chwilach siatkarz uległ moim prośbom i postawił mnie na ziemi, nie próbując ukryć swojego śmiechu. Nie mogłam wytrzymać, i sama wybuchnęłam śmiechem, dołączając do niego.
- Nie mogę w to uwierzyć – uśmiech nie schodził mu z twarzy, nawet kiedy przestał się śmiać. Mi zresztą też.
- Nie myślałam, że będziesz się cieszył – zdobyłam się wreszcie i powiedziałam to, co chodziło mi po głowie.
Brunet zdziwiony uniósł brwi ku górze.
- Co ty wygadujesz, Maja? - odparł i uśmiechnął się szeroko – Jestem w szoku. Ale się cieszę. Jak cholera.
 Serce na chwilę mocniej mi zabiło. Cieszy się. I mówi to (chyba) szczerze.
- Masz ochotę na kurczaka z ananasem w sosie curry? - wypaliłam po chwili.
- Głupie pytanie! - odparł i obdarzył mnie kolejnym tego dnia (a właściwie to wieczoru) uśmiechem – Tylko wezmę prysznic, jestem za 5 minut.
- Nie wątpię – ucięłam, również z uśmiechem. To głupie, ale nie mogłam przestać się uśmiechać.
- Maja?
- No?
- Tylko obiecaj, że jak wrócę za 5 minut, to dalej tu będziesz.
I zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, wyszedł, zostawiając mnie w lekkim osłupieniu i zdziwieniu.

***

 Nic się nie zmienił. Może trochę pobladł na twarzy. Może pojawiły się na jego czole pierwsze zmarszczenia. Może gdzieś stracił tak dobrze zapamiętany przeze mnie błysk w oku. Może można było to tłumaczyć po prostu upływem czasu. Może. Ale nie na pewno.

***

- Ale pachnie – przyznał, wchodząc do kuchni.
- Jak zawsze – wzruszyłam ramionami i postawiłam na stole dwa talerze z daniem.
- Kiedy przyjechałaś? Zostajesz na stałe? - zaczął sypać pytaniami Wlazły.
- Powooli – przeciągnęłam końcówkę wyrazu i dodałam – Przyjechałam wczoraj.
- Zostajesz już w Polsce? - zapytał z nutą nadziei (?) w głosie.
Oczywiście, że nie.
- Nie wiem – odpowiedziałam mimo wszystko.
- Przyjechałaś do mamy?
Nie, idioto. Do ciebie. Dla ciebie.
- Właściwie to... - zaczęłam, gorączkowo zastanawiając się nad odpowiedzią – Dostałam wolne w pracy. Pomyślałam, że przyjadę na chwilę.
IDIOTKA! Zamiast pracy w Hiszpanii, szansy na nowe doświadczenia, przyleciałaś tutaj, do zbitej dechami Polski, żeby pomóc (w jakikolwiek sposób) przyjacielowi z młodości! Litości, Adamczyk, przestań ściemniać! Sprzedałam sobie w myślach ostrego kopa w tyłek.
- Chwilę? - dopytywał się.
Westchnęłam i siadłam razem z nim przy stole.
- Muszę tutaj załatwić parę spraw – odpowiedziałam, siląc się na obojętność.
Tak, parę spraw. Pierwsza – dowiedzieć się co się stało z „moim” Mariuszem i o co chodzi Paulinie. Druga – dowiedzieć się dlaczego. Trzecia – pomóc mu (właściwie to im), jak tylko będę w stanie.
Wspominałam już, że gdzieś pomiędzy tą krótką listą są jeszcze Winiarscy, mama i ludzie, z którymi bardzo chciałabym się zobaczyć? Chyba nie. Myślę, że Pliński zwariuje, jak zobaczy blond na mojej głowie. 6 lat temu chciał mnie zabić za czerwone pasemka.
- Opowiadaj lepiej, co u ciebie – umyślnie zmieniłam temat, przy okazji idąc w ślady siatkarza, który już pałaszował kurczaka, przyrządzonego przeze mnie.
- Po staremu.
I tyle? Spojrzałam wymownie na Wlazłego.
- Mam propozycję.
O, zaczyna się robić ciekawiej.
- Zaskocz mnie – odparłam i lekko się uśmiechnęłam.
- Skończymy jeść i przejdziemy się na spacer. Spokojnie pogadamy, okej? - brunet przeniósł wzrok na mnie.
- Okej – zgodziłam się, kiwając głową.
Chwila, czy to przypadkiem nie jest po prostu zwlekanie z odpowiedzią?

