czwartek, 20 czerwca 2013

Rozdział 15

Dopiero kiedy wsiadłam do samochodu mamy, w mojej głowie zaczęły się rodzić pytania: Co mu powiem? Jak mam się zachować? A jak nie będzie chciał ze mną gadać? Jestem słaba w wymyślaniu ewentualnych scenariuszy. Wcześniej o tym nie myślałam, bo jedyne co było dla mnie istotne to to, że mam ten bilet i będę tam. I chcąc nie chcąc zobaczę go. Dobra, może bardziej „chcąc”. Polubiłam tego faceta.
Tak jak zakładałam, przez ponad 4 godziny jazdy nie udało mi się wymyślić żadnego sensownego monologu, który miałam w planach wygłosić przed Lotmanem. Nie dziwne więc było, że kiedy stanęłam punktualnie o 19:10 przed halą na Podpromiu poczułam bardzo niemiły ścisk w gardle. Spojrzałam na mój lewy nadgarstek i po raz ostatni utwierdziłam się w przekonaniu, że jestem spóźniona. Mimo to i tak nie przyspieszyłam kroku. Pewnie i tak na razie trwa prezentacja zawodników.


***

Siedziałam jak na szpilkach. Ponadto byłam pod ostrzałem spojrzeń wszystkich kobiet (niestety w tym sektorze średnia wieku płci przeciwnej wynosiła nie więcej niż 10 lat), które siedziały koło mnie. Szybko domyśliłam się, że są to najpewniej partnerki, żony, narzeczone zawodników i zachodzą teraz w głowę, co to za wariatka przychodzi spóźniona o 15 minut i w dodatku cały czas obgryza paznokcie.
- Potrzymasz mi piłkę?
Oderwałam wzrok od boiska. Przede mną ni stąd, ni zowąd pojawił się niewysoki blondynek, na oko w wieku 8 lat.
- Pewnie – odparłam bez zastanowienia.
- Seba, chodź tutaj, mówiłam ci żebyś przestał zaczepiać... - zza moich pleców rozlega się typowo matczyny, troskliwy głos.
- W porządku – odwracam się i posyłam kobiecie lekki uśmiech. Chyba ją to dziwi, bo milknie na dłuższą chwilę.
- Zawsze jest taki roztrzepany, zupełnie jak Krzysiek – po chwili odzyskuje głos i obdarza mnie uśmiechem.
Krzysiek? Krzysiek Ignaczak? Szybko się domyśliłam, jednak nie odezwałam się słowem. W końcu... Cały czas czułam się jak jakiś beznadziejny przypadek w sektorze najbliższych osób siatkarzy.
- Przepraszam, że panią spytam – usłyszałam po raz kolejny za plecami – Wydaje mi się, że panią skądś kojarzę...
Jeśli wiernie kibicuje swojemu mężowi i reszcie Resovii to na pewno. Dziewczyna od ratowania życia nie swojej drużynie. O zgrozo, co ja tu robię...
- Jaką tam panią – zaśmiałam się, siląc się na swobodę – Maja.
Wyciągnęłam do niej rękę, ignorując zdystansowane spojrzenia reszty kobiet dookoła nas.
- Iwona – odwzajemniła mój uśmiech i uścisnęła mi dłoń – To ty uratowałaś Grzesia ostatnio, prawda? Głupio mi było tak wystartować z tym, ale widziałam cię w telewizji i...
Od razu poczułam ogromny przypływ sympatii do żony Krzyśka. Emanowała od niej szczerość i życzliwość.
- Też cię widziałem! I tata o tobie mówił! - do rozmowy włączył się ponownie Seba, wyrywając mi piłkę w rąk – Dobra, ja idę z Adim tam na bok, okej mamo?
Nim Iwona zdążyła cokolwiek powiedzieć, młody zniknął już z pola widzenia.
- Podobny do taty – skwitowałam z uśmiechem.
- Nieznośny – zawtórowała mi brunetka.
Na chwile mój wzrok powędrował na boisko. Paul wyszedł w pierwszej szóstce i całkiem nieźle mu szło. Grzesiek stał w kwadracie dla rezerwowych i już dobre parę minut temu pomachał mi na przywitanie. Nie spuszczałam wzroku z Lotmana, ale ten był zaabsorbowany jedynie boiskiem. Na moje szczęście, bo nie wiem czy dobrze byłoby, gdyby nagle mnie dostrzegł na trybunach. Wątpię, żeby się stęsknił po naszym „miłym” pożegnaniu.
- Pracujesz w Skrze? - Iwona po raz kolejny zagaiła do mnie, a kątem oka podobnie jak ja, obserwowała poczynania Resoviaków i Jastrzębian.
- To długa historia. Ale powiedzmy, że tak – odparłam, nie chcąc zagłębiać się w szczegóły mojej pracy w klubie.
- Grzesiek o tobie mówił, ale nie wspominał, że cię tutaj zaprosi.
- To nie tak – zaprzeczyłam szybko, speszona całą tą sytuacją – Musiałam coś załatwić w Rzeszowie i akurat pomyślałam, że wpadnę na mecz...
- Nie tłumacz się – szybko zreflektowała się kobieta – Wybacz, zawsze jestem taka ciekawska.
Posłałam jej krótki uśmiech na znak, że nie mam jej tego za złe. Nie miałam. Wydawała się być naprawdę sympatyczna.


