-
I wtedy wiesz Pit się wkurzył...
Mój szybki powrót do gabinetu zmieszał trochę Resoviaków, którzy rozgościli się w najlepsze.
- My już będziemy lecieć – zerwał się z mojego biurka Achrem.
Skinęłam obojętnie głową i zaczęłam wrzucać moje ubrania do torby. Nie miałam nawet ochoty zapytać Grześka jak się czuje. W głowie cały czas miałam słowa Wlazłego, mimo że za wszelką cenę starałam się ich pozbyć z moich myśli.
- Dzięki wielkie – odezwał się Kosok, kiedy całą trójką stanęli w przed drzwiami – Nie wiem jak się mam odwdzięczyć.
- Nie ma sprawy. Nie musisz się odwdzięczać – rzuciłam słabym głosem, nie mogąc nawet zmusić się do uśmiechu.
- Może wpadłabyś do Rzeszowa?
Spojrzałam zdziwiona na środkowego.
- To znaczy... Wiesz... Na mecz czy coś.
Dwójka pozostałych Resoviaków również chyba była zdziwiona propozycją Kosoka.
- W sumie to chętnie – wypaliłam niespodziewanie, niewiele myśląc – Tylko ma być miejsce w pierwszym rzędzie. Żebym miała blisko, gdyby znowu trzeba było cię ratować.
Mój szybki powrót do gabinetu zmieszał trochę Resoviaków, którzy rozgościli się w najlepsze.
- My już będziemy lecieć – zerwał się z mojego biurka Achrem.
Skinęłam obojętnie głową i zaczęłam wrzucać moje ubrania do torby. Nie miałam nawet ochoty zapytać Grześka jak się czuje. W głowie cały czas miałam słowa Wlazłego, mimo że za wszelką cenę starałam się ich pozbyć z moich myśli.
- Dzięki wielkie – odezwał się Kosok, kiedy całą trójką stanęli w przed drzwiami – Nie wiem jak się mam odwdzięczyć.
- Nie ma sprawy. Nie musisz się odwdzięczać – rzuciłam słabym głosem, nie mogąc nawet zmusić się do uśmiechu.
- Może wpadłabyś do Rzeszowa?
Spojrzałam zdziwiona na środkowego.
- To znaczy... Wiesz... Na mecz czy coś.
Dwójka pozostałych Resoviaków również chyba była zdziwiona propozycją Kosoka.
- W sumie to chętnie – wypaliłam niespodziewanie, niewiele myśląc – Tylko ma być miejsce w pierwszym rzędzie. Żebym miała blisko, gdyby znowu trzeba było cię ratować.
***
-
Maja! Hej, poczekaj!
Nie musiałam się odwracać żeby wiedzieć, kto za mną biegnie. Ten głos rozpoznałabym nawet w środku nocy. Mimo to nie do końca chciałam z nim teraz rozmawiać. Moje szybkie wyjście z Energii miało umknąć jego uwadze i spowodować szybie zakończenie naszej znajomości.
- Już myślałem, że cię nie złapię – wypłynęło z jego ust od razu, kiedy dobiegł do mnie.
- Spieszę się, przepraszam – mruknęłam i przyspieszyłam kroku.
Przyjmujący jednak nie odpuścił.
- Chciałem się pożegnać.
Przystanęłam i ogarnęłam wzrokiem ostatnich kibiców wychodzących z pokaźnego budynku. Ciężko westchnęłam. Dawno tak źle się nie czułam. Psychicznie, rzecz jasna.
- Zmęczona?
Jasne. Zmęczona życiem chyba. Co ja pieprzę w ogóle.
- Co jest?
- Tak, jestem zmęczona – wzruszyłam ramionami, nie mogąc wymyślić żadnej sensownej wymówki.
Ponownie ruszyłam przed siebie wolnym krokiem. Brązowookiego chyba ani trochę nie przekonało moje wyjaśnienie, bo szybko mnie dogonił. Obrzucił mnie badawczym spojrzeniem, aż w końcu zmarszczył prawie niezauważalnie brwi.
- No chyba jednak nie – po tych słowach jego wieczny uśmiech znacząco zmalał z jego twarzy – Próbujesz mnie zbyć.
Zrobiło mi się głupio.
- Nie mam humoru po prostu – odparłam po chwili całkowicie szczerze.
- To widzę – uśmiechnął się ciepło - Ale jakieś pół godziny temu jeszcze się uśmiechałaś, więc? Co się stało?
- Nie powinieneś już być w autobusie? - spróbowałam po raz kolejny po prostu się go pozbyć. Mimo że wcale tego nie chciałam – Rozmawiałam z twoim trenerem przed chwilą. Mówił, że zaraz wyjeżdżacie.
- Nie wrócę do Rzeszowa, jeśli mi nie powiesz co się stało.
- Nie wygłupiaj się – odparłam, nie biorąc słów Amerykanina na poważnie.
- Mówię serio – jego głos stał się jeszcze poważniejszy – Nie chcę się z tobą rozstawać w takiej atmosferze. Jak powiesz co się stało, to będzie ci lepiej.
- Przecież wszystko jest dobrze.
- Posłuchaj...
- Nie, to ty posłuchaj – przerwałam mu, mając już dość tej rozmowy. Chciałam być sama – Nie znamy się, Paul. Wymieniliśmy parę zdań, tyle. Wracaj do Rzeszowa i nie zawracaj sobie głowy.
Nie musiałam się odwracać żeby wiedzieć, kto za mną biegnie. Ten głos rozpoznałabym nawet w środku nocy. Mimo to nie do końca chciałam z nim teraz rozmawiać. Moje szybkie wyjście z Energii miało umknąć jego uwadze i spowodować szybie zakończenie naszej znajomości.
- Już myślałem, że cię nie złapię – wypłynęło z jego ust od razu, kiedy dobiegł do mnie.
- Spieszę się, przepraszam – mruknęłam i przyspieszyłam kroku.
Przyjmujący jednak nie odpuścił.
- Chciałem się pożegnać.
Przystanęłam i ogarnęłam wzrokiem ostatnich kibiców wychodzących z pokaźnego budynku. Ciężko westchnęłam. Dawno tak źle się nie czułam. Psychicznie, rzecz jasna.
- Zmęczona?
Jasne. Zmęczona życiem chyba. Co ja pieprzę w ogóle.
- Co jest?
- Tak, jestem zmęczona – wzruszyłam ramionami, nie mogąc wymyślić żadnej sensownej wymówki.
Ponownie ruszyłam przed siebie wolnym krokiem. Brązowookiego chyba ani trochę nie przekonało moje wyjaśnienie, bo szybko mnie dogonił. Obrzucił mnie badawczym spojrzeniem, aż w końcu zmarszczył prawie niezauważalnie brwi.
- No chyba jednak nie – po tych słowach jego wieczny uśmiech znacząco zmalał z jego twarzy – Próbujesz mnie zbyć.
Zrobiło mi się głupio.
- Nie mam humoru po prostu – odparłam po chwili całkowicie szczerze.
- To widzę – uśmiechnął się ciepło - Ale jakieś pół godziny temu jeszcze się uśmiechałaś, więc? Co się stało?
- Nie powinieneś już być w autobusie? - spróbowałam po raz kolejny po prostu się go pozbyć. Mimo że wcale tego nie chciałam – Rozmawiałam z twoim trenerem przed chwilą. Mówił, że zaraz wyjeżdżacie.
- Nie wrócę do Rzeszowa, jeśli mi nie powiesz co się stało.
- Nie wygłupiaj się – odparłam, nie biorąc słów Amerykanina na poważnie.
- Mówię serio – jego głos stał się jeszcze poważniejszy – Nie chcę się z tobą rozstawać w takiej atmosferze. Jak powiesz co się stało, to będzie ci lepiej.
- Przecież wszystko jest dobrze.
- Posłuchaj...
- Nie, to ty posłuchaj – przerwałam mu, mając już dość tej rozmowy. Chciałam być sama – Nie znamy się, Paul. Wymieniliśmy parę zdań, tyle. Wracaj do Rzeszowa i nie zawracaj sobie głowy.
I
mimo miliona sprzeczności zostawiłam Lotmana w osłupieniu, za cel
obierając sobie bełchatowski dworzec.
Siedziała
na trybunach stadionu warszawskiej Legii i obserwowała trening
juniorów. Przyjazd do Warszawy był impulsem. Zdecydowanie
najlepszym pomysłem od dłuższego czasu.
Samo obserwowanie młodych piłkarzy może nie przynosiło wewnętrznego uspokojenia i nie wywoływało radości, ale pomagało. Wreszcie mogła w spokoju uporządkować swoje myśli. Sama, bez tych wszystkich, którzy wiedzieli najlepiej jak powinna postępować i co powinna robić. Brakowało jej tylko jednej osoby. Tato, dlaczego zapomniałeś o mnie? Dlaczego pozwalasz, żeby wszystko było tak beznadziejnie skomplikowane i trudne? Dlaczego cię tu nie ma? Pierwszy raz pozwoliła dopuścić do siebie takie myśli. Po raz pierwszy od Jego śmierci dopuściła się myśli o Nim. Myśli, których przez sześć lat skrzętnie unikała.
Dlaczego odrzuciła i tak potraktowała niczemu winnego chłopaka, który po prostu był miły? Może wreszcie czas spojrzeć prawdzie w oczy. Może po prostu czas dopuścić do siebie także tą myśl. Nigdy nie sądziła, że można być z kimś tak związanym. Z kimś, kto ma swoje życie, tak odległe od niej. Tak nieosiągalne, a jednocześnie na wyciągnięcie ręki.
Mariusz był. Był i jest, bez względu na to co by się działo. Niewytłumaczalnym faktem jest to, że są w naszym życiu ludzie, którzy bezwzględnie na to co robią, na to co my robimy, na to co się dzieje – zajmują w naszym sercu istotne miejsce. Cholernie duże i widoczne miejsce.
To nie jest miłość. To nie może być miłość. Właściwie czym jest miłość? Uczuciem? Psa sąsiadki też darzę uczuciem, jednak nie jest on powodem tylu problemów i skomplikowanych sytuacji. Więc miłość jest powodem tych wszystkich komplikacji? Miłość jest komplikacją?
Czy może po prostu to jest przywiązanie? Bezwzględne przywiązanie, którego nie da się od siebie odrzucić?
Wysoki chłopak w niebieskiej koszulce z numerem 10 właśnie wykonał efektywny strzał z główki. Stojący przy linii bocznej w granatowym dresie trener skinął zadowolony głową. Blondynka oparła podbródek o zaciśnięte przy twarzy dłonie. Może to było to? Gdyby nie zrezygnowała... Gdyby grała dalej...
Odrzuciła od siebie wszystkie te absurdalne myśli. Jesteś twarda. Nie możesz się rozczulać.
Samo obserwowanie młodych piłkarzy może nie przynosiło wewnętrznego uspokojenia i nie wywoływało radości, ale pomagało. Wreszcie mogła w spokoju uporządkować swoje myśli. Sama, bez tych wszystkich, którzy wiedzieli najlepiej jak powinna postępować i co powinna robić. Brakowało jej tylko jednej osoby. Tato, dlaczego zapomniałeś o mnie? Dlaczego pozwalasz, żeby wszystko było tak beznadziejnie skomplikowane i trudne? Dlaczego cię tu nie ma? Pierwszy raz pozwoliła dopuścić do siebie takie myśli. Po raz pierwszy od Jego śmierci dopuściła się myśli o Nim. Myśli, których przez sześć lat skrzętnie unikała.
Dlaczego odrzuciła i tak potraktowała niczemu winnego chłopaka, który po prostu był miły? Może wreszcie czas spojrzeć prawdzie w oczy. Może po prostu czas dopuścić do siebie także tą myśl. Nigdy nie sądziła, że można być z kimś tak związanym. Z kimś, kto ma swoje życie, tak odległe od niej. Tak nieosiągalne, a jednocześnie na wyciągnięcie ręki.
Mariusz był. Był i jest, bez względu na to co by się działo. Niewytłumaczalnym faktem jest to, że są w naszym życiu ludzie, którzy bezwzględnie na to co robią, na to co my robimy, na to co się dzieje – zajmują w naszym sercu istotne miejsce. Cholernie duże i widoczne miejsce.
To nie jest miłość. To nie może być miłość. Właściwie czym jest miłość? Uczuciem? Psa sąsiadki też darzę uczuciem, jednak nie jest on powodem tylu problemów i skomplikowanych sytuacji. Więc miłość jest powodem tych wszystkich komplikacji? Miłość jest komplikacją?
Czy może po prostu to jest przywiązanie? Bezwzględne przywiązanie, którego nie da się od siebie odrzucić?
Wysoki chłopak w niebieskiej koszulce z numerem 10 właśnie wykonał efektywny strzał z główki. Stojący przy linii bocznej w granatowym dresie trener skinął zadowolony głową. Blondynka oparła podbródek o zaciśnięte przy twarzy dłonie. Może to było to? Gdyby nie zrezygnowała... Gdyby grała dalej...
Odrzuciła od siebie wszystkie te absurdalne myśli. Jesteś twarda. Nie możesz się rozczulać.
***
Późnym
wieczorem, leżąc w hotelowym łóżku włączyła komórkę.
Zignorowała nieustannie przychodzące smsy głównie z
powiadomieniami o nieodebranych połączeniach i wybrała numer do
mamy.
- Majeczka? Matko Boska, gdzie ty jesteś? - usłyszała spanikowany głos rodzicielki – Tak strasznie...
- Mamo, jestem w Warszawie.
Po chwili napiętego milczenia padło krótkie, pełne niedowierzania:
- W Warszawie?
- Po prostu... - zaczęła niepewnie, siląc się na twardy i obojętny ton – Muszę przemyśleć parę rzeczy. Sama.
- Co się...
- Nic – przerwała jej momentalnie blondynka, w dłoniach ściskając mocno poduszkę – Wrócę za parę dni. Nie martw się.
I kiedy od czerwonego przycisku, oznaczającego przerwanie połączenia dzieliły ją milimetry, usłyszała:
- Mariusz cały czas siedzi pod naszym domem. Czeka na ciebie i mówi, że musi z tobą porozmawiać.
Dziewczyna zacisnęła usta w cienką linię.
- Nikomu nie mów, że tu jestem. Nikomu, mamo.
- Majeczka? Matko Boska, gdzie ty jesteś? - usłyszała spanikowany głos rodzicielki – Tak strasznie...
- Mamo, jestem w Warszawie.
Po chwili napiętego milczenia padło krótkie, pełne niedowierzania:
- W Warszawie?
- Po prostu... - zaczęła niepewnie, siląc się na twardy i obojętny ton – Muszę przemyśleć parę rzeczy. Sama.
- Co się...
- Nic – przerwała jej momentalnie blondynka, w dłoniach ściskając mocno poduszkę – Wrócę za parę dni. Nie martw się.
I kiedy od czerwonego przycisku, oznaczającego przerwanie połączenia dzieliły ją milimetry, usłyszała:
- Mariusz cały czas siedzi pod naszym domem. Czeka na ciebie i mówi, że musi z tobą porozmawiać.
Dziewczyna zacisnęła usta w cienką linię.
- Nikomu nie mów, że tu jestem. Nikomu, mamo.
***
-
Tato?
Ojciec rzucił mi przelotne spojrzenie znad swojej sportowej torby.
- Dlaczego Lech? - zapytałam zamyślona, marszcząc brwi – Przecież większość swojej kariery grałeś w Łodzi.
- Ale już nie gram – odparł błyskawicznie – Jestem trenerem.
- Wiem, ale...
- Posłuchaj, Mała – zaczął łagodnie, odrywając się od pakowania – Kiedy miałem 11 lat trafiłem do Poznania. Spędziłem tam 6 cudownych lat i zostawiłem spory kawałek serca. Tam zdecydowałem, że będę piłkarzem.
Dalej nie rozumiałam.
- Są miejsca, z którymi wiąże się wiele wspomnień. Niektóre są tak silne, że po pewnym czasie wracają do nas ze zdwojoną siłą. Tak samo jest zresztą z ludźmi.
- I dlatego wybrałeś Poznań? Bo przypomniałeś sobie o tym, że kiedyś tam grałeś? - zapytałam z niedowierzaniem.
Tata roześmiał się i pokręcił głową.
- Są takie miejsca, gdzie serce mieszka całe życie.
Ojciec rzucił mi przelotne spojrzenie znad swojej sportowej torby.
- Dlaczego Lech? - zapytałam zamyślona, marszcząc brwi – Przecież większość swojej kariery grałeś w Łodzi.
- Ale już nie gram – odparł błyskawicznie – Jestem trenerem.
- Wiem, ale...
- Posłuchaj, Mała – zaczął łagodnie, odrywając się od pakowania – Kiedy miałem 11 lat trafiłem do Poznania. Spędziłem tam 6 cudownych lat i zostawiłem spory kawałek serca. Tam zdecydowałem, że będę piłkarzem.
Dalej nie rozumiałam.
- Są miejsca, z którymi wiąże się wiele wspomnień. Niektóre są tak silne, że po pewnym czasie wracają do nas ze zdwojoną siłą. Tak samo jest zresztą z ludźmi.
- I dlatego wybrałeś Poznań? Bo przypomniałeś sobie o tym, że kiedyś tam grałeś? - zapytałam z niedowierzaniem.
Tata roześmiał się i pokręcił głową.
- Są takie miejsca, gdzie serce mieszka całe życie.
***
-
Rozumiem, że twoja sytuacja jest trudna – ciągnął dalej trener
Wcześny, próbując przekonać mnie do zmiany zdania.
- Trudna? - syknęłam, a mój głos niebezpiecznie się złamał – Mój ojciec właśnie zmarł. Gdyby nie kopał tej pieprzonej piłki przez 30 lat swojego życia to byłby tutaj teraz z nami. Nie zachorowałby. Żyłby.
- Nie możesz tak mówić.
- Nie? - zapytałam łamiącym się głosem – To co, mam się oszukiwać? Czy może po prostu wrócić zaraz na boisko, a najlepiej pojechać do Czarnogóry na mistrzostwa?
Spojrzałam wyczekująco na obu mężczyzn. Prezes cały czas milczał, a Wcześny szukał chyba odpowiednich słów.
- Kończę z tym – padło z moich ust.
Obaj mężczyźni spojrzeli na mnie zdezorientowani.
- Co? - palnął bezmyślnie prezes.
- Odchodzę z Legii. Z kadry też.
- Ale...
- Nie możesz tak...
- Mogę. Już nigdy więcej nie postawię nogi na murawie.
Odwróciłam się w stronę drzwi i pozwoliłam wreszcie spłynąć kilku łzom po moich policzkach.
- Myślisz, że twój tata by tego chciał? - padło zza moich pleców.
Przystanęłam, jednak nie odwróciłam się.
- Ja tego chcę. Jego już tutaj nie ma.
I kiedy już moja dłoń spoczęła na klamce, usłyszałam pytanie wypływające z ust prezesa:
- Wiesz co często powtarzał?
Zacisnęłam powieki i nacisnęłam klamkę.
- Żeby przeżywać życie, trzeba widzieć w nim sens. Żeby chcieć wstać rano z łóżka, trzeba widzieć w tym jakiś cel.
Pociągnęłam głośno nosem i niezdarnie wytarłam mokry policzek.
- Kiedy poczujesz, że życie wymyka ci się z rąk, wróć do Warszawy. Są takie miejsca, gdzie nieumyślnie zostawiasz coś ważnego. Są takie miejsca, gdzie serce mieszka całe życie.
- Trudna? - syknęłam, a mój głos niebezpiecznie się złamał – Mój ojciec właśnie zmarł. Gdyby nie kopał tej pieprzonej piłki przez 30 lat swojego życia to byłby tutaj teraz z nami. Nie zachorowałby. Żyłby.
- Nie możesz tak mówić.
- Nie? - zapytałam łamiącym się głosem – To co, mam się oszukiwać? Czy może po prostu wrócić zaraz na boisko, a najlepiej pojechać do Czarnogóry na mistrzostwa?
Spojrzałam wyczekująco na obu mężczyzn. Prezes cały czas milczał, a Wcześny szukał chyba odpowiednich słów.
- Kończę z tym – padło z moich ust.
Obaj mężczyźni spojrzeli na mnie zdezorientowani.
- Co? - palnął bezmyślnie prezes.
- Odchodzę z Legii. Z kadry też.
- Ale...
- Nie możesz tak...
- Mogę. Już nigdy więcej nie postawię nogi na murawie.
Odwróciłam się w stronę drzwi i pozwoliłam wreszcie spłynąć kilku łzom po moich policzkach.
- Myślisz, że twój tata by tego chciał? - padło zza moich pleców.
Przystanęłam, jednak nie odwróciłam się.
- Ja tego chcę. Jego już tutaj nie ma.
I kiedy już moja dłoń spoczęła na klamce, usłyszałam pytanie wypływające z ust prezesa:
- Wiesz co często powtarzał?
Zacisnęłam powieki i nacisnęłam klamkę.
- Żeby przeżywać życie, trzeba widzieć w nim sens. Żeby chcieć wstać rano z łóżka, trzeba widzieć w tym jakiś cel.
Pociągnęłam głośno nosem i niezdarnie wytarłam mokry policzek.
- Kiedy poczujesz, że życie wymyka ci się z rąk, wróć do Warszawy. Są takie miejsca, gdzie nieumyślnie zostawiasz coś ważnego. Są takie miejsca, gdzie serce mieszka całe życie.
***
Dwa
dni później stanęła przed pokojem trenerskim w budynku
warszawskiej Legii. Przez dwa dni na dobre odcięła się od
wszystkiego. Wyłączyła telefon, nie korzystała z internetu ani
telewizji. Samotne spacery późnym wieczorem po Warszawie były
czymś, czego potrzebowała. Popołudniowe wpatrywanie się w
treningi juniorów i juniorek może z pozoru nie było najciekawszym
zajęciem, jednak pozwalało na swobodne przemyślenie wszystkich
problemów, które pojawiły się znikąd.
Zapukała w szare drzwi, a kiedy usłyszała donośne 'proszę', wzięła głęboki oddech i otworzyła drzwi, aby później znaleźć się w przestronnym, białym biurze trenera.
- Tutaj masz te badania lekarskie... - mężczyzna po czterdziestce nawet nie obdarzył dziewczyny krótkim spojrzeniem, zajęty był młodzikiem, któremu skrzętnie starał się wytłumaczyć znaczenie wszystkich papierów, które trzymał w ręce – Musisz pogadać z Samczakiem, on wie wszystko.
- Trener Wcześny? - odważyła się wreszcie niepewnym głosem.
Lekko posiwiały mężczyzna wreszcie oderwał wzrok i przeniósł obojętny wzrok na blondynkę.
- Tak?
Dziewczyna znieruchomiała. Czyli jednak. Dalej trenował młodych piłkarzy i piłkarki.
- Maja Adamczyk – podeszła bliżej – Możemy chwilę porozmawiać?
Wyraz twarzy starszego mężczyzny zmienił się w ułamku sekundy. Po usłyszeniu imienia i nazwiska dziewczyny jego oczy zrobiły się wielkie niczym pięciozłotówki.
- Adamczyk?
Nie mógł uwierzyć. To przecież było absurdalne. Nie mogła tutaj być. Kiedy jednak dziewczyna skinęła głową i niepewnie uniosła kąciki ust ku górze, był już pewien.
Zapukała w szare drzwi, a kiedy usłyszała donośne 'proszę', wzięła głęboki oddech i otworzyła drzwi, aby później znaleźć się w przestronnym, białym biurze trenera.
- Tutaj masz te badania lekarskie... - mężczyzna po czterdziestce nawet nie obdarzył dziewczyny krótkim spojrzeniem, zajęty był młodzikiem, któremu skrzętnie starał się wytłumaczyć znaczenie wszystkich papierów, które trzymał w ręce – Musisz pogadać z Samczakiem, on wie wszystko.
- Trener Wcześny? - odważyła się wreszcie niepewnym głosem.
Lekko posiwiały mężczyzna wreszcie oderwał wzrok i przeniósł obojętny wzrok na blondynkę.
- Tak?
Dziewczyna znieruchomiała. Czyli jednak. Dalej trenował młodych piłkarzy i piłkarki.
- Maja Adamczyk – podeszła bliżej – Możemy chwilę porozmawiać?
Wyraz twarzy starszego mężczyzny zmienił się w ułamku sekundy. Po usłyszeniu imienia i nazwiska dziewczyny jego oczy zrobiły się wielkie niczym pięciozłotówki.
- Adamczyk?
Nie mógł uwierzyć. To przecież było absurdalne. Nie mogła tutaj być. Kiedy jednak dziewczyna skinęła głową i niepewnie uniosła kąciki ust ku górze, był już pewien.
***
-
Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś cię tutaj zobaczę.
Odpowiednim miejscem na spotkanie po latach były trybuny. Oboje czuli się tam swobodnie.
- Co nie znaczy oczywiście, że się nie cieszę. Jestem zdziwiony.
Skinęła głową, ciągle zapatrzona w murawę i biegających po niej chłopców.
- Myślał pan, że „życie nigdy nie wymknie mi się z rąk”? - wreszcie oderwała wzrok od boiska i spojrzała na niego z lekkim uśmiechem.
Szybko zrozumiał. A właściwie to przypomniał sobie. Uśmiechał się w milczeniu, bo dobrze ją znał.
- Byłam 6 lat w Ameryce – zaczęła.
- Wiem.
Zdziwiła się.
- Po twoim odejściu wszyscy interesowali się tobą. Niektórzy nawet mówili, że dostałaś propozycję z Boston Breakers i dlatego wyjeżdżasz.
Parsknęła śmichem i pokręciła głową.
- Powiedziałam, że już nigdy nie zagram – spoważniała po chwili – Tak było.
- A teraz?
- Co teraz?
- Jesteś tu.
Zamyśliła się.
- Dwa tygodnie temu przyjechałam do Bełchatowa.
Trener spojrzał na nią wyczekująco. Ta jednak nadal zamyślona, wpatrywała się w murawę. Nie spieszyła się z wyjaśnieniami. Zmieniła się.
- Wie trener za co lubię Amerykę?
I nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, ciągnęła dalej:
- Odcięłam się tam od wszystkiego. Dałam się pochłonąć pracy i tylko to było priorytetem. Zero przywiązania do kogokolwiek i czegokolwiek. Zero ludzi, którzy mogliby się stać ważni w moim życiu.
- Uważasz to za dobre?
- Tak.
- To po co tu jesteś?
Zmarszczyła brwi i spojrzała zdezorientowana na mężczyznę. Otwarła usta, ale szybko je zamknęła. Potem znów. I jeszcze raz. Nie potrafiła znaleźć słów.
- Po co, Majka?
- Bo... To jest tak jakby... - zaczęła, odwracając ponownie wzrok – Tak właściwie... Nie umiem sobie poradzić.
Oczy niebezpiecznie ją zapiekły. Ale przyznała się. Na głos. Może to ten moment?
- Zdałam sobie sprawę, że przez ostatnie sześć lat nieustannie uciekałam. Teraz wróciłam, bo mój przyjaciel potrzebuje pomocy. Pojawiają się problemy, te głupie i banalne, ale i te całkiem poważne. Nie potrafię się tu odnaleźć. Brakuje mi taty. Brakuje mi normalnego życia i z minuty na minutę zdaję sobie sprawę, jakim słabym człowiekiem jestem. Nie umiem sobie z niczym poradzić i staram się jakoś... Nie przejmować, a jednocześnie tak cholernie... mi zależy.
Rozpłakała się jak małe dziecko. Wcześny złapał ją mocno za rękę.
- Jeśli długo próbujesz w sobie tłumić wszystkie emocje i uczucia, albo starasz się je po prostu omijać to one wrócą. Wrócą tysiąc razy silniejsze.
Minęła chwila, aż padły kolejne słowa. Dziewczyna uspokoiła głos i wytarła łzy z twarzy.
- To co mam zrobić?
- Znam cię, Maja – zaczął łagodnie trener – Mimo że się strasznie zmieniłaś przez te parę lat to dobrze wiem, czego chcesz. Ty zresztą też.
- Nie przyszłam tu, żeby popatrzeć na murawę i uświadomić sobie, że tęsknię za tym.
- To po co? - zapytał po raz kolejny tego dnia.
- Przemyśleć parę rzeczy.
- I udało się?
Nie odpowiedziała, ale oboje znali odpowiedź na to pytanie.
- Wiesz dlaczego się tak pogubiłaś?
Kątem oka rzuciła mu pytające spojrzenie.
- Żeby przeżywać życie, trzeba widzieć w nim sens. Żeby chcieć wstać rano z łóżka, trzeba widzieć w tym jakiś cel – zacytował dobrze znane jej słowa – Jaki miałaś cel i sens przez ostatnie sześć lat?
- Zapomnieć – odpowiedziała automatycznie.
- Naprawdę myślisz, że to możliwe?
- Nie.
- To może pora znaleźć nowy sens i obrać inny cel?
Odpowiednim miejscem na spotkanie po latach były trybuny. Oboje czuli się tam swobodnie.
- Co nie znaczy oczywiście, że się nie cieszę. Jestem zdziwiony.
Skinęła głową, ciągle zapatrzona w murawę i biegających po niej chłopców.
- Myślał pan, że „życie nigdy nie wymknie mi się z rąk”? - wreszcie oderwała wzrok od boiska i spojrzała na niego z lekkim uśmiechem.
Szybko zrozumiał. A właściwie to przypomniał sobie. Uśmiechał się w milczeniu, bo dobrze ją znał.
- Byłam 6 lat w Ameryce – zaczęła.
- Wiem.
Zdziwiła się.
- Po twoim odejściu wszyscy interesowali się tobą. Niektórzy nawet mówili, że dostałaś propozycję z Boston Breakers i dlatego wyjeżdżasz.
Parsknęła śmichem i pokręciła głową.
- Powiedziałam, że już nigdy nie zagram – spoważniała po chwili – Tak było.
- A teraz?
- Co teraz?
- Jesteś tu.
Zamyśliła się.
- Dwa tygodnie temu przyjechałam do Bełchatowa.
Trener spojrzał na nią wyczekująco. Ta jednak nadal zamyślona, wpatrywała się w murawę. Nie spieszyła się z wyjaśnieniami. Zmieniła się.
- Wie trener za co lubię Amerykę?
I nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, ciągnęła dalej:
- Odcięłam się tam od wszystkiego. Dałam się pochłonąć pracy i tylko to było priorytetem. Zero przywiązania do kogokolwiek i czegokolwiek. Zero ludzi, którzy mogliby się stać ważni w moim życiu.
- Uważasz to za dobre?
- Tak.
- To po co tu jesteś?
Zmarszczyła brwi i spojrzała zdezorientowana na mężczyznę. Otwarła usta, ale szybko je zamknęła. Potem znów. I jeszcze raz. Nie potrafiła znaleźć słów.
- Po co, Majka?
- Bo... To jest tak jakby... - zaczęła, odwracając ponownie wzrok – Tak właściwie... Nie umiem sobie poradzić.
Oczy niebezpiecznie ją zapiekły. Ale przyznała się. Na głos. Może to ten moment?
- Zdałam sobie sprawę, że przez ostatnie sześć lat nieustannie uciekałam. Teraz wróciłam, bo mój przyjaciel potrzebuje pomocy. Pojawiają się problemy, te głupie i banalne, ale i te całkiem poważne. Nie potrafię się tu odnaleźć. Brakuje mi taty. Brakuje mi normalnego życia i z minuty na minutę zdaję sobie sprawę, jakim słabym człowiekiem jestem. Nie umiem sobie z niczym poradzić i staram się jakoś... Nie przejmować, a jednocześnie tak cholernie... mi zależy.
Rozpłakała się jak małe dziecko. Wcześny złapał ją mocno za rękę.
- Jeśli długo próbujesz w sobie tłumić wszystkie emocje i uczucia, albo starasz się je po prostu omijać to one wrócą. Wrócą tysiąc razy silniejsze.
Minęła chwila, aż padły kolejne słowa. Dziewczyna uspokoiła głos i wytarła łzy z twarzy.
- To co mam zrobić?
- Znam cię, Maja – zaczął łagodnie trener – Mimo że się strasznie zmieniłaś przez te parę lat to dobrze wiem, czego chcesz. Ty zresztą też.
- Nie przyszłam tu, żeby popatrzeć na murawę i uświadomić sobie, że tęsknię za tym.
- To po co? - zapytał po raz kolejny tego dnia.
- Przemyśleć parę rzeczy.
- I udało się?
Nie odpowiedziała, ale oboje znali odpowiedź na to pytanie.
- Wiesz dlaczego się tak pogubiłaś?
Kątem oka rzuciła mu pytające spojrzenie.
- Żeby przeżywać życie, trzeba widzieć w nim sens. Żeby chcieć wstać rano z łóżka, trzeba widzieć w tym jakiś cel – zacytował dobrze znane jej słowa – Jaki miałaś cel i sens przez ostatnie sześć lat?
- Zapomnieć – odpowiedziała automatycznie.
- Naprawdę myślisz, że to możliwe?
- Nie.
- To może pora znaleźć nowy sens i obrać inny cel?
***
Wsiadając
do autobusu stojącego na stanowisku 9 na warszawskim dworcu
wiedziała już wszystko. Po paru godzinach nużącej jazdy, w końcu
ujrzała jej ukochany Bełchatów. Od razu po wyjściu z pojazdu
pokierowała się w dobrze znanym jej kierunku.
- Cześć – wypaliła od razu, kiedy otworzyły się przed nią drzwi.
Zdziwienie na jego twarzy było ogromne. Po chwili na jego twarzy zagościł uśmiech. Chyba uśmiech niedowierzania.
- Boże, Maja – bez zastanowienia wziął ją w ramiona. Nie opierała się – Przepraszam za tamto. Możesz mnie zwyzywać od debili i zazdrosnych dupków, ale nigdy więcej czegoś takiego nie rób. Tak cholernie się martwiłem.
- Okej – odparła całkiem spokojnie w jego szyję – Ale najpierw porozmawiamy. Szczerze.
- Cześć – wypaliła od razu, kiedy otworzyły się przed nią drzwi.
Zdziwienie na jego twarzy było ogromne. Po chwili na jego twarzy zagościł uśmiech. Chyba uśmiech niedowierzania.
- Boże, Maja – bez zastanowienia wziął ją w ramiona. Nie opierała się – Przepraszam za tamto. Możesz mnie zwyzywać od debili i zazdrosnych dupków, ale nigdy więcej czegoś takiego nie rób. Tak cholernie się martwiłem.
- Okej – odparła całkiem spokojnie w jego szyję – Ale najpierw porozmawiamy. Szczerze.
__________________________________
Mam nadzieję, że przynajmniej długość wam odpowiada (o ile byliście w stanie dobrnąć do końca), bo mi osobiście podobała się tylko muzyka :)
Podsumowując - dawno nie napisałam takiego chłamu.