***

- Strasznie się zmieniłaś – usłyszałam w końcu.
W końcu, bo odkąd 5 minut temu wyszliśmy z domu, żadne z nas się nie odezwało.
- Chyba pierwszy raz w życiu widzę cię w wysokich butach – kontynuował.
A, czyli standardowo – wyładniałaś, przefarbowałaś włosy, zaczęłaś ubierać się jak kobieta. Znałam tą śpiewkę na pamięć. Liczyłam na coś ambitniejszego z jego strony. Zdecydowanie.
- To dobrze, czy źle? - zapytałam.
W odpowiedzi zaśmiał się i objął mnie ramieniem. Miło. I ciepło.
- Głupie pytanie – odparł – Swoją drogą, w życiu bym nie pomyślał, że się kiedykolwiek przefarbujesz. W dodatku na blond.
- Minęło 6 lat. Nie ganiam już po murawie przez 90 minut, nie trenuję 4 razy w tygodniu, nie ubieram się jak chłopak – wzruszyłam ramionami.
Nie chciałam o tym rozmawiać. Bo po co? Skończony rozdział. Skończony 6 lat temu.
- Tęsknisz za tym? - zapytał, przenosząc na mnie swój badawczy wzrok.
Okej, koniec tego.
- Albo mi się wydaje, albo to ja pierwsza zadałam pytanie, na które ty nie odpowiedziałaś – próbowałam wybrnąć z grząskiego terenu.
W odpowiedzi otrzymałam zmęczony uśmiech przyjmującego i westchnięcie.
- Nie wzdychaj mi tu, tylko opowiadaj.
Znowu cisza.
- Nie zapytasz, czemu nie odzywałem się 3 lata?
Yy. Aa.. Aha.
- Widocznie miałeś jakiś powód – odparłam zbita z tropu.
I znowu zamilknął.
- Nie odzywam się 3 lata, a ty nagle pojawiasz się w mojej kuchni, gotując kurczaka z ananasem.
Zaśmiałam się. To przecież było głupie i paradoksalne. Ale przecież prawdziwe.
- A ty zamiast odpowiedzieć mi prosto na pytanie 'co u ciebie', snujesz wywody – odparłam, uśmiechając się szeroko.

***

Nie tak wyobrażał sobie spotkanie z nią. Tak cholernie się zmieniła. Stanęła po prostu w jego kuchni i powiedziała najzwyczajniejsze w świecie 'cześć'. A on nie potrafił porozmawiać z nią tak, jak 6 lat temu. Mimo że cieszył się całym sobą, coś cholernie go blokowało.

***

- Poważnie?! Jak mogłaś! - fuknął z wyrzutem Wlazły.
Parsknęłam śmiechem. Oburzony Mariusz to widok, który uwielbiałam.
- Nie mogłam się powstrzymać i nie odwiedzić ich – odpowiedziałam – Wybaaacz, najukochańszy przyjacielu!
- A ten idiota milczał jak grób! Oj, ja go już dorwę! - burzył się dalej siatkarz – W dodatku na treningu szczerzył się do mnie jak mysz do sera. Urwę mu jutro głowę, przysięgam!
Śmiałam się w najlepsze.
- Jesteś nienormalny, Wlazły!
Rozmawiając właściwie o niczym nie mieliśmy problemu. Potrafił nadal żartować, burzyć się tak jak kiedyś... Mimo to nadal na pytanie 'co u ciebie' usłyszałam jedynie odpowiedź: „Nic nowego, treningi, treningi, treningi”. Odpuściłam, chcąc, żeby nasze pierwsze spotkanie po tylu latach nie było takie drętwe i przepełnione próbami szczerych rozmów.
- Wczoraj poznałam twojego Arka. Kochany! - stwierdziłam, obracając twarz w jego stronę.
- Byłaś u mnie w domu? - zapytał niepewnie.
Przytaknęłam.
- Czyli... widziałaś się też z Pauliną?
Jezu, Wlazły, co jest z tobą? Wytłumaczyć trzeba jak dziecku?
- No tak. Ale prosiłam, żeby nic ci o mnie nie mówiła – odparłam, uważnie się mu przyglądając.
Zacisnął usta w cienką linie i zmarszczył brwi.
- Twój pierworodny ochrzcił mnie jako Majcia.
Siatkarz rozchmurzył się od razu.
- Ma pomysły – mruknął pod nosem z uśmiechem – Okej, z Winiarskimi się już widziałaś, w moim domu byłaś, gdzie jeszcze zawitałaś, zanim raczyłaś się ze mną zobaczyć?
Takiego Mariusza lubiłam najbardziej. Bez owijania w bawełnę,  z uśmiechem na ustach.
- Chciałam jeszcze zobaczyć się z Plińskimi, ale coś czułam, że od razu by ci wygadali... A chciałam cię choć trochę zaskoczyć – wzruszyłam ramionami.
- Trochę? Jak wszedłem do kuchni, to pierwsze co przyszło mi na myśl, że jesteś jakąś fanką – odparł podniesionym, rozentuzjazmowanym głosem.
Prychnęłam pod nosem i uderzyłam go lekko w bok.
- Dzięki – mruknęłam, udając niezadowolenie.
W odpowiedzi przycisnął mnie jeszcze mocniej do swojego ramienia i zaśmiał się krótko.
- Daj spokój, Maja. W życiu nie pomyliłbym twoich oczu – uciął z uśmiechem, a ja poczułam, jak bardzo mi go brakowało.