***

- OSTATNI! OSTATNI!
Podpromie odleciało. Wszyscy wstali ze swoich krzeseł i ile sił w gardłach domagali się zakończenia meczu. Po ciężkim boju tablica pokazywała wynik 14:10 w tie breaku. Patrzyłam jak zagrywkę wykonuje Nowakowski. Nieprzyjemny flot został nie do końca dokładnie przyjęty przez Michała Kubiaka. Krótka przesunięta Jastrzębskiego i... NIESAMOWITA OBRONA IGŁY!! SZYBKIE ROZEGRANIE DO LEWEGO ATAKU, A TAM... „CZEKAJĄCY W POWIETRZU” LOTMAN WYKONUJE KOŃCZĄCY ATAK. Trybuny oszalały, a ja z nimi. Wstałam, głośno krzycząc, a ze mną Iwona, która od jakiegoś czasu siedziała z synem koło mnie.
- PROSZĘ PAŃSTWA WYGRYWAMY Z JASTRZĘBSKIM WĘGLEM 3:2 PO TIE-BREAKU! - przez wiwatujące tłumy przebił się głos spikera – GORĄCE BRAWA DLA NASZYCH SIATKARZY!
- Mama, idę do taty! - Seba momentalnie wyskoczył z krzesełka.
- Synek, nie teraz! - odkrzyknęła do niego kobieta i złapała za ramię – Po meczu!
- Ale tata powiedział, że mogę od razu! - oburzył się młody.
- Wiesz co Seba, ja też muszę zejść koło parkietu, to możemy iść razem – zaoferowałam się i spojrzałam pytająco na Iwonę.
- Widzisz mamo! To my idziemy – blondyn złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą.
- Powodzenia z Lotkiem – mrugnęła do mnie, a ja spojrzałam z nie małym zdziwieniem na nią. Wiedziała? Cały mecz ani ja, ani ona nie zeszłyśmy na temat Lotmana. Coś czułam, że Igła maczał w tym palce.
Nie zauważyłam kiedy młody Ignaczak puścił moją dłoń i wybiegł na boisko, żeby zaraz znaleźć się w objęciach swojego taty. Zostałam przy bandzie, czując na sobie spojrzenie dobrze zbudowanego ochroniarza.
- MVP SPOTKANIA ZOSTAJE PAUL LOTMAN! - ryknął po raz kolejny w mikrofon spiker, a z małego tłumu Resoviaków wybiegł uśmiechnięty Amerykanin. Mimowolnie na moich ustach zagościł uśmiech. Dołączyłam się do owacji kibiców i przez przypadek wyłapałam spojrzenie Kosoka, Igły i Zibiego, którzy jak gdyby nigdy nic uśmiechnięci rozmawiali i śmiali się w moją stronę. Dopiero w tej chwili doszło do mnie, że zaraz będę musiała stanąć oko w oko z Lotmanem. Mogłabym przysiąc, że chłopaków właśnie to tak cieszyło. Odwróciłam wzrok od nich. Wszystko stało się w ułamku sekundy. Paul wrócił do zadowolonych siatkarzy, którzy zdawało mi się, że bez zastanowienia obrócili przyjaciela za ramię w moją stronę. Zagryzłam wargi i zacisnęłam dłonie w pięści. Mina Lotmana zmieniła się w jednej chwili. Uśmiech zszedł z jego ust momentalnie, a radość, którą miał wypisaną na twarzy magicznie wyparowała. Stałam jak wmurowana w parkiet, kiedy on wolnym krokiem zmierzał w moją stronę.
- Co ty tutaj robisz?
No właśnie, co? Chłodne spojrzenie Amerykanina utwierdziło mnie w przekonaniu, że przyjazd tutaj był kiepskim pomysłem. Otwarłam usta, żeby coś powiedzieć, ale nie wyszedł z nich żaden dźwięk.
- Możemy chwilę pogadać? - odezwałam się wreszcie, patrząc mu w oczy.
- Mamy o czym?
Cholera.
- Przecież prawie się nie znamy. Wymieniliśmy parę zdań i tyle.
Zrobiło mi się jeszcze gorzej.
- Paul... - jęknęłam bezradnie.
- Jestem zmęczony, sorry.
Z zaciśniętymi wargami czekałam jeszcze na jakikolwiek ruch z jego strony. Jednak na nic takiego się nie zapowiadało. Amerykanin w dłoniach obracał statuetkę i patrzył gdzieś w bok. Po chwili rzucił mi przelotne spojrzenie, skinął głową i odwrócił się. W ostatniej chwili złapałam go za łokieć.
- Chciałam przeprosić. Miałam wtedy zły dzień i wiem, że zachowałam się beznadziejnie. Tyle. Przepraszam – powiedziałam na jednym wydechu. Lotman ponownie zwrócił się w moją stronę.
- W porządku – skinął głową. Zachowywał się jakby właśnie ktoś podyktował mu jadłospis na najbliższy tydzień, a nie jakby ktoś go przepraszał.
- Zagrałeś świetny mecz – odezwałam się ponownie, próbując przywołać uśmiech na moją twarz. Kątem oka spojrzałam na jego statuetkę – Gratulacje.
Nagle obok mnie znikąd pojawiło się kilka młodych dziewczyn z notesami. To tyle w temacie. Świetnie.
- Możemy prosić o autograf? - wypaliła jedna z nich, szczerząc zęby do Paula.
Sam zainteresowany posłał mi jakby pytające spojrzenie. Wzruszyłam ramionami i uniosłam kąciki ust ku górze.
- Trzymaj się – powiedziałam niemrawo, a ten kiwnął jedynie głową.
Przez parę sekund obserwowałam jak podpisuje szybko gadżety fanek, których ilość cały czas się zwiększała. Westchnęłam zrezygnowana. Na co ja liczyłam?
Ostatni raz spojrzałam na Lotmana i wzrokiem odszukałam wyjścia z hali.


