Bardzo bym chciała, żeby każdy, kto czyta ten rozdział, włączał podkłady, które są wstawione w tym rozdziale. Chciałabym, żebyście poczuli ten rozdział, a muzyka w tym pomoże :)
2005 rok
Zdyszana
biegałam w strefie obrony, uporczywie blokując możliwość podania
do napastniczki z wrocławskiej drużyny. Jeszcze parę minut i
koniec. Wiedziałam i czułam to. Moje mięśnie prosiły o
odpoczynek, ale trener ani myślał wykonać zmiany na koniec. Za
dużo miałyśmy do stracenia, ten mecz był szansą na awans do
finałowego turnieju Mistrzostw Polski.
- WYBIJAJ MAJKA! WYBIJAJ SZYBKO! ZOSTAŁY 2 MINUTY!!
Ocknęłam
się ze stanu potężnego zmęczenia i nieuwagi. Podbiegłam na aut i
wyrzuciłam piłkę głęboko w murawę. Na główkę przyjęła Ada,
potem dynamiczna akcja, idealne prostopadłe podanie do Kaśki –
MAMY TO!
Radości
nie było końca. Skakałyśmy na środku murawy, a wrocławska
drużyna mogła tylko krzywo patrzeć. Zasłużyłyśmy. Byłam tego
pewna, jak niczego innego. Teraz tylko po Mistrzostwo Polski.
- Maaaaaaaaaaajson!
- Wlazły, idioto!
Szybko
znalazłam się w ramionach przyjaciela. Okręcił mnie parę razy w
powietrzu, a naszym śmiechom nie było końca.
- Stawiasz mi kolację dzisiaj! - odezwałam się,
kiedy już postawił mnie na ziemi.
- Marzysz – roześmiał się siatkarz – Kolacja
to będzie, jak wygracie Mistrzostwa.
Już
chciałam nawrzeszczeć na niego, żeby się przestał ze mną
drażnić, kiedy zobaczyłam w tłumie tatę.
- TATA!
Momentalnie
zostawiłam Wlazłego i wpadłam w objęcia ojca.
- Jestem taki dumny – wyszeptał, mocno ściskając
mnie w pasie.
***
Nie wiedziała, że to jej ostatni mecz, który ON zobaczy.
***
styczeń
2006 rok
- Boże, tak się cieszę! NARESZCIE! - piszczałam
uradowana.
Po
raz kolejny mocno przytuliłam Mariusza.
- Uspokój się, Mała.
- Coś ty taki drętwy, Wlazły?! - nadal nie mogłam
się opanować – TY SIĘ ŻENISZ CHOLERA!!! A JA BĘDĘ TWOIM
ŚWIADKIEM!!
Uśmiech
nie schodził mi z twarzy. Tak cholernie cieszyłam się, że
wreszcie odważył się to zrobić. Byłam pewna, że to właśnie z
Pauliną uda mu się stworzyć kochającą rodzinę, dom. Tak, jak
zawsze tego chciał.
- A z boku wygląda, jakbyś to ty wychodziła za mąż
– zironizował siatkarz, jednak nie mógł zahamować swojego
nieustannego uśmiechu.
- Odpieprz się – ucięłam – Ktoś się musi
cieszyć, skoro tobie się nie chce.
Atakujący
wywrócił oczami o objął mnie ramieniem.
- Cieszę się, Maja. Cieszę się, bo... Bo zawsze
tego chciałem.
Nie
odezwałam się, nie musiałam. Kiwnęłam głową i jeszcze raz
uśmiechnęłam się do niego serdecznie.
***
marzec
2006 rok
- Mamo?! Wróciłam, jesteś?! - krzyknęłam od
razu, po przekroczeniu progu domu.
Cisza.
- Mamooo! - zawołałam raz jeszcze i zdziwiona
brakiem reakcji, ruszyłam w stronę kuchni.
Siedziała
przy stole, z twarzą schowaną w dłoniach.
- Mamo? Co się stało? - zapytałam zaniepokojona,
drżącym głosem - Gdzie tata?
Podniosła
wzrok i pierwszy raz w życiu zobaczyłam, jak płacze. Pierwszy raz
w życiu na jej twarzy nie zobaczyłam uśmiechu. Tylko ból.