***

- To co? Jakie plany na jutro? - zapytał, gdy stanęliśmy przed moim bełchatowskim  domem.
- Hm. Wstajesz o 8, idziesz na trening, potem wracasz, robisz obiad, odbierasz syna z przedszkola, spędzasz czas z rodziną i znowu idziesz na trening – kochałam się z nim drażnić.
Brązowooki uśmiechnął się tylko i spojrzał na mnie z politowaniem.
- Czyżbym zgadła?
- Pytam serio.
- Nie bądź cały czas taki bardzo serio! - odparłam, śmiejąc się.
Tamten westchnął i niespodziewanie przyciągnął mnie do siebie.
- Oj, Maja, Maja. Co ja z tobą mam.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Nie odpowiedziałam nic, bo po pierwsze – ramiona przyjmującego trzymały mnie w mocnym uścisku, a po drugie – po co? O wiele bardziej wolałam się nacieszyć jego obecnością i tym, że znowu jest przy mnie.
- Idź już, rano masz trening – odezwałam się w końcu, a siatkarz lekko poluzował uścisk.
- Może przejdziesz się ze mną? - zaproponował – Na ten popołudniowy rzecz jasna. Wiem, że jesteś śpiochem.
Uśmiechnęłam się szeroko i pokręciłam z niedowierzaniem głową. Czyli jednak jeszcze coś pamięta.
- Jeśli masz jakichś fajnych, nowych kolegów, to czemu nie.
- Tak, tak, Nawrocki na pewno się ucieszy, kiedy cię zobaczy – wywrócił oczami, na co ja się zaśmiałam.
- Leć już, bo prędzej mnie zabije, że przeze mnie jego zawodnik jest zmęczony – stwierdziłam – Dobranoc, Mariusz.
- Dobranoc, Mała.
 Ucałował mnie w czoło na pożegnanie i jeszcze raz przytulił do siebie. Boże, jak mi cholernie tego brakowało!
- Tak strasznie się cieszę, że jesteś tutaj – usłyszałam na koniec.


***

Oboje ruszyli w stronę swoich domów z mętlikiem w głowach. Oboje wiedzieli, że od tego wieczoru, już nic nie będzie takie samo. Że wszystko zacznie się zmieniać.

________________________________
Przepraszam Was za ten rozdział! :( Próbowałam coś zmienić, naprawdę, ale z każdą zmianą i tak było beznadziejnie.
Obiecuję, że się postaram, żeby następny nie był takim gniotem. I od razu mogę powiedzieć, że będzie w trochę innej formie, bo już zaczęłam go pisać :) Mam nadzieję, że Wam się spodoba i rozwieje chociaż trochę Wasze wątpliwości czy pytania.

Jestem cholernie szczęśliwa, dzięki dzisiejszej wygranej Skrzatów! <3 Jestem z nich mega dumna! I jutro trzymam kciuki 2 razy mocniej niż dziś :)

A właśnie. Mam straszne zaległości u Was - wiem. Po prostu przez weekend nie było mnie prawie w ogóle w domu. Dzisiaj ponadrabiam wszystko, bo (chyba!:P) nie mam dużo nauki na jutro. :)

Kiedy następny rozdział? Nie wiem, jak go skończę. Ciężko mi się też pisze, bo wybiłam sobie palca we czwartek :( Póki co mam niecałe 2 strony, tyle Wam mogę powiedzieć.