***

Przechodząc przez ogromne wyjście z hali w końcu ogarnęła ją fala zrezygnowania, poniekąd też smutku i osamotnienia. Nie wyszło. Nie poczuła się lepiej.
Chwila, czy była tutaj tylko po to? Żeby poczuć się lepiej? Oczywiście, że nie.
- MAJKA!
Krótkie rozważania przerwał jej męski głos. Odwróciła się z nadzieją w oczach. Igła.
- Jak tam? Już wychodzisz?
Zrobiło się jej głupio.
- Grzesiek cię szukał tak w ogóle – ciągnął dalej, chcąc nie zaczynać od razu od „najważniejszego”.
- Tak? - zapytała, nie siląc się na odrobinę radości w głosie.
- No tak, właściwie to miałem mu dać znać, jakbym cię zobaczył. Chyba wiedział, że prędzej cię wypatrzę – zaśmiał się, ale widząc jej brak reakcji ucichł.
- Możesz mu powiedzieć, że musiałam szybko wracać do Bełchatowa – odparła bez emocji.
Libero zmarszczył brwi.
- Rozmawiałaś z Paulem?
Zaśmiała się gorzko.
- Powiedzmy. Szybka rozmowa.
- To znaczy?
- Nic nie znaczy.
Siatkarz nie rozumiał. Chyba im nie wyszło. Ale jakim cudem?
- Hej, Maja – przytrzymał dziewczynę za ramię – Nie wiem co ten wariat ci naopowiadał, ale musiało mu coś paść na głowę. Cały tydzień...
- Nieważne – przerwała mu – Muszę jechać. Pozdrów Iwonę i Sebę.
Na koniec posłała w jego stronę wymuszony uśmiech i odwróciła się, a po jej obecności pozostał tylko stopniowo cichnący odgłos wysokich szpilek.


***

Wracam” wystukałam na telefonie krótką wiadomość. „Już?” brzmiała odpowiedź. Westchnęłam na widok za przednią szybą mojego audi. Parking powoli pustoszał, pojedyncze auta zbierały ostatnich kibiców, inne jeszcze czekały na swoich kierowców. „Co się stało?” brzmiał kolejny sms. „Nic. Chyba liczyłam na za dużo” odpisałam bez zastanowienia. „Rozmawialiście?” nadeszła kolejna odpowiedź. „Jasne. 30 sekund w porywach do minuty” wystukałam, dając mały upust swojemu rozgoryczeniu. „Mówiłem Ci, żebyś nie jechała. To dupek. Jedź ostrożnie Mała, nie przejmuj się :*”. Łatwo powiedzieć. A już na pewno Mariuszowi. „Odezwij się jak dojedziesz.” odczytałam ostatnią wiadomość od Wlazłego.
Odrzuciłam komórkę na fotel pasażera i zapięłam pasy. Oparłam ciężko głowę o oparcie i zacisnęłam mocno palce na kierownicy. Nie tak to miało wyglądać. Pokręciłam z niedowierzaniem głową. A jak? Miał się uśmiechnąć na twój widok? Przytulić na przywitanie? Może od razu zaprosić na kolację? Mimo wszystko jestem naiwna. Bardzo naiwna i głupia.
Koniec tego. Przekręciłam kluczyk w stacyjce i gwałtownie ruszyłam z mojego miejsca parkingowego.


_______________________________________
Zawodzę strasznie. Was i siebie też. Na szczęście oceny już wystawione, praktycznie mam już wakacje, dlatego czas na zmiany.
Kolejny rozdział pojawi się w niedzielę.
Przepraszam i mam nadzieję, że jesteście jeszcze ze mną :)

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Rozdział 14


Przytulając się do jego ciepłego ramienia przez chwilę czułam, że wszystko jest dobrze. Ale nie było. Jeszcze nie.
- Trochę kiepsko zaczęliśmy – odezwałam się, kiedy wreszcie udało mi się wygodnie ułożyć na ogromnej sofie.
Siatkarz obrzucił mnie pytającym spojrzeniem.
- Chyba nie tak powinno wyglądać spotkanie po tylu latach – dokończyłam.
W odpowiedzi usłyszałam ciche westchnięcie. Potem poczułam, jak obejmuje mnie ramieniem i przyciąga moje nogi na jego kolana.
- Było dziwnie – przyznał wreszcie – Nie do końca wiedziałem, jak się zachować.
Czekałam na coś jeszcze z jego strony. I słusznie.
- Zmieniłaś się – odezwał się ponownie – Stanęłaś wtedy w mojej kuchni i...
Przymknął oczy i oparł podbródek na czubku mojej głowy.
- Zobaczyłem całkowicie obcą i inną osobę.
Poczułam niemiłe ukłucie w okolicach żołądka. Odsunęłam się gwałtownie od niego.
- Nie, nie, źle to powiedziałem – powiedział nerwowym głosem.
- To, że przefarbowałam włosy i zaczęłam ubierać się bardziej kobieco nie znaczy, że się zmieniłam – odparłam chłodno – Jestem teraz dla ciebie całkowicie obca?
Zmrużyłam oczy i spojrzałam przenikliwie na niego. Ponownie westchnął, a po chwili zaczął nerwowo wodzić ręką po moim kolanie i udzie.
- Nie potrafię cię traktować jak kiedyś.
Mogłabym przysiąc, że po tych słowach cała zawartość mojego żołądka przewróciła się o 180 stopni.
- Cały czas wydaje mi się, że robię coś złego. Nie umiem cię tak po prostu przytulić albo...
- Nie musisz tego robić. Masz żonę, Mariusz – przerwałam mu całkiem spokojnie – Nie przyjechałam tutaj po to, żeby namieszać ci w głowie. 
Tylko po to, żeby ci pomóc. - Wystarczy, że będziesz ze mną szczery.
- Co chcesz wiedzieć?
- Wszystko. Co robiłeś, jak wyglądało twoje życie przez te 6 lat...
Standardowo musiałam chwilę poczekać na odpowiedź.
- Zwyczajnie. Siedzę cały czas w Bełchatowie, chodzę na treningi, gram mecze, jeżdżę po Polsce.

I co? Tyle? Żartujesz sobie ze mnie? Wzięłam głęboki wdech, próbując sobie dodać trochę cierpliwości i spokoju.
- Co z fotografią? Fundacją? Dlaczego mówisz tylko o siatkówce? - zasypałam go w jednej chwili pytaniami, których nie miałam cierpliwości trzymać już tylko w mojej głowie.
- Myślałem, że chcesz wiedzieć wszystko.
- Przez „wszystko” rozumiesz siatkówkę? To jest teraz dla ciebie wszystkim?
- Tak.
Otwarłam usta, jednak zabrakło mi jakichkolwiek słów.
- Nie, znaczy się nie.

Zdecyduj się wreszcie!
- Siatkówka zajmuje największą część.
- To nieźle pozmieniała ci się hierarchia wartości – mruknęłam pod nosem – Co z tobą, Mariusz?
Wzruszył ramionami i schował twarz gdzieś w moich włosach.
- Nie tul się do mnie, tylko odpowiedz na moje pytania.
Sekundę po tych słowach poczułam jak delikatnie wodzi czubkiem nosa po mojej szyi. Na której automatycznie momentalnie pojawiła się gęsia skórka.
- Co jest między tobą a Lotmanem?
Tego było już za wiele. CO JEST Z TOBĄ CZŁOWIEKU?!?! Straciwszy resztki jakiejkolwiek cierpliwości poderwałam się z kolan siatkarza. Nie mogąc odnaleźć odpowiednich słów, żeby wyrazić swoją wściekłość zaczęłam przechadzać się szybkim krokiem po salonie Wlazłych, co chwila wplątując palce we włosy.
- Czemu się tak zachowujesz? - wydukałam wreszcie, kręcąc głowę z niedowierzaniem.
- Jak?
- Jak nie ty – stwierdziłam błyskawicznie.
- Jak nie ja?
Mając dość tej mało ambitnej wymiany zdań, skinęłam jedynie głową.
- Nie wiem dlaczego się dziwisz, Maja – odparł całkiem spokojnie, świdrując mnie wzrokiem – Minęło trochę lat. Zmieniłem się.
- Ty się zmieniłeś, w porządku – odpuściłam zrezygnowana – A co się jeszcze zmieniło?
Spróbowałam inaczej i czekałam na odpowiedź.
- Chcesz wiedzieć jak to jest teraz ze mną i z Pauliną?
Wreszcie! Plus pięć punktów dla Mariusza Wlazłego za domyślność.
- Tak.
Ciężko westchnął i oparł głowę o oparcie miękkiej kanapy.
- Chodź tutaj... - zaczął, a ja momentalnie pokręciłam głową, krzyżując ręce na piersiach – Maaajka...
- Nie Majkuj, tylko po prostu mów.
Znowu ciężkie westchnięcie. Ja jednak stałam cały czas nieugięta z kamienną miną.
- Nie układa się nam, ale to normalne. Pewnie jakaś rutyna nie wiem... Kryzys po prostu, ale niedługo na pewno wszystko wróci do normy. Coś jej odbiło.
Spojrzałam z niedowierzaniem na niego. Sposób w jaki mówił o miłości swojego życia mnie doszczętnie zniszczył i przeraził.
- Ty się słyszysz? - wycedziłam.
- Co? - palnął bez zastanowienia – Chciałaś wiedzieć, to wiesz.
- Zdradzasz ją?
Nad nami zawisła napięta cisza.
- Co to za pytanie? - oburzył się – Oczywiście, że nie.
- Jak próbujesz zmienić i naprawić to, co się zepsuło?
Sypałam pytaniami, bo ta taktyka jak na razie się sprawdzała.
- Co? - znowu bezmyślnie zapytał siatkarz – To jakiś wywiad środowiskowy?
- Nie. Po prostu próbuję coś od ciebie wyciągnąć, bo jak na razie umiesz mówić szczerze tylko o siatkówce.
- Po co?
- Bo mi na tobie zależy? - odpowiedziałam pytaniem, mrużąc oczy – Na was. Na was mi zależy – poprawiłam się szybko.
Kolejna krótka cisza. Wlazły wstał z kanapy i stanął przede mną, chwytając mnie za ręce.
- Wszystko jest w porządku. Poradzę sobie, obiecuję – powiedział niskim głosem, patrząc mi prosto w oczy. Zmiękłam.
- Mam ci wierzyć? - zapytałam cicho.
- Nie mieszaj się w to, Maja – odparł, ignorując moje pytanie – Chcę żebyś była przy mnie, ale to jest moje małżeństwo. Sam muszę to rozwiązać. I nie chcę, żebyś się tym zadręczała. Ani teraz, ani nigdy.
Powaga z jaką to powiedział utwierdziła mnie w przekonaniu, że może warto postawić sobie inny priorytet podczas mojej obecności w Polsce.


***

- Więc? Co z tym Lotmanem? - po wyjaśnieniu sytuacji małżeństwa Wlazłych, zrobiliśmy sobie ogromne kubki gorącej czekolady i ponownie rozsiedliśmy się na jasnej sofie w salonie.
- A co ma być?
- Coś jest na rzeczy, przecież widzę – nie odpuszczał dalej.
- Nie znam go prawie. Po prostu przypadkiem się poznaliśmy i parę razy rozmawialiśmy.
- Tak, i przypadkiem on wgapia się w ciebie jak w obrazek – wyraźnie zirytował się brązowooki.
- Boże, co ty wygadujesz – parsknęłam śmiechem – Zazdrośnik z ciebie i tyle.
- Może i tak – odparł smętnie, obejmując mnie ramieniem – Ale po prostu go nie lubię.
- Jest sympatyczny – zaprzeczyłam szybko – Znasz go w ogóle?
Jego ciężkie westchnięcie utwierdziło mnie w przekonaniu, że prawdopodobnie nie zamienił z nim ani jednej, nawet krótkiej wymiany zdań.
- Dobra, koniec jego tematu. Ale przysięgam, że jeśli zrobi cokolwiek złego wobec ciebie to pierwszy wsiądę w samochód i pojadę do Rzeszowa.
- Najpierw to ja muszę tam pojechać i go przeprosić – westchnęłam, przypominając sobie o kolejnej rzeczy, którą ustaliłam będąc w Warszawie.
- Co? - zapytał natychmiastowo – Po co? Za co?
- Za to że go w beznadziejny sposób spławiłam po naszej kłótni w hali – odparłam chłodno, mając w głowie te feralne zdarzenia.
- Zostawmy to już – odezwał się po chwili zniesmaczony tym wszystkim.
- Jak chcesz – również nie miałam ochoty ciągnąć tego tematu dalej.


***

- Mówisz poważnie? Zawiesiłeś fundację? - powtórzyłam po raz kolejny z niedowierzaniem.
- Nie mam na to czasu – usłyszałam znudzony głos atakującego.
- Chyba chęci – burknęłam, oburzona faktem zawieszenia przedsięwzięcia.
- Okej, może trochę też – przyznał po dłuższej chwili milczenia.
- To nie jest powód, żeby zostawiać to wszystko. Spinaj ten szanowny tyłek, Wlazły, bo wiecznie w Polsce nie będę.
- To znaczy, że chcesz mi pomóc?
- Nie rozumiem twojego zdziwienia – parsknęłam śmiechem i szturchnęłam go w bok – Mam zamiar trochę ożywić twoją nudną egzystencję.
Atakujący już otwierał usta, aby wyrazić swoją opinię, jednak szybko go ubiegłam:
- Zrobię to i tak. Czy tego chcesz, czy nie.
Po tych słowach musiała minąć dłuższa chwila, abym na ustach mojego przyjaciela wreszcie mogłam zobaczyć szczery, promienny uśmiech.
- I zabieram cię jutro w plener – ciągnęłam dalej – Nie mogę patrzeć jak twój aparat marnuje się w kurzu na tej szafce.


***


Rozmawialiśmy jeszcze bardzo długo. O błahostkach, o naszej codzienności. O nudnym bytowaniu Mariusza w Bełchatowie i mojej jeszcze nudniejszej egzystencji w Nowym Jorku.
Ani razu już nie napomknęliśmy tematu Pauliny i jego małżeństwa. Było tak jak kiedyś. Całkiem zwyczajny wieczór, który dzięki jego obecności stał się chwilami zapomnienia i bezgranicznej radości. Pożegnaliśmy się dopiero po północy, kiedy po odprowadzeniu mnie pod sam dom, Mariusz przytulił mnie mocno przyznając, że tęsknił za takimi chwilami.
Wspomnienia cudownego wieczoru prysnęły jak bańka mydlana, kiedy przypomniałam sobie o ważnym telefonie, który nie cierpiał zwłoki.
- Grzesiek? - wypaliłam od razu, nerwowo przechadzając się po mojej ciemnej sypialni – Tu Majka, mam ważną sprawę.
- Teraz? Wiesz która jest godzina? - wymruczał (jak przypuszczam) mało świadomie bezczelnie zbudzony przeze mnie Grzesiek Kosok.
- Tak, teraz! - wrzasnęłam poirytowana całą sytuacją. Że też nie mogłam załatwić tego w pierwszej kolejności! - Przepraszam, ale to naprawdę ważne.
- Dobra, mów – usłyszałam już bardziej doniosłe i świadome słowa siatkarza.
- Potrzebuję jakiegoś biletu na najbliższy wasz mecz.
- Co? - nie bardzo zrozumiał – A tak, boże, przecież cię zapraszałem!
W tej chwili zrobiło mi się głupio. Jeszcze głupiej, niż wcześniej.
- Nie, nie, nie – zaprzeczyłam szybko – Nie o to chodzi. Muszę pogadać z Lotmanem i stwierdziłam, że to będzie dobry pomysł.
- Aa, mów tak od razu – zaśmiał się już całkowicie rozbudzony środkowy – Gadałem z nim.
- Tak? Co mówił? - przełknęłam nerwowo ślinę – Jest wkurzony, albo coś?
- Wkurzony? Pytasz o to, czy jest wkurzony, że go tak spławiłaś? - słowa środkowego wypowiedziane chłodnym tonem zostawiły niemiłe ukłucie w moim żołądku – Nie, jest mu po prostu przykro.
- Boże, Kosa... Musisz mi pomóc – jęknęłam do słuchawki – Muszę do przeprosić, jest mi strasznie głupio, bo...
- Nieważne, powiesz to wszystko jemu – przerwał mi – W sobotę gramy z Jastrzębskim, mam dla ciebie bilet w bocznym sektorze, w pierwszym rzędzie, odpowiada ci?

______________________________
Jestem w jakimś kompletnym dołku twórczym. Jest mi głupio i przykro to mówić, ale naprawdę tak jest i z niemałym trudem powstał ten rozdział. 

Może jest to wynikiem tego, że w mojej głowie zrodził się nowy projekt, nowa historia... Nie, nie wiem czy kiedyś ją opublikuję :) Przez ostatnie dni napisałam parę fragmentów właśnie pod tym kątem, które chyba jako jedyne moje teksty mi się podobają :) I uwaga, teraz najlepsze - jako główny bohater występuje PIŁKARZ. Kto zgadnie jaki? :>

Nie chciałabym, żeby teraz po wzmiance o nowej historii ktoś pomyślał, że zostawię tak po prostu nad-przepasciaa. Nie! :) Historię Mariusza, Mai i Paula mam w swojej głowie już od dawna i cokolwiek by się nie działo - doprowadzę ją do końca, obiecuję Wam. 

Piszę wiele tekstów, oprócz tej historii. Są to takie jakby, hm... Fragmenty, zarysy jakichś historii, które powstają w mojej głowie i czuję nagły przypływ chęci, żeby właśnie te wszystkie wytwory przelać na "papier" ;) Mam ich naprawdę sporo i czasami fajnie jest się oderwać od historii nad-przepasciaa i przeczytać coś kompletnie innego. Swoją drogą dacie wiarę, że mam nawet fragmenty jakichś moich chorych wymysłów z kilkoma piłkarzami, np. z Torres'em? Ja sama w to nie wierzę, ale rok temu pochłonął mnie EUROszał i chyba to było tego wynikiem.

Okej, okej, trochę się zagalopowałam. Na razie będę Was męczyć losami Majki, bo chcę to skończyć, żeby zacząć coś innego. A pomysłów mam wiele, wierzcie mi ;)

EDIT: Zmieniłam szablon, co o nim myślicie?
Jest jeszcze nie do końca dopracowany, bo nie mogę zmienić rodzaju i koloru czcionek i koloru tła w stopce, nie wiem czemu :(