***
- JAK MOGLIŚCIE MI DO CHOLERY NIE POWIEDZIEĆ!! -
krzyczałam na całą salę szpitalną. Nie panowałam nad złością,
nie panowałam nad łzami. W jednej chwili poczułam, jak moje życie
rozpada się kawałek po kawałku.
Milczeli.
- Nie chcieliśmy...
- CO NIE CHCIELIŚCIE?! W JEDNEJ CHWILI OKAZUJE SIĘ,
ŻE MOJE ŻYCIE JEST PRZEPEŁNIONE KŁAMSTWAMI!! JAK MOGLIŚCIE MI TO
ZROBIĆ?!
- Majeczka, uspokój się – usłyszałam łagodny
głos ojca, który jeszcze bardziej mnie rozdrażnił.
Drżącymi
dłońmi wytarłam policzki i wzięłam głęboki wdech.
- Ile czasu zostało? - zapytałam, próbując
opanować łamiący się głos.
Oboje
znowu zamilkli.
- Chcę znać prawdę – powiedziałam dobitnie.
Długa
cisza, po której usłyszałam wyrok.
- Dwa miesiące.
***
kwiecień
2006 rok
Jak
to jest, kiedy dowiadujesz się, że osoba którą kochasz, umiera?
Jak to jest widzieć, jak ona umiera? Jak to jest widzieć i nie móc
nic zrobić?
- Co z twoimi studiami, kochanie? - zapytał
troskliwym głosem tata, po czym donośnie zakaszlał.
Westchnęłam
i siadłam na kraju jego znienawidzonego, szpitalnego łóżka.
- Nie wiem, tatuś. Nie mam do tego teraz głowy.
Zamilknął.
Chwilę potem poczułam jego chropowatą rękę na swojej.
- Obiecaj mi, że skończysz fizjoterapię. Cokolwiek
by się stało, obiecaj mi to – powiedział cicho, ale
zdecydowanie.
„Cokolwiek
się stanie...” Próbując powstrzymać łzy, które przez ostatni
miesiąc stały się chyba moimi najlepszymi „przyjaciółmi”,
wyszeptałam w stronę ojca:
- Nie potrafię, tato.
***
maj 2006
rok
- Co u Mariusza?
- Nie wiem. Cały czas jest zabiegany – odparłam –
Wiesz, przygotowania do ślubu...
Wcale
nie było przyjemnie mówić o tym, jak twój najlepszy przyjaciel
przygotowuje się do swojego najważniejszego dnia w życiu, a ty
dzień w dzień przesiadujesz przy łóżku umierającego ojca.
- Powinnaś być teraz z nimi – stwierdził
mężczyzna.
- Powinnam być teraz z tobą tato – ucięłam
zdecydowanie – I jestem.
***
- Majka? - usłyszałam głos przyjaciela w słuchawce
– Przepraszam, że się do ciebie nie odzywałem...
- Daj spokój, przecież rozumiem.
Ostatni
miesiąc był próbą naszej przyjaźni. Próbą, którą jak na
razie żadne z nas nie zdaje...
- Co u ciebie? Jak tata? - zagaił ponownie.
- Bez zmian. Wpadnę do was jutro, obiecuję –
odpowiedziałam, czując na sobie po raz setny w pewnym sensie
odpowiedzialność, za ich ślub.
- Nie musisz...
- Ale powinnam – przerwałam szybko – Mam do
ciebie teraz jedną prośbę. Podałbyś mi numer, do tego twojego
kolegi z NY, o którym kiedyś mówiłeś?
***
- Majka, zastanów się jeszcze raz... - usłyszałam
po raz kolejny z ust przyjaciela.
Zacisnęłam
drżące wargi i nerwowo poruszyłam się na sofie Wlazłego.
- Nic mi tutaj nie zostało, zrozum to wreszcie.
- Jak to nic, do cholery... - jęknął Mariusz –
Masz mamę, tatę, mnie, studia, klub...
Odwróciłam
głowę w stronę okna, próbując ukryć zaszklone oczy.
- Czy ty naprawdę nic nie rozumiesz? - zdobyłam się
na pytanie, mimo łamiącego się głosu – Mój tata umiera.
UMIERA, MARIUSZ. Za maksymalnie 2 tygodnie go już nie będzie. I
wiesz co? Pogodziłam się już z tym. Albo nie! Wmawiam sobie, że
się pogodziłam, bo tak jest lepiej...
Płakałam
jak dziecko, mimo to czułam, że muszę to wszystko teraz
powiedzieć.
- Moja mama jest cieniem, wrakiem człowieka, a ja
nie umiem jej pomóc – ciągnęłam, wycierając łzy z policzków
– Ty? Nie rozśmieszaj mnie. Za niecały miesiąc się żenisz.
Zakładasz rodzinę, budujesz dom, zaczynasz nowe życie. Nie ma dla
mnie miejsca w twoim życiu, pogódźmy się wreszcie z tym i dajmy
sobie spokój...
***
On?
Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Ona? Nie wiedziała,
dlaczego to powiedziała. Oni? Właśnie czuli, że tracą siebie
nawzajem.
***
koniec
maja 2006 rok
- Niech wszyscy zapamiętają go jako dobrego, zawsze
służącego pomocą człowieka. Pan Tadeusz nigdy nikomu nie odmówił
pomocy...
Spojrzałam
z nienawiścią na człowieka w czarnej sutannie, który właśnie
wspominał przy ambonie mojego ojca. Co on do cholery wie? Ile razy z
nim rozmawiał? 1? 2? Nienawidziłam tego dnia z minuty na minutę co
raz bardziej.
- Zanim przegrał walkę z rakiem, był utalentowanym
piłkarzem, wielokrotnym reprezentantem naszego kraju... Ale przede
wszystkim – był człowiekiem. Kochającym mężem, ojcem...
Zasłużonym obywatelem naszej ojczyzny. Takiego go zapamiętamy.
***
Stała
przed nagrobkiem, na którym widniało małe zdjęcie i krótki
napis: ŚP. Tadeusz Adamczyk. Przeżywszy 51 lat, przegrał walkę z
chorobą. Kochający ojciec i mąż.
Poniżej,
tak bardzo znienawidzony przez stojącą nad grobowcem dziewczynę,
cytat: „Dopóki walczysz,
jesteś zwycięzcą.”
- Chodź już, Maja. Zaraz zacznie padać.
I
mimo że nadal był moim przyjacielem, miałam ochotę do uderzyć,
wykrzyczeć nie do końca miłe słowa, wszystkie żale i złości,
które leżały mi na sercu.
- Nie udawaj, że się martwisz – syknęłam cicho,
nie patrząc na niego.
- Nie mów tak, proszę... Cokolwiek się między
nami ostatnio działo, dalej jesteś dla mnie najważniejsza.
Zanim
wyczytał z mojej twarzy, że powiedział nieodpowiednie słowa, w
obecnej sytuacji, odwróciłam się plecami do grobowca i ruszyłam
alejką do wyjścia.
***
Co
tak właściwie było nieodpowiedniego w jego słowach? Nie
wiedziała. Nie rozumiała swojego obecnego zachowania. Winiła
wszystkich dookoła, ale nie siebie. Winiła Mariusza. Dlaczego
winiła jego? Bo tak cholernie ją zawiódł. Zostawił w
najtrudniejszych chwilach jej życia. Mimo że ona nigdy tego nie
zrobiła. Ciągle wracała rok wcześniej, kiedy stanęła na głowie,
aby tylko Wlazły mógł grać w reprezentacji. Aby jego zdrowie na
to pozwalało.
A
teraz? Jakby nigdy to nie miało miejsca. Jak gdyby wcale wraz ze
swoją mamą, nie rehabilitowała jego złamanego palca i pleców,
nie przyczyniła się do jego wyjazdu na rehabilitację do Hiszpanii.
Nie
potrafiła zrozumieć tego, że człowiek, dla którego poświęciła
tak wiele, zostawił ją w takim momencie.
***
Zrozumiała
to dopiero późnym wieczorem, następnego dnia. Zrozumiała, jak
wielką jest egoistką.
Owego
wieczoru, stanęła przed rodzinnym domem Wlazłych i zapukała mocno
w mosiężne drzwi.
***
Stanęli
naprzeciwko siebie. Jedno ze zdziwioną miną, drugie ze łzami w
oczach.
- Przepraszam.
- Zawsze przy tobie będę, Majuś. Pamiętaj o tym.
Po
tych z pozoru prostych słowach, wszystko wróciło do normy.
17 czerwca 2006 roku
- Ja, Mariusz, biorę Ciebie, Paulino, za żonę...
Brunet
stojący na środku kościoła przeżywał właśnie jeden z
najważniejszych momentów w swoim życiu. Dziewczyna stojąca parę
metrów od niego, wpatrywała się pustym wzrokiem na splecione
dłonie dwójki przyszłych małżonków. W środku biła się z
myślami. Było jej niewyobrażalnie ciężko, ale o tym wiedziała
tylko ona. Reszta mogła się tylko domyślać. Chociaż nie wiadomo,
czy nawet starali się to robić. Ślub Mariusza był chyba ponadto.
Tak patrzyła na to wszystko Maja Adamczyk.
- W porządku? - usłyszała cichy szept.
Przeniosła
zmęczony wzrok na Miśka. Cieszyła się, że był przy niej.
Przynajmniej on godnie reprezentował się w roli świadka.
Prawie
niezauważalnie kiwnęła głową, a chwile później poczuła, jak
niebieskooki przyjaciel chwyta ją delikatnie za rękę.
-
...I że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak
mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy
Święci.
Ścisnęła mocniej dłoń
siatkarza. Po jej bladym policzku, mimowolnie spłynęła pojedyncza
łza. Nie była to jednak do końca łza szczęścia.
***
„And the risk that might break you
is the one that would save
A life you don't live is still lost
So stand on the edge with me
hold back your fear and see
Nothing is real til it's gone”
„And the risk that might break you
is the one that would save
A life you don't live is still lost
So stand on the edge with me
hold back your fear and see
Nothing is real til it's gone”
(„I ryzyko, które może cię złamać
jest tym, które może Cię uratować
Życie, którego nie przeżywasz jest nadal stracone
więc stań ze mną na krawędzi
powstrzymaj swój strach i spójrz
Nic nie jest prawdziwe dopóki jest nieobecne”)
***
Nie potrafiła się
żegnać. Nie chciała się żegnać. Ale chciała wyjechać. Chciała
zacząć nowe życie. Zrozumiała, że czasami tak po prostu jest.
Stoimy między tym, co kochamy, a tym, co musimy zrobić. Co
powinniśmy zrobić. Ona sama nie wiedziała, co powinna zrobić.
Kierowała się bezradnością. Cholerną bezradnością, na którą
nie umiała znaleźć dobrego sposobu.
-
Nie chcę się z tobą żegnać – powiedział cicho, czując, że
zbliża się to, co nieuniknione.
-
Nie powinieneś się ze mną żegnać.
Spojrzał smutnym
wzrokiem na dziewczynę.
-
Obiecaj, że nie zapomnisz.
-
Obiecaj, że zawsze będziesz.
Dwie obietnice, które na
zawsze miały zostać nienaruszone.
Ostatni raz odwróciła
się. Spojrzała na niego. Po jej policzku spłynęła ostatnia łza.
Po tym zniknęła za wejściem do samolotu. Zniknęła, aby rozpocząć
nowe życie.
Już nigdy nie będzie
płakać.
Nie będzie płakać, bo
nigdy nie pokocha.
Bo wie, jak bardzo można
być zranionym przez los.
Tego była pewna.
To wiedziała.
___________________________________
Ten rozdział był dla mnie strasznie ważny. Spieprzyłam trochę końcówkę, ale generalnie oprócz tego jestem chyba zadowolona.
Znowu mam wszędzie zaległości, ale niestety, nie mam komputera... Teraz udało mi się na chwilę wejść, więc szybko dodaję i postaram się wszystko ponadrabiać u Was.
Następny rozdział? Nie mam pojęcia kiedy, jakoś za tydzień pewnie, bo wtedy będę już mieć cały czas komputer.
Piszcie, co myślicie o tym rozdziale. To dla mnie strasznie ważne.
Buziaki ♥
EDIT: Dopiero teraz rozkminiłam, że Anonimowi użytkownicy nie mogli komentować. Dlatego już to zmieniłam :) Kazdy moze komentować, więc liczę na jakieś opinie - te anonimowe najbardziej chyba :)
Rozdział naprawdę genialny. Miałaś racje muzyka w tle serio dodaje klimatu. Smutna ta przeszłość Majki: śmierć ojca, ślub Mariusza z perspektywy dziewczyny i w dodatku ten wyjazd.
OdpowiedzUsuńDzięki! :) Muzyka w tym rozdziale była ważna, zgadzam się z tym. Cieszę się, że słuchałaś, czytając :)
UsuńNo z muzyką całkiem inaczej się czyta. Rozdział jest... nie wiem co napisać. Łzy cisną mi się w oczy. Teraz już chyba wiemy dlaczego maja i mariusz są dla siebie tacy ważni. Prawdziwi przyjaciele... to żadkie okazy. Oni dochowali sobie przyjacielskiej wierności i to jest piekne. nic więcej nie napisze bo płacze, nie wiem czemu może po prostu musze sobie poryczeć
OdpowiedzUsuńPOZDRAWIAM
WINIAROWA:)
Bardzo dziękuję!
UsuńInaczej się czyta z muzyką.. ale jaką muzyką! Dobrana idealnie! :) Czytając cały rozdział miałam dreszcze i z każdym kolejnym rozdziałem czuję, że ten blog jest jednym z najlepszych jakie kiedykolwiek czytałam! ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie.
volleyballinmyheart.blogspot.com
Matko, dziękuję. Niesamowicie miło jest takie coś czytać.
Usuńkurde ale jej los nie oszczędzał ;/ szkoda mi jej :(
OdpowiedzUsuńNie zawsze jest różowo :)
UsuńMiałaś rację, z muzyką czyta się idealnie. Już wiadomo dlaczego są dla siebie tak bardzo ważni i widać ,że Mai los nie oszczędzał. Z każdym rozdziałem przekonuję się ,że to jest jeden z najlepszych blogów jakie czytałam :))
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
A ja z każdym komentarzem przekonuję się, że mam najlepszych czytelników na świecie :) To ja Wam dziękuję!
Usuń"It's all that we need in our lives.
OdpowiedzUsuńIt's all that I need in my life."
Jeśli chodzi o muzykę, to do tego, co zostało już napisane, dodam tylko, że sama w sobie wzrusza i daje do myślenia. Poza tym idealnie oddaje to, co dzieje się w sercu w czasie czytania, wydobywa emocje... jest po prostu perfekcyjnie dobrana.
Jeśli chodzi o treść, to ten rozdział wynosi niesamowicie wiele w odczytywanie reakcji, odczuć, tego co było i tego co będzie. Jestem szczęśliwa, że to napisałaś, a ja miałam okazję przeczytać... to naprawdę niesamowite i zapewniam Cię, że końcówka również jest cudowna.
Popieram Per aspera ad astra, znaną mi również jako Eleni. Czytam wiele blogów, ale Twój jest tzw. "perełką". Piszesz w sposób niesamowity - potrafisz nie tylko pokazać emocję i wydarzenia, Ty umiesz napisać to w taki sposób, że czytelnik odczuwa to, co bohaterowie..., identyfikuje się z nimi, a to jest niezwykłe i trudne do osiągnięcia.
Życzę Ci więc, byś nigdy nie rezygnowała, nie skreślała jakichkolwiek pomysłów, bo są warte zachodu.
Wracając... Czekam na ciąg dalszy. I życzę Ci powodzenia.
Pozdrawiam ;*
Tak strasznie dziękuję Ci za te słowa! Uśmiecham się jak głupia. Po takich słowach czuję, że to co piszę ma jakiś sens. Cholernie dziękuję, to było niesamowite :)
UsuńMuzyka stworzyła klimat, zgodzę się w 100% Też lubię dodawać do swoich rozdziałów podkład, bo to bardzo nastraja ;). Strasznie się rozkleiłam, czytając.Tak mi żal Majki, tyle przeszła w życiu. I Mariusz tak naprawdę wydaje mi się być w tym wszystkim najciemniejszym punktem, bo to on skrzywdził ją najbardziej, chociaż nieświadomie. Kochała go od zawsze, poświęciła tyle dla jego kariery, a potem musiała patrzeć jak żeni się z inną, zakłada rodzinę, zostaje jej odebrany na zawsze. Nie był prawdziwym przyjacielem, gdy tego najbardziej potrzebowała- powinien siedzieć z nią przy łóżku umierającego taty, a nie organizować wesele. Wiem, jestem niesprawiedliwa, ale taka jest prawda. Dzwonienie raz na tydzień z pytaniem: "Czy wszystko jest w porządku, jak się trzymasz?" to nie jest wsparcie najlepszego przyjaciela. Tak może mówić kumpela ze studiów. Zjebał, na całej linii zjebał. I wcale się nie dziwię, że Majka postanowiła wyjechać, leczyć złamane serce za oceanem. Patrzeć codziennie na szczęśliwego Mariusza u boku Pauliny, widzieć dziecko, które mogłoby być jej- to ponad siły każdego. Wiemy już co było przed laty, z perspektywy Majki. Zastanawia mnie jak to widział Mariusz, może kiedyś się doczekam :) Ciekawe jak potoczą się ich losy teraz, gdy spotykają się po tak długiej przerwie- bo na razie skończyłaś na tym, że oboje mają mętlik w głowach. Co z tego wyniknie? :D
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na następny!
Buziaki, S. ;*
Pomyślę o perspektywie Mariusza z tych wydarzeń, ale nic nie obiecuję :) Na pewno będą jeszcze takie retrospekcje, ale nie wiem kiedy, jak i czego będą dotyczyć :p
UsuńZwaliłaś wszystko na Mariusza. W sumie, to masz rację. Jedynym jego usprawiedliwieniem jest nieświadomość. Chociaż marnym, ale usprawiedliwieniem.
Dzięki za komentarz!
Mam nadzieję że będzie miał szansę się zrehabilitować! ;) Nie przejmuj się, trochę mnie poniosło, po prostu wkurzają mnie nic nie widzący faceci ;p
Usuń+ zapraszam na 9- http://dzikaprzygodazsiatkowka.blogspot.com/
Buziaki, S. ;*
Muzyka stworzyła cudowny klimat, świetnie pasowała do tego co zawarłaś w rozdziale. Jestem pod ogromnym wrażeniem. :)
OdpowiedzUsuńVE.
Najlepszy ze wszystkich! Doprowadziłaś mnie do łez i przepraszam, że nie napiszę sensownego zdania, po prostu nie jestem w stanie.
OdpowiedzUsuńCudowne emocje zawarte w słowie! Jesteś niesamowita, niepowtarzalna i nie do prawdopodobnie autentyczna! Pielęgnuj swój talent, bo masz niewątpliwie dar od Boga.
Możesz dodawać muzykę do każdego z rozdziałów, bo w tym niewątpliwie dodała klimatu.
Pozdrawiam :)
Zapraszam na kolejną historię :)
Usuńhttp://lonely-moths.blogspot.com/2013/03/puzzle-uczuc.html
Dar od Boga? Jejku, nie sądzę! Ale strasznie Ci dziękuję, mega dodałaś mi wiary i pewności :)
UsuńPostaram się z tą muzyką, ale nie zawsze mam coś, co pasuje do rozdziału. Ale będę się starać, może akurat się uda :)
Jeju, nie mam slòw. Powiem ci prawde, sluchajac pierwszy podklad lzy splywaly mi po policzkach. I zaczelam myslec o tym calym pieprzonym zyciu, i nie tylko w twojej opowiesci, ale kazdego czloweka, bo niestyty wielu ludziom to spotyka, smierc ojca, czy tez wyjazd od bliskich. Mnie akurat spotkal punkt drugi. Zazdroszcze ci takich pomyslòw, naprawde, ja nigdy bym nie wpadla na taki pomysl, zby dostosowac piosenke to kawalku rozdzialu. Jest cudowny, i nie wstydze sie powiedziec ze poplakalam sie. Czekam niecierpliwie na nasteony rozdzial, i prosze informuj mnie o nowych rozdzialach, z przyjemnoscia czytam je :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję! Staram się, żeby wszystko, co tutaj piszę było realne i takie ludzkie, żeby każdy mógł poczuć autentyczność mojej historii. (Mimo że jest oczywiście całkowitą fikcją)
UsuńDziękuję jeszcze raz! :)
Łzy spływały po moich policzkach podczas czytania, cudowne! Do tego muzyka...no brak mi słów. Zawsze staram się coś napisać, ale teraz zwyczajnie nie wiem jak ubrać w słowa to co mam w głowie. Przepraszam.
OdpowiedzUsuńPisz dalej, bo masz ogromny talent, naprawdę.
Pozdrawiam :)
Strasznie dziękuję!
UsuńWow, zamurowało mnie. Jesteś genialna.
OdpowiedzUsuńZ zapartym tchem czytałam ten rozdział od początku, do końca. Rzadko się tak zdarza... co ja mówię! Jeszcze nigdy nie byłam w takim stanie po przeczytaniu czyjegoś tekstu. Całe życie, jego trudy, rozterki w jednym wspaniałym tekście. Nie wyobrażam sobie nawet jakie emocje szargały Majką, jak dawała sobie z tym wszystkim radę, czy też jak z tym walczyła...
Opisałaś zwykłe ludzkie problemy, które na co dzień mogą nas nie dotyczyć, ale i tak każdy wie, co czują ludzie, którzy przez to przechodzą.
Piękne.
Dziękuję Ci za to.
Pozdrawiam i czekam na kolejne, równie wielkie emocje.
naranja-vb.blogspot.com
Uwielbiam rozdziały z podkładami. Sama planuję wprowadzić jeden na 100%, w epilogu ;). Kurczę, naprawdę chciałam się rozpłakać, bo to wszystko było takie smutne, ale nie mogłam. Nigdy się nie wzruszam, aż do tego stopnia, chyba mam serce z kamienia. Myślałam, że tak będzie. Spodziewałam się, że Majka się w nim zakochała, nie wiem też, czy dobrze wyciągnęłam wnioski, ale Wlazły też coś do niej czuje, prawda?
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie jak teraz ułożą się ich losy, po jej powrocie do Polski. Możliwe, że Mariusz nigdy nie kochał Pauliny, nie rozumiem tylko, dlaczego w takim razie wziął z nią ślub.
Podwinęła mi się noga i przez niedopatrzenie, na moim blogu pojawił się już kolejny rozdział, o dzień za szybko ;). Zapraszam :)
UsuńPiękne, przepiękne, cudowne, niepowtarzalne... Boże, mam chyba zbyt ubogie słownictwo, żeby powiedzieć jaki ten rozdział jest. Naprawdę jeden z najlepszych jaki w życiu przeczytałam. Muzyka, plus te wszystko, co napisałaś sprawiły, że mimowolnie w moich oczach pojawiły się łzy, a to coś niebywałego. Masz naprawdę ogromny talent, nie zepsuj tego.
OdpowiedzUsuńTo wszystko, co napisałaś jest takie realne - każdemu z nas może się to kiedyś zdarzyć. To jest niezywkłe.
Brak słów.
Tak jak prosiłaś informuję Cię o nowym, drugim rozdziale na http://i-still-believee.blogspot.com/
Zapraszam do czytania i komentowania :)
świetne i pomysłowe ! :D zapraszam do siebie i chciałabym usłyszeć uwagi na temat bloga, ponieważ dopiero zaczynam :) pozdrowionka : )
OdpowiedzUsuńCoraz częściej ryczę w trakcie czytania blogów, teraz też mi niewiele brakuje.
OdpowiedzUsuńBędzie mi niezmiernie miło, jeśli zawitasz do mnie na nowy rozdział. Choć trochę mi głupio. Przy Twoim mój to... dziadostwo ;D
OdpowiedzUsuńBuziaki ;*
naranja-vb.blogspot.com
Woow, magiczny był ten rozdział :) Retrospekcje, muzyka, jakoś tak melancholijnie się mi zrobiło :)
OdpowiedzUsuńNie mogę się już doczekać, jak to dalej się potoczy :)
Coś czuje, że relacje głównych bohaterów nie opierają się tylko i wyłącznie na przyjaźni. Cóż zobaczymy, jak się to rozwinie :)
Zapraszam do mnie na 14 :)
http://lonesome-tears-in-my-eyes.blogspot.com/
Blog genialany! Czekam na kolejne rozdziały! :)
OdpowiedzUsuńPolecam mojego bloga, kolejny rozdział będzie w sobote :) ZAPRASZAM!
http://siatkarskieprzygody.blogspot.com/
Poryczałam się na końcu...Nie znoszę pożegnań a w szczególność aż takich ważnych pożegnań.Genialnie piszesz
OdpowiedzUsuń