Na koniec powiem tylko, że strasznie się cieszę, widząc ciągle rosnącą liczbę wyświetleń! Dziękowałam Wam ostatnio za 1000, a teraz już jest prawie 2 razy więcej! :) DZIĘKUJĘ!
Komentujcie, krytykujcie - motywacja potrzebna jak cholera! :)

sobota, 16 lutego 2013

Rozdział 2


Widząc milczenie i zmieszanie Pauliny odezwałam się znowu.
- Po prostu powiedz wszystko, co ci leży na sercu. Chcę ci pomóc.
Kobieta oderwała wzrok od ściany, w którą intensywnie się przyglądała i przeniosła go na mnie.
- Nie umiem sobie z tym wszystkim poradzić.
Tyle. Jakby to miało mówić i wyjaśniać wszystko. Już miałam zachęcać ją do dalszego opowiadania, ale na szczęście obeszło się bez tego.
- Od wakacji czuję się jakbym nie miała męża – kontynuowała – Mariusz się strasznie zmienił. Rodzina nie jest już dla niego ważna.
- Czemu tak myślisz?
- Zawsze byliśmy my i siatkówka. Teraz jest siatkówka, cała reszta, a gdzieś na końcu my.
Kobieto, czy możesz zacząć mówić konkretnie?
- Mariusz zrobił się obojętny, oschły, uśmiecha się tylko do Arka, ewentualnie do kolegów z drużyny.
Słodki Jezu, to doprawdy poważny problem... Przeszło mi przez myśl, ale szybko odsunęłam te ironicznie myśli, z sympatii do Pauliny.
- Każdemu zdarzają się kryzysy w małżeństwie – odezwałam się spokojnie – Rozmawialiście szczerze?
- Próbowałam. Tylko, że to nie jest zwykły kryzys. To trwa od 3 lat, a od wakacji jesteśmy kompletnie obcymi dla siebie osobami...
- 3 lata? - syknęłam, mrużąc oczy.
- Pół roku po urodzeniu Arka radość i sielanka się skończyły.
- Nie rozumiem. Tak nagle się zmienił, tak nagle odechciało mu się być mężem i ojcem?
Brązowowłosa wzruszyła ramionami, nieustanie błądząc wzrokiem po pomieszczeniu.
- Myślę, że on po prostu sobie kogoś znalazł – usłyszałam to, czego najbardziej nie chciałam usłyszeć.
- Porozmawiam z nim. Po prostu z nim pogadam, bo naprawdę nie rozumiem co się między wami stało – stwierdziłam pewnie – Ale najpierw musisz mi dać adres do Winiarskich.

***

- Misiek? Powiedz mi, kochany, jesteś w domu? - odezwałam się do słuchawki, idąc szybkim krokiem przez bełchatowski park.
- Właśnie wróciłem z treningu, czemu pytasz?
- Cudownie, zaraz u was będę – ucięłam i rozłączyłam się zadowolona.
Sprawdziłam jeszcze godzinę i wrzuciłam telefon do torebki. Po paru chwilach stałam już przed (jak na Winiarskich przystało) przyjemnym domem jednorodzinnym. Nim zdążyłam podejść do drzwi i kulturalnie zadzwonić, o mało co nie zostałam zmiażdżona przez otwierane z rozmachem brązowe wrota.
- NIE WIERZĘ!!!!! - donośny krzyk Miśka momentalnie wywołał szeroki uśmiech na mojej twarzy.
- Ja też Winiarski, ja też – odparłam ze śmiechem, zmiażdżona tym razem w objęciach siatkarza.
- Co ty tutaj robisz?! Matko, czemu nie powiedziałaś, że przyjeżdżasz?! - wyrzucał z siebie niebieskooki – Taaaaaaaak tęskniłem!
- Michał, gdyby to nie była Majka, to bym cię ostro zdzieliła po głowie, przysięgam – usłyszałam roześmiany głos Dagi i jakimś cudem udało mi się wyswobodzić z uścisku przyjmującego.
- Kobieto, jak ty wyładniałaś! Pół Bełchatowa będzie się za tobą teraz oglądać! - dodała, ściskając mnie przyjaźnie.
- Litości Daga! - zaśmiałam się i cmoknęłam ją w policzek – Strasznie się cieszę, że was widzę. Straaaaaaasznie!
- Dobra, dobra, nie gadajmy na dworze, bo nie dość, że zimno jak cholera, to jeszcze ciemno - stwierdził nadzwyczaj mądrze Winiar i zaprosił mnie do środka.
Z szerokim uśmiechem, weszłam do środka i od razu po moim ciele rozlało się przyjemne ciepło.
- Oli! Zejdź na dół na sekundę! - krzyknęła donośnym głosem Daga.
- Nie wołaj go, może śpi – uznałam i zaczęłam zdejmować płaszcz.
- Zwariowałaś, Oli chodzi spać później niż my – odparła kobieta, wywracając oczami.
- Nie wnikam, co robi – skomentowałam.
W odpowiedzi Winiarscy zaśmiali się.
- Mamoo, właśnie ogrywałem Real 10 do zera! - usłyszałam, i przeniosłam wzrok na schody.
Powolnym krokiem po drewnianych schodach schodził mały chłopiec z dłuższymi blond włosami. Po chwili stwierdziłam, że jest mini wersją Michała. Ewidentnie. A kiedy spojrzał na mnie zdziwionymi, niebieskimi oczkami, utwierdziłam się w tym przekonaniu.
- Cześć Oliwier – wypaliłam od razu i przykucnęłam, wyciągając tym samym rękę w jego stronę – Jestem Maja.
- Tata, to ta opiekunka co mi ją kiedyś obiecałeś? - zapytał malec, a ja uśmiechnęłam się do Winiarskiego.
- To jest ciocia Maja, nie żadna opiekunka, młody – odparł mężczyzna i zmierzwił synowi włosy – A teraz przywitaj się z ciocią tak, jak cię uczyłem.
To, co zrobił po tych słowach młody Winiarski totalnie zwaliło mnie z nóg! Pierwszy raz od długiego czasu osobnik płci przeciwnej mnie onieśmielił. I to w dodatku 6-latek.
Oliwier Winiarski ujął w swoją malutką rękę moją dłoń i delikatnie ją ucałował. To zdecydowanie nie było do ogarnięcia. Mimo wszystko zaskoczona wyszczerzyłam się szeroko do malca i do jego rodziców.
- Jak będziesz tak każdą dziewczynę witać, to każda jest twoja, Oli – stwierdziłam, śmiejąc się.
- Ty też? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Ja już cała jestem twoja – odparłam, cały czas się uśmiechając.
- To super. Zawsze chciałem mieć taką ładną dziewczynę.
Razem z Winiarskimi wybuchnęłam śmiechem. Boże, uwielbiam tą rodzinę!

***

- Mówisz poważnie? Paulina do ciebie zadzwoniła? - dopytywali się na zmianę Winiarscy.
Kiwnęłam po raz setny głową.
- Co w tym dziwnego, że zadzwoniła? - zmarszczyłam czoło, lekko znużona ich długim niedowierzaniem.
- Mówiłaś, że zerwałaś kontakt z Mariuszem – głęboko zamyśliła się Daga.
- Nie mogłam wiecznie dzwonić do niego, pisać, dzwonić na skypie. Skoro on nie chciał już ze mną utrzymywać kontaktu, to przecież nie będę go prosić – mruknęłam i poczułam niemiłe ukłucie gdzieś w środku.
- Kiedyś mi powiedział, że ciężko mu jest z tobą rozmawiać, kiedy wie, że pewnie nigdy już nie wrócisz do Polski – wypłynęło z ust Miśka.
- Marne wytłumaczenie – stwierdziłam błyskawicznie – Nigdy mu nie powiedziałam, że nie wrócę już do Polski. Mówiłam, że dobrze mi w USA, głównie ze względu na fajną pracę.
- Wiesz jaki jest... - zaczęła Daga, ale jej szybko przerwałam.
- Co się z nim stało? Ostatnio rozmawiałam z nim jakieś 3 lata temu. Nie wiem, czemu Paulina zadzwoniła wtedy akurat do mnie. Kompletnie nie rozumiem całej tej sytuacji.
Para po tych słowach zamilkła i posłała sobie szybkie, zmieszane spojrzenie.
- Za bardzo nie wiemy, jak ci to wytłumaczyć...
Po wstępie Dagi, Michał szybko przejął inicjatywę.
- Przyjaźnię się z Mariuszem dalej, tak samo jak wtedy, kiedy wyjeżdżałaś. Zresztą Daga też – obrócił twarz w stronę żony, na co ona przytaknęła – Ale z Pauliną... Jesteśmy trochę dalej od siebie.
- Dużo, dużo dalej, Misiek – poprawiła męża, Daga.
- No i? - zapytałam poirytowana.
Ludzie, co z wami! Dlaczego nikt nie może mi czarno na białym przedstawić całego tego zamieszania wokół Mariusza i Pauliny?!  Prychnęłam pod nosem. Nic prostego w życiu, Adamczyk. No tak.
- Najlepiej by było, jakbyś po prostu porozmawiała z Mariuszem – westchnęła Daga i spojrzała wyczekująco na męża. Ten jednak uporczywie nad czymś myślał.
- Łatwiej by było, gdybym wiedziała o co w tym wszystkim chodzi – burknęłam trochę niezadowolona.
- Lepiej by było, gdybyś się tego dowiedziała od niego – odezwał się wreszcie Misiek – W końcu to ty przyjaźniłaś się z nim od podstawówki.
- Przyjaźniłam, Misiek, no właśnie...
- Kiedy zamierzasz się z nim zobaczyć? - przerwała mi momentalnie i rzeczowo Daga.
Westchnęłam i odruchowo wyłamałam palce.
- Jutro – odparłam – Jutro wieczorem.

_____________________________________
Nudne jak flaki z olejem! Ale nie od razu Mariusz musi być, nie od razu wszystko musi się wyjaśniać :) Następny rozdział jest już gotowy i tylko od was zależy, kiedy się pojawi. Uwaga, uwaga - ma 4 strony w Wordzie, więc jest dość długi :)

Zostałam nominowana do Liebster Award, zajmę się tym albo dzisiaj wieczorem, albo jutro. A przynajmniej mam taką nadzieję. Bardzo dziękuję za to wyróżnienie Winiarowej :) 

Dziękuję za wszystkie komentarze i wyświetlenia!

poniedziałek, 11 lutego 2013

Rozdział 1


Po 12 godzinach lotu i 5 godzinach spędzonych w autobusach, wreszcie dane było mi zobaczyć tak dobrze niegdyś mi znaną bełchatowską okolicę. Jednak wystarczyło 6 lat nieobecności i wszystko tutaj wydawało mi się kompletnie obce i inne. Rozglądnęłam się niepewnym wzrokiem po bełchatowskim dworcu. Dochodziła 19, temperatura z pewnością zeszła poniżej 0 stopni, a ja w mojej cienkiej marynarce i 12-centymetrowych szpilkach właśnie zaczęłam to odczuwać. Ale w końcu... Był koniec listopada. Czego można było się spodziewać? Karząc się po raz kolejny w myślach za swoją głupotę, wyciągnęłam telefon z torebki i wybrałam ostatni wybierany numer.
- Tak?
- Paulina, właśnie dotarłam na dworzec, mogłabyś mi wysłać adres sms-em? 
- Nie wygłupiaj się, zaraz po ciebie podjadę – usłyszałam w odpowiedzi.
- To ty się nie wygłupiaj, pamiętam jeszcze czym są autobusy miejskie. Czekam na sms-a – odparłam pewnie i rozłączyłam się.
Niezaprzeczalnym faktem było to, że zawsze stawiałam na swoim. Tak też stało się i tym razem, kiedy po paru sekundach usłyszałam dźwięk nadchodzącego sms-a. Podmiejska 11. Błyskawicznie sprawdziłam drogę, w czym pomogło mi niezawodne Google Maps. Na moje szczęście, okazało się, że to jedynie 200 metrów stąd, z czego byłam niezmiernie zadowolona, bo wcale nie miałam ochoty tachać swojej walizki przez pół miasta. 
 Po 5 minutach byłam na miejscu. Całkiem prosta droga, całkiem ładna okolica, idealnie pasująca do trybu życia państwa Wlazłych. Stanęłam przed średniej wielkości domem jednorodzinnym z numerem 11. Kompletnie nie wiedziałam czego się spodziewać, jednak bez większego zastanowienia stanęłam pod drzwiami i zadzwoniłam dwa razy dzwonkiem. Modliłam się tylko, aby nie otworzył mi On. Usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza. Zacisnęłam dłoń na rączce mojej walizki.
- Maja – w sekundzie znalazłam się w mocnym uścisku pani Wlazły.
 Tylko tyle od niej usłyszałam. Objęłam ją delikatnie i uśmiechnęłam się pod nosem. Nie potrzebne były słowa. Po chwili przywitania, wypuściła mnie z objęć i przepuściła w drzwiach. Rozglądnęłam się dookoła. Zwyczajny dom. Zbyt zwyczajny jak na Mariusza. Od razu przeszło mi przez myśl.
- Nowy Jork ci służy – usłyszałam cichy głos kobiety.
Spojrzałam na nią. Nie wyglądała jak Paulina sprzed 6 lat. Gołym okiem zauważyłam jej zmęczoną twarz, ukrytą pod maską makijażu, czy smutne oczy, które chciała zatuszować słabym uśmiechem.
- Od dawna tu mieszkacie? - zapytałam, ignorując jej uwagę.
- 3 miesiące – odparła sucho.
- Dlaczego... 
- Porozmawiajmy normalnie, przy kubku herbaty, dobrze? - przerwała mi, po raz kolejny obdarowując mnie zmęczonym uśmiechem.
- W porządku – odparłam krótko, zdając sobie sprawę, że wystartowałam za szybko - Gdzie masz Arka? - zapytałam, zmieniając temat.
- Ogląda telewizor w salonie, mówiłam mu o tobie.
Kolejna zwięzła i aż nazbyt rzeczowa odpowiedź ze strony pani Wlazły. Kolejny raz poczułam, że tak łatwo nie załatwię tego, co mam załatwić. 
Po rozpłaszczeniu się, zostawiłam mój bagaż tuż koło drewnianych schodów i za Pauliną udałam się korytarzem w stronę jedynego oświetlonego pomieszczenia. Porażał mnie kompletny brak życia w tym domu.
- Aruś, popatrz, ciocia Maja przyjechała.
Spojrzałam na chłopca, który właśnie oderwał się od oglądania Boba Budowniczego. Przykucnęłam.
- Cześć, przystojniaku – odezwałam się z szerokim uśmiechem do malca, wyciągając w jego kierunku rękę.
Blondynek niepewnie wstał z dywanu i podszedł do mnie. 
- Przywitaj się z ciocią – rzuciła w jego stronę Paulina, bacznie przyglądając się całej sytuacji z boku.
- Mas takie wlosy jak ja – usłyszałam z ust małego Wlazłego. Zaciumkał przy tym charakterystycznie, po czym podał mi swoją małą rączkę.
Zaśmiałam się krótko.
- Tylko, że wiesz, twoje są ładniejsze – stwierdziłam ze śmiechem, ściskając krótko jego rączkę – Bo ja swoje muszę farbować.
- Malujes wlosy falbą? - zapytał zdziwiony, po raz kolejny wywołując u mnie rozbawienie i zdziwienie swoją odwagą.
- Pewnie. Jak będziesz chciał, to kiedyś możesz mi pomalować – odparłam i pogłaskałam go po czubku głowy.
W odpowiedzi malec pokazał szereg swoich malutkich mleczaków. Uroczy.
- Mam coś dla ciebie – rzekłam po chwili i wyciągnęłam zza siebie zabawkę, wcześniej kupioną w NY z myślą o nim.
- Co się mówi? - napomniała go Paulina.
- Dzięki ciocia – zaciumkał jeszcze raz mały i szybko zajął się nową zabawką.
- Chodź do kuchni – odezwała się brunetka i zostawiając syna, wyszła z salonu. Uśmiechnęłam się jeszcze raz do malca i wyszłam razem za nią z pomieszczenia.
- Opowiadaj – powiedziałam krótko, siadając przy stole.
Kobieta westchnęła i zabrała się za robienie herbaty. Objęłam w tym czasie wzrokiem całą kuchnię.
- Żarówka wam się wypaliła – mruknęłam, bardziej do siebie.
- Jestem cały czas zabiegana, a Mariuszowi to chyba nie za bardzo przeszkadza – pospieszyła mi z odpowiedzią Paulina.
Co, przepraszam? Jak znam Mariusza to szału dostaje od tych egipskich ciemności, a nie mu to nie przeszkadza.
- Podobno już nie pracujesz – zaczęłam, najspokojniej jak umiałam.
- Skąd wiesz? 
- Utrzymywałam kontakt z Pliną i Miśkiem. No i z mamą. Coś wspominali – odparłam, siląc się na obojętność. W rzeczywistości bardzo chciałam rozwinąć ten temat. Bo niby z jakiego powodu Paulina zrezygnowała z pracy blisko swojego ukochanego męża? W dodatku z bardzo dobrze płatnej pracy, na miejscu?
- Zwolniłam się – usłyszałam i przeniosłam zdziwiony wzrok na brunetkę.
- Żartujesz sobie? 
Tym razem nie otrzymałam odpowiedzi. Oparłam łokcie na stole i przyłożyłam palce do skroni. Dość męcząca podróż i cholernie dziwny stan rzeczy, który zastałam u Wlazłych dały się we znaki. 
- Chcesz cytryny? - kobieta postawiła przede mną dość spory kubek gorącej herbaty.
- Paulina, siadaj – powiedziałam rzeczowo, ignorując jej pytanie.
Dosyć zrezygnowana usiadła na wysokim krześle naprzeciwko mnie, ciągle unikając mojego wzroku.
- Co tu jest grane? - zapytałam.

___________________________________________

Tak, tak, jestem zła, kończąc w takim momencie. Wiem, że dość krótko, następny rozdział jest już prawie napisany, dłuższy niż ten.

Jeśli to czytasz, to zostaw komentarz, dopiero zaczynam i motywująca jest każda opinia :)



sobota, 9 lutego 2013

Prolog

Doskonale pamiętam tą rozmowę. Pamiętam rozmowę, przez którą właśnie teraz siedzę w samolocie zmierzającym na lotnisko w Warszawie. 

Kompletnie wykończona po całonocnym obrabianiu zdjęć z Gali MTV, padłam na łóżko. Ostatni raz spojrzałam na zegarek, stojący na szafce nocnej. 5:27. Przez szklane drzwi balkonowe zaczęło wdzierać się świtające słońce. Jęknęłam, ale nie miałam siły wstać, aby przysłonić szybę. Westchnęłam ostatni raz ciężko i odpłynęłam w krainę snów.
A przynajmniej tak mi się wydawało. 

Po raz kolejny spojrzałam bezmyślnie w samolotową szybę. Chciałam już wylądować. Chciałam załatwić szybko tą sprawę i wrócić do swojego normalnego życia. Do życia w USA.
W głębi duszy obawiałam się jednak, że to wcale nie pójdzie tak szybko, jak bym chciała.

Nie minęła chwila, a rozdzwonił się mój telefon. Przez myśl przeszło mi tylko: 5:30, kto do cholery zapomniał o strefach czasowych? Po omacku odszukałam telefon i nie patrząc na wyświetlacz, odruchowo odebrałam.

Wcale nie chciałam tutaj wracać. Nie chciałam wracać do miejsca, które odebrało mi wszystko, co miałam w życiu. 

- Maja? Majuś, proszę cię, pomóż mi... - usłyszałam płaczliwy głos w słuchawce.
Gwałtownie zerwałam się z łóżka.
- Paulina? - wydukałam zdziwiona i jednocześnie zaniepokojona tonem jej głosu.
- Majuś, błagam cię, wróć.. Proszę cię, przyjedź tutaj i zrób coś... Ja już tak dłużej nie mogę...

I tak się zaczęło.

_____________________________________________________
no to zaczynam
postanowiłam opublikować po raz pierwszy moje wypociny, a co z tego będzie - czas pokaże :)
+ jestem pierwszy raz na blogspocie, nie ogarniam tu jeszcze wielu rzeczy, także proszę póki co o wyrozumiałość :)

pierwszy rozdział pojawi się po weekendzie
 myślę, że we wtorek

Informuję

Jeśli chcesz być informowany o nowych rozdziałach napisz pod tym postem, bądź pod najnowszym rozdziałem.


http://lonely-moths.blogspot.com/
Wiki - 23169045
http://jedyne-slonce-tej-pory.blogspot.com/
http://back-to-love-one-step.blogspot.com/ 
http://wlochy-to-moj-nowy-dom.blogspot.com/
http://zeby-zyc-trzeba-grac.blogspot.com/
naranja-vb.blogspot.com
http://volleyballinmyheart.blog.pl/
http://bowoczachjestwszystko.blogspot.com
Anka M, 39670333
http://mikasa-i-gra.blogspot.it/
http://dzikaprzygodazsiatkowka.blogspot.com/
http://mydlo--powidlo.blogspot.com/
Lynx, 33224314

Piosenka przewodnia

Piosenką przewodnią opowiadania jest utwór Bracia - Nad przepaścią

Bohaterowie

Na czas zawrócić nas
Zmienić zdarzeń bieg
Gdy rozpędzeni gnamy wbrew przestrogom?

Próbujesz zmieniać mnie 
czy chcesz, bym udawał
z dnia na dzień, był innym kimś?


Chcę tylko czuć, że cię mam przy sobie.


oraz:
Paulina Wlazły,
Arek Wlazły
Michał Winiarski,
Dagmara Winiarska,
Oliwier Winiarski,
Beata Adamczyk,
drużyna Skry Bełchatów i inni siatkarze