- Maja? Boże, to ty? - wydukał szeptem.
Nie wiem, kiedy znalazłam się w jego ramionach. Poczułam tylko lekkie szarpnięcie, a potem silne ręce Wlazłego na mojej talii i plecach. Tak dobrze było poczuć zapomniane już dawno bezpieczeństwo, które zawsze dawały mi jego ramiona.
- Co tu robisz? Dlaczego nie powiedziałaś, że wracasz? Mogłaś... - zaczął wyrzucać z siebie, a ja 'odkleiłam' się od niego. Mimo to siatkarz nadal nie spuścił rąk z mojego ciała. I wcale mi to nie przeszkadzało.
- Wystarczyło by jakieś: „Jak dobrze cię widzieć, kochana przyjaciółko!”... - odparłam z przekąsem i pierwszy raz uśmiechnęłam się szeroko w jego stronę. Całe zdenerwowanie i stres magicznie wyparowały.
- Cudownie cię widzieć!
W momencie, kiedy Mariusz postanowił podzielić się ze mną swoją radością, kuchnia zawirowała na chwilę w moich oczach.
- Poooostaw mnie na ziemi! Wiesz, że tego nienawidzę! - krzyczałam, śmiejąc się równocześnie.
Po paru chwilach siatkarz uległ moim prośbom i postawił mnie na ziemi, nie próbując ukryć swojego śmiechu. Nie mogłam wytrzymać, i sama wybuchnęłam śmiechem, dołączając do niego.
- Nie mogę w to uwierzyć – uśmiech nie schodził mu z twarzy, nawet kiedy przestał się śmiać. Mi zresztą też.
- Nie myślałam, że będziesz się cieszył – zdobyłam się wreszcie i powiedziałam to, co chodziło mi po głowie.
Brunet zdziwiony uniósł brwi ku górze.
- Co ty wygadujesz, Maja? - odparł i uśmiechnął się szeroko – Jestem w szoku. Ale się cieszę. Jak cholera.
Serce na chwilę mocniej mi zabiło. Cieszy się. I mówi to (chyba) szczerze.
- Masz ochotę na kurczaka z ananasem w sosie curry? - wypaliłam po chwili.
- Głupie pytanie! - odparł i obdarzył mnie kolejnym tego dnia (a właściwie to wieczoru) uśmiechem – Tylko wezmę prysznic, jestem za 5 minut.
- Nie wątpię – ucięłam, również z uśmiechem. To głupie, ale nie mogłam przestać się uśmiechać.
- Maja?
- No?
- Tylko obiecaj, że jak wrócę za 5 minut, to dalej tu będziesz.
I zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, wyszedł, zostawiając mnie w lekkim osłupieniu i zdziwieniu.
***
Nic się nie zmienił. Może trochę pobladł na twarzy. Może pojawiły się na jego czole pierwsze zmarszczenia. Może gdzieś stracił tak dobrze zapamiętany przeze mnie błysk w oku. Może można było to tłumaczyć po prostu upływem czasu. Może. Ale nie na pewno.
***
- Ale pachnie – przyznał, wchodząc do kuchni.
- Jak zawsze – wzruszyłam ramionami i postawiłam na stole dwa talerze z daniem.
- Kiedy przyjechałaś? Zostajesz na stałe? - zaczął sypać pytaniami Wlazły.
- Powooli – przeciągnęłam końcówkę wyrazu i dodałam – Przyjechałam wczoraj.
- Zostajesz już w Polsce? - zapytał z nutą nadziei (?) w głosie.
Oczywiście, że nie.
- Nie wiem – odpowiedziałam mimo wszystko.
- Przyjechałaś do mamy?
Nie, idioto. Do ciebie. Dla ciebie.
- Właściwie to... - zaczęłam, gorączkowo zastanawiając się nad odpowiedzią – Dostałam wolne w pracy. Pomyślałam, że przyjadę na chwilę.
IDIOTKA! Zamiast pracy w Hiszpanii, szansy na nowe doświadczenia, przyleciałaś tutaj, do zbitej dechami Polski, żeby pomóc (w jakikolwiek sposób) przyjacielowi z młodości! Litości, Adamczyk, przestań ściemniać! Sprzedałam sobie w myślach ostrego kopa w tyłek.
- Chwilę? - dopytywał się.
Westchnęłam i siadłam razem z nim przy stole.
- Muszę tutaj załatwić parę spraw – odpowiedziałam, siląc się na obojętność.
Tak, parę spraw. Pierwsza – dowiedzieć się co się stało z „moim” Mariuszem i o co chodzi Paulinie. Druga – dowiedzieć się dlaczego. Trzecia – pomóc mu (właściwie to im), jak tylko będę w stanie.
Wspominałam już, że gdzieś pomiędzy tą krótką listą są jeszcze Winiarscy, mama i ludzie, z którymi bardzo chciałabym się zobaczyć? Chyba nie. Myślę, że Pliński zwariuje, jak zobaczy blond na mojej głowie. 6 lat temu chciał mnie zabić za czerwone pasemka.
- Opowiadaj lepiej, co u ciebie – umyślnie zmieniłam temat, przy okazji idąc w ślady siatkarza, który już pałaszował kurczaka, przyrządzonego przeze mnie.
- Po staremu.
I tyle? Spojrzałam wymownie na Wlazłego.
- Mam propozycję.
O, zaczyna się robić ciekawiej.
- Zaskocz mnie – odparłam i lekko się uśmiechnęłam.
- Skończymy jeść i przejdziemy się na spacer. Spokojnie pogadamy, okej? - brunet przeniósł wzrok na mnie.
- Okej – zgodziłam się, kiwając głową.
Chwila, czy to przypadkiem nie jest po prostu zwlekanie z odpowiedzią?
***
- Strasznie się zmieniłaś – usłyszałam w końcu.
W końcu, bo odkąd 5 minut temu wyszliśmy z domu, żadne z nas się nie odezwało.
- Chyba pierwszy raz w życiu widzę cię w wysokich butach – kontynuował.
A, czyli standardowo – wyładniałaś, przefarbowałaś włosy, zaczęłaś ubierać się jak kobieta. Znałam tą śpiewkę na pamięć. Liczyłam na coś ambitniejszego z jego strony. Zdecydowanie.
- To dobrze, czy źle? - zapytałam.
W odpowiedzi zaśmiał się i objął mnie ramieniem. Miło. I ciepło.
- Głupie pytanie – odparł – Swoją drogą, w życiu bym nie pomyślał, że się kiedykolwiek przefarbujesz. W dodatku na blond.
- Minęło 6 lat. Nie ganiam już po murawie przez 90 minut, nie trenuję 4 razy w tygodniu, nie ubieram się jak chłopak – wzruszyłam ramionami.
Nie chciałam o tym rozmawiać. Bo po co? Skończony rozdział. Skończony 6 lat temu.
- Tęsknisz za tym? - zapytał, przenosząc na mnie swój badawczy wzrok.
Okej, koniec tego.
- Albo mi się wydaje, albo to ja pierwsza zadałam pytanie, na które ty nie odpowiedziałaś – próbowałam wybrnąć z grząskiego terenu.
W odpowiedzi otrzymałam zmęczony uśmiech przyjmującego i westchnięcie.
- Nie wzdychaj mi tu, tylko opowiadaj.
Znowu cisza.
- Nie zapytasz, czemu nie odzywałem się 3 lata?
Yy. Aa.. Aha.
- Widocznie miałeś jakiś powód – odparłam zbita z tropu.
I znowu zamilknął.
- Nie odzywam się 3 lata, a ty nagle pojawiasz się w mojej kuchni, gotując kurczaka z ananasem.
Zaśmiałam się. To przecież było głupie i paradoksalne. Ale przecież prawdziwe.
- A ty zamiast odpowiedzieć mi prosto na pytanie 'co u ciebie', snujesz wywody – odparłam, uśmiechając się szeroko.
***
Nie tak wyobrażał sobie spotkanie z nią. Tak cholernie się zmieniła. Stanęła po prostu w jego kuchni i powiedziała najzwyczajniejsze w świecie 'cześć'. A on nie potrafił porozmawiać z nią tak, jak 6 lat temu. Mimo że cieszył się całym sobą, coś cholernie go blokowało.
***
- Poważnie?! Jak mogłaś! - fuknął z wyrzutem Wlazły.
Parsknęłam śmiechem. Oburzony Mariusz to widok, który uwielbiałam.
- Nie mogłam się powstrzymać i nie odwiedzić ich – odpowiedziałam – Wybaaacz, najukochańszy przyjacielu!
- A ten idiota milczał jak grób! Oj, ja go już dorwę! - burzył się dalej siatkarz – W dodatku na treningu szczerzył się do mnie jak mysz do sera. Urwę mu jutro głowę, przysięgam!
Śmiałam się w najlepsze.
- Jesteś nienormalny, Wlazły!
Rozmawiając właściwie o niczym nie mieliśmy problemu. Potrafił nadal żartować, burzyć się tak jak kiedyś... Mimo to nadal na pytanie 'co u ciebie' usłyszałam jedynie odpowiedź: „Nic nowego, treningi, treningi, treningi”. Odpuściłam, chcąc, żeby nasze pierwsze spotkanie po tylu latach nie było takie drętwe i przepełnione próbami szczerych rozmów.
- Wczoraj poznałam twojego Arka. Kochany! - stwierdziłam, obracając twarz w jego stronę.
- Byłaś u mnie w domu? - zapytał niepewnie.
Przytaknęłam.
- Czyli... widziałaś się też z Pauliną?
Jezu, Wlazły, co jest z tobą? Wytłumaczyć trzeba jak dziecku?
- No tak. Ale prosiłam, żeby nic ci o mnie nie mówiła – odparłam, uważnie się mu przyglądając.
Zacisnął usta w cienką linie i zmarszczył brwi.
- Twój pierworodny ochrzcił mnie jako Majcia.
Siatkarz rozchmurzył się od razu.
- Ma pomysły – mruknął pod nosem z uśmiechem – Okej, z Winiarskimi się już widziałaś, w moim domu byłaś, gdzie jeszcze zawitałaś, zanim raczyłaś się ze mną zobaczyć?
Takiego Mariusza lubiłam najbardziej. Bez owijania w bawełnę, z uśmiechem na ustach.
- Chciałam jeszcze zobaczyć się z Plińskimi, ale coś czułam, że od razu by ci wygadali... A chciałam cię choć trochę zaskoczyć – wzruszyłam ramionami.
- Trochę? Jak wszedłem do kuchni, to pierwsze co przyszło mi na myśl, że jesteś jakąś fanką – odparł podniesionym, rozentuzjazmowanym głosem.
Prychnęłam pod nosem i uderzyłam go lekko w bok.
- Dzięki – mruknęłam, udając niezadowolenie.
W odpowiedzi przycisnął mnie jeszcze mocniej do swojego ramienia i zaśmiał się krótko.
- Daj spokój, Maja. W życiu nie pomyliłbym twoich oczu – uciął z uśmiechem, a ja poczułam, jak bardzo mi go brakowało.
***
- To co? Jakie plany na jutro? - zapytał, gdy stanęliśmy przed moim bełchatowskim domem.
- Hm. Wstajesz o 8, idziesz na trening, potem wracasz, robisz obiad, odbierasz syna z przedszkola, spędzasz czas z rodziną i znowu idziesz na trening – kochałam się z nim drażnić.
Brązowooki uśmiechnął się tylko i spojrzał na mnie z politowaniem.
- Czyżbym zgadła?
- Pytam serio.
- Nie bądź cały czas taki bardzo serio! - odparłam, śmiejąc się.
Tamten westchnął i niespodziewanie przyciągnął mnie do siebie.
- Oj, Maja, Maja. Co ja z tobą mam.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Nie odpowiedziałam nic, bo po pierwsze – ramiona przyjmującego trzymały mnie w mocnym uścisku, a po drugie – po co? O wiele bardziej wolałam się nacieszyć jego obecnością i tym, że znowu jest przy mnie.
- Idź już, rano masz trening – odezwałam się w końcu, a siatkarz lekko poluzował uścisk.
- Może przejdziesz się ze mną? - zaproponował – Na ten popołudniowy rzecz jasna. Wiem, że jesteś śpiochem.
Uśmiechnęłam się szeroko i pokręciłam z niedowierzaniem głową. Czyli jednak jeszcze coś pamięta.
- Jeśli masz jakichś fajnych, nowych kolegów, to czemu nie.
- Tak, tak, Nawrocki na pewno się ucieszy, kiedy cię zobaczy – wywrócił oczami, na co ja się zaśmiałam.
- Leć już, bo prędzej mnie zabije, że przeze mnie jego zawodnik jest zmęczony – stwierdziłam – Dobranoc, Mariusz.
- Dobranoc, Mała.
Ucałował mnie w czoło na pożegnanie i jeszcze raz przytulił do siebie. Boże, jak mi cholernie tego brakowało!
- Tak strasznie się cieszę, że jesteś tutaj – usłyszałam na koniec.
***
Oboje ruszyli w stronę swoich domów z mętlikiem w głowach. Oboje wiedzieli, że od tego wieczoru, już nic nie będzie takie samo. Że wszystko zacznie się zmieniać.
________________________________
Przepraszam Was za ten rozdział! :( Próbowałam coś zmienić, naprawdę, ale z każdą zmianą i tak było beznadziejnie.
Obiecuję, że się postaram, żeby następny nie był takim gniotem. I od razu mogę powiedzieć, że będzie w trochę innej formie, bo już zaczęłam go pisać :) Mam nadzieję, że Wam się spodoba i rozwieje chociaż trochę Wasze wątpliwości czy pytania.
Jestem cholernie szczęśliwa, dzięki dzisiejszej wygranej Skrzatów! <3 Jestem z nich mega dumna! I jutro trzymam kciuki 2 razy mocniej niż dziś :)
A właśnie. Mam straszne zaległości u Was - wiem. Po prostu przez weekend nie było mnie prawie w ogóle w domu. Dzisiaj ponadrabiam wszystko, bo (chyba!:P) nie mam dużo nauki na jutro. :)
Kiedy następny rozdział? Nie wiem, jak go skończę. Ciężko mi się też pisze, bo wybiłam sobie palca we czwartek :( Póki co mam niecałe 2 strony, tyle Wam mogę powiedzieć.
Na koniec powiem tylko, że strasznie się cieszę, widząc ciągle rosnącą liczbę wyświetleń! Dziękowałam Wam ostatnio za 1000, a teraz już jest prawie 2 razy więcej! :) DZIĘKUJĘ!
Komentujcie, krytykujcie - motywacja potrzebna jak cholera